[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Należało wziąć siedem sztuk różnych rzeczy, głównie produktów roślinnych, z których pamiętam tylko kłącze perzu, pięć elementów spalić, popiół starannie zgarnąć, dołożyć do niego jajko i kostkę cukru… nie, to miała być łyżeczka cukru, wśród odpowiednich zaklęć zapakować w węzełek z prawdziwego płótna i ukryć na jakiś czas, z tym że znów nie pamiętam na siedem czego, tygodni, miesięcy czy może lat.Dokonałyśmy tych magicznych manipulacji, jajka i cukier musiałam ukraść, bo nikt nie miał prawa o czarach wiedzieć, po czym węzełki zostały ukryte w cegłach.Leżały już wówczas w ogrodzie kręgi na przyszłą studnię i cegły na przyszły dom, który nigdy nie został wybudowany, i cegły wydały nam się kryjówką najstosowniejszą.Przypomniałam sobie o tych węzełkach w jakieś cztery lata później, znalazłam je, cukier skamieniał i wyłamałam sobie na nim ząb, a jajek nie miałam odwagi próbować.Z tą samą przyjaciółką wybrałam się o północy na cmentarz.Miałam już wówczas dwanaście lat, ona czternaście, i nie była to tak zupełnie północ, bo nie dałabym rady o podobnej porze wykraść się z domu, moja matka miała zbyt lekki sen, uzgodniłyśmy zatem, że północ będzie umowna.Naprawdę była to ósma godzina, dla mnie górna granica pobytu poza domem, ale mżył deszcz, chmury zasłaniały niebo i zrobiło się już prawie ciemno.Cmentarz, rzecz jasna, świecił pustką absolutną, zarośnięty był mocno i wyglądał nieopisanie ponuro.Symulując wielką odwagę, ostrożnie przeszłyśmy nieco w głąb, zatrzymałyśmy się przy jakimś nagrobku i niepewnie rozejrzałyśmy dookoła.Nic się nigdzie nie ruszało, panował spokój.Odwrócone twarzami do siebie mówiłyśmy właśnie, że no proszę, nie ma się czego bać, jakie tam duchy, kiedy tuż za nią, przy ziemi, coś gwałtownie i z hałasem szurnęło.Byłam w tej szczęśliwej sytuacji, że stałam przodem do tego i zanim się zdążyłam przerazić, zobaczyłam uciekającego zająca, ona jednak znajdowała się tyłem i nic nie widziała.Z takim wyrazem obłędnego przerażenia nie spotkałam się nigdy przedtem i nigdy potem, słowa nie wymówiła, dźwięku z siebie nie wydała, otworzyła usta i z tymi otwartymi ustami przysiadła, a oczy jej prawie wyszły z głowy.Dostałam ataku śmiechu, którego mi nie zdołała przebaczyć i pewnie dlatego nie szukałyśmy już wspólnie magicznych węzełków.Przyjaźń się skończyła, znikła na zawsze z mojego życiorysu i za nic nie mogę sobie przypomnieć, jak miała na imię.W tym samym mniej więcej czasie bawiłam się w Indian na Dzikich Polach.Zestawienie może oryginalne, ale tak nam pasowało.Dzikie Pola rozciągały się zaraz za grójeckim domem, w zabawach zaś uczestniczyła Bożenka, ta od poczwary pod brzozą, i druga przyjaciółka, Wiśka.Z leszczyny zrobiłam sobie łuk, a przy produkcji strzał wetknęłam Boźence patyk w oko.Nie specjalnie, broń Boże, najzupełniej przypadkowo, ale o mało nie oszalałam z przerażenia, że wyrządziłam jej ciężką krzywdę i żebrałam na wszystko, żeby nie płakała.Zniosła katastrofę dzielnie, potrzymała się za oko, uszkodzenia wzroku, na szczęście, nie doznała żadnego, ale do zabawy w Indian chyba trochę straciła serce.Z łuku strzelałam, strzały niosły na całe trzy metry i doskonale zaczepiały się o firankę.Pióropusze robiłam z indyczych piór i wtedy właśnie ten strachliwy kot miał ciężkie życie.Na śladach również znałam się pierwszorzędnie, racice krowy od stóp człowieka odróżniałam bez najmniejszego wahania.W Warszawie miałam zalążek przyjaciółki, Elę, sąsiadkę Lucyny.Ela posiadała lepszą huśtawkę niż ja, właściwie był to trapez i robiłyśmy na nim rozmaite ćwiczenia gimnastyczne.Potem dostawałyśmy konfitury z wiśni, produkowane przez gosposię Lucyny, najlepsze, jakie jadłam kiedykolwiek w życiu.Potem wybuchło powstanie i straciłam Elę z oczu, ale przedtem zleciałam ze schodów.Razem z Lucyną wychodziłyśmy z domu.Coś niosłam, nie pamiętam co, ale wiem z pewnością, że pod pachą ściskałam jakąś książkę.Znajdowałam się o pół piętra wyżej i podróż w dół zaczęłam już na pierwszym stopniu.Zjeżdżałam na tyłku, nie mogąc się powstrzymać, bo tę książkę przyciskałam do siebie kurczowo i miałam ograniczone ruchy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|