[ Pobierz całość w formacie PDF ] . My nie oddychamy, nie w waszym rozumieniu tego słowa odpowie-działo stworzenie. Potrzebne nam gazy pobieramy z pożywieniem.W zjadanejprzez nas skale jest tyle samo gazów, co w czymkolwiek innym.Po prostu niepotrzebujemy bez przerwy oddychać.Kiedy zostali sami, z wdzięcznością uwolnili się od swoich skafandrów.Tor-shind, który nie miał takich problemów, opuścił swojego krystalicznego kraba iszybko zbadał otoczenie. Nie ma zamków powiedział. Mnóstwo urządzeń podsłuchowych,oczywiście, ale nie znajduję niczego, co mogłoby nam zagrozić.Według mnie,jeśli Bozogowie zachowają neutralność i nie ostrzegą naszych rywali, będziemymogli zaskoczyć ich wkrótce po wejściu do śluzy.Yugash wykorzystał swoje krystaliczne macki, by z grubsza wyrysować roz-kład piętra.Wooley zbadała szkic krytycznym spojrzeniem. Nie zgadzam się.Widzę zbyt duże niebezpieczeństwo trafienia któregoś zBozogów, a na to nie możemy sobie pozwolić.Nie, ta druga komnata naprzeciwjest oczywiście przeznaczona dla nich.Proponuję, abyśmy pozwolili im wejść,zaczekali aż Bozogowie wyjdą i wtedy uderzyli tak szybko, jak to tylko możliwe,nie dając im nawet czasu na zdjęcie skafandrów.Torshind rozważył to. Nieco bardziej ryzykowne powiedział ale polityka jest polityką.Bozog, kosmodrom pięć godzinpózniejGrupa Ortegi obrzuciła budynek spojrzeniem, w którym przeważała ulga nadobawą.Od wielu dni nie zdejmowali skafandrów, cuchnęli i czuli swędzenie.Na-wet Trelig i Burodir nie czuli się dobrze, choć od czasu do czasu zażywali kąpieli,musieli robić to w tej samej wodzie.Ich grupa była liczniejsza: dwoje dużych Dillian, dwóch Makiemów i na do-datek Renard, Vistaru i Ghi-skand.Tworzyli dziwny zespół istot o odmiennychpotrzebach i różnej zdolności znoszenia niewygód.%7ładne z nich nie było w swo-im żywiole.Bozog zatrzymał się niedaleko śluzy. Tamci są w środku, we własnym apartamencie ostrzegł. Zrzuciliskafandry i mieli mnóstwo czasu na przygotowania.Nie zrobią nic tak długo,jak długo z wami będę, tego jesteśmy pewni.To by nas zmusiło do działania.Jednakże, kiedy was opuszczę, będziecie zdani tylko na siebie.Będę zwlekać takdługo, jak to możliwe, by dać wam jak największe szanse, ale potem wszystkozależy od was.Rozumieli to doskonale i byli mu wdzięczni za okazaną troskę.Dwoje Dillianwyciągnęło pistolety i stanęło na straży.Mieli ochraniać pozostałych do czasu, ażsami nie będą chronieni.Weszli do środka i przeszli dobrze oświetlonym korytarzem do umocowanychna górnych zawiasach drzwi i do swoich pomieszczeń.Nie zauważyli ani śladugrupy Yaxy.Kiedy mijali podobne drzwi po prawej stronie, z pleców Bozogawyrosła drżąca macka, wskazała na nie bez szmeru, po czym znów zamieniła sięw pomarańczową masę.Zrozumieli.Gotowy na wszystko wróg znajdował się tam, nie dalej niż dwa-dzieścia metrów od nich, po drugiej stronie korytarza.165* * *Czas mijał.Nie było to wygodne i nic z tego nie wynikało.Wszyscy bylizmęczeni.Długotrwałe napięcie dawało znać o sobie, zmieniało się w pełny odrę-twienia letarg.Renard siedział z pistoletem na pół uniesionym i kręcił głową. Dlaczego oni po prostu nie przyjdą i tego nie załatwią? gderał. My-ślałem, że uderzą, gdy tylko Bozog nas opuści. Jest tam wiele podstępnych umysłów zauważył Trelig. Jestem pe-wien, że taki był ich pierwotny plan, ale do tej pory zdążyli go zamienić w cośznacznie bardziej diabelskiego.To oczekiwanie jest niemal na pewno jego czę-ścią, ma osłabić naszą czujność. I to się im udaje mruknęła jego żona z drugiego kąta. Ledwo mogęutrzymać otwarte oczy. Spójrzcie, kto mówi o podstępnych umysłach odezwał się z grymasemRenard, patrząc przez ramię na Treliga. Słyszałem, że w tym nikt ci nie dorów-na. Przestańcie! rozkazał Ghiskind. Po prostu doprowadzi to nas dośmierci, jeśli zaczniemy się z sobą kłócić.Dlaczegóż ich w tym wyręczać? Spokojnie ostrzegła Faal Dillian. Nie zapominajcie, że mamy nadnimi liczebną przewagę.Nie zagrażają nam Chang i jej towarzysz, nawet w tymnie wezmą udziału.Oznacza to, że jest ich trzech przeciwko nam siedmiorgu.Renard raptownie drgnął i rozejrzał się dookoła. Co się stało? kilkoro z nich zapytało jednocześnie.Rozglądnął się z wyrazem lekkiego zaintrygowania na diabelskim, niebieskimobliczu. Nie jestem pewny odpowiedział ostrożnie. Przysiągłbym, że światłozamigotało przelotnie, a potem pojaśniało.Nagle rozbudzili się, pomimo że nie odczuli tego samego co on.W tak jaskrawym świetle nikt nie zwrócił uwagi na dziwny, niemal niewidocz-ny kształt, który przeniknąwszy do pokoju pod przepierzeniem, zawieszonym dwalub trzy centymetry nad podłogą, bez szmeru przesunął się wzdłuż listwy przypodłodze do drzwi, kierując się w stronę wielkiego centaura, Makorixa, stojącegoz pistoletem w pogotowiu.Wpłynął w ciało Dillianina, natychmiast opanowując ośrodki nerwowe, para-liżując ruchy.Mózg Dillian jest podobny do mózgu ludzkiego, a centralny systemnerwowy jest czymś pośrednim między systemami ludzkim i końskim.Torshindpoznał sposób poruszania się koni podczas przerzutu Mavry i Joshiego do Yugash.Jeśli nie brać pod uwagę rozmiarów, mózg Dasheena Julina był bardzo podobnydo mózgu Dillian.Torshind bez trudu odnalazł właściwe punkty.166Ręka trzymająca pistolet poruszyła się wolno, kciuk trącił małą kontrolnądzwignię do góry o dwa stopnie.Gęstość energii zostanie bardzo zredukowana,lecz mimo wszystko będzie paraliżująca, a strumień zrobi się szerszy.Lufa prze-sunęła się ostrożnie od drzwi w lewą stronę pokoju, gdzie znajdowali się Renard,Vistaru i Burodir.Nagle Vistaru dostrzegła, co się święci. Uwaga! wrzasnęła, natychmiast wzlatując.Renard miał niewiarygodny refleks.Odbiwszy się na swoich potężnych koz-lich nogach, wzbił się w powietrze w momencie, gdy wypalił pistolet Makorixa.Promień omiótł pokój i uderzył wprost w Ghiskinda i Burodir
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|