[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Chodziła znów na wszystkie zabawy i wszystkie pikniki.Sięgała myślami do lat szkolnych, usiłowała sobie przypomnieć nazwiska i twarze koleżanek; wróciła do szarych, posępnych lat w sierocińcu; wskrzeszała w wyobraźni każde wspomnienie matki, każdą jej opowieść; przeżywała od nowa całe życie z Billem.Ale wciąż i wciąż - i to było najstraszniejsze - wracała z tych dalekich traktów do swego obecnego położenia.I w gardle czuła suchość, w piersi dojmujący ból; dręczyła ją świadomość, że coś minęło bezpowrotnie.Rozdział piętnastyCałą tę noc Saxon przeleżała na łóżku ubrana, nie zaznawszy ani chwili snu.A gdy rano wstała, obmyła twarz i uczesała włosy, przeniknęło ją uczucie dziwnego odrętwienie poczuła nieznośny ucisk w głowie, jak gdyby czaszkę skuwała jej żelazna obręcz.Był to początek choroby tylko, że Saxon nie wiedziała, że to jest choroba.Wiedziała tylko; że czuje się jakoś dziwnie.Nie była to gorączka ani przeziębienie.Właściwie nic jej nie dolegało i gdy zaczęła się nad tym zastanawiać, przypisała złe samopoczucie nerwom, a według poglądów jej i jej klasy stan nerwów nie wiąże się ze zdrowiem.Opanowało ją dziwne uczucie zagubienia własnego ja, obcości w stosunku do siebie samej; świat, na którym żyła, stał się nagle niewyraźny, jakby zamglony.Brak mu było ostrości konturów, zniknęła zwykła żywość barw i faktów.Saxon miewała chwile zaniku pamięci, bezustannie łapała się na tym, że wykonuje czynności nie zamierzone.Na przykład ocknęła się w pewnej chwili na podwóreczku za domem wieszając tygodniowe pranie.Nie pamiętała, żeby stała nad balią, a mimo to wszystko było należycie uprane.Prześcieradła, poszewki, obrusy wygotowała.Wełnianą bieliznę Billa uprała w ciepłej wodzie mydłem domowej roboty, na które przepis dała jej Mercedes.Zorientowała się także, że na obiad zjadła kotlet barani, a więc chodziła do rzeźnika, czego zupełnie nie pamiętała.Zaciekawiona weszła do sypialni.Łóżko było posłane, pokój sprzątnięty.O zmroku ocknęła się w małej bawialence.Siedziała przy oknie, płacząc z radości.W pierwszej chwili nie mogła się zorientować, jaki jest powód tego szczęścia.Potem nagle zrozumiała: to dlatego, że dziecko umarło.„Szczęście, szczęście” - wykrzykiwała na głos, załamując ręce.Ale wiedziała, że załamuje ręce z radości.Dni mijały.Zatraciła poczucie czasu.Niekiedy zdawało jej się, że minęły wieki, odkąd Bill poszedł do więzienia.Kiedy indziej znów odnosiła wrażenie, że to było zaledwie wczoraj.Ale w tym chaosie dwie myśli powtarzały się uporczywie: nie wolno jej odwiedzać Billa w więzieniu; całe szczęście, że dziecko umarło.Któregoś dnia odwiedził ją Bud Strothers.Rozmawiała z nim we frontowym pokoju, cały czas wpatrując się jak urzeczona w postrzępione mankiety jego spodni.Innego znów dnia przyszedł administrator związku.Powiedziała mu, podobnie jak Strothersowi, że niczego nie potrzebuje i że da sobie radę, dopóki Bill nie wróci.Zaczął ją prześladować nowy lęk.Kiedy Bill wróci… Nie.To się nie może zdarzyć.Nie wolno im mieć dziecka.To dziecko mogłoby żyć.Nie, nie - po tysiąc razy nie.Nie dopuści do tego.Prędzej ucieknie.Wolałaby nigdy nie zobaczyć Billa.Wszystko, tylko nie to.Wszystko… wszystko.Ten lęk był uparty, nie ustępował.W snach pełnych koszmarów stało się to już faktem dokonanym; budziła się drżąca i zlana zimnym potem, z twarzą mokrą od łez.Sypiała źle.Niekiedy całą noc nie mogła zasnąć; wiedziała, że cierpi na bezsenność, i przypomniała sobie, że na bezsenność umarła jej matka.Któregoś dnia ocknęła się w gabinecie doktora Hentleya.Spoglądał na nią ze zdziwieniem.- Odżywia się pani porządnie? - spytał.Skinęła głową.- Dolega coś pani?Wykonała ruch przeczenia.- Czuję się dobrze, panie doktorze… tylko… - Słuchamy, słuchamy - zachęcił ją doktor.I nagle wiedziała, dlaczego tu przyszła.W słowach prostych, jasnych wytłumaczyła mu wszystko.Potrząsnął głową.- To się nie da zrobić, młoda osobo - odparł.- Och, da się zrobić! - zawołała.- Wiem, że się da!- Nie to miałem na myśli - rzekł doktor.- Chciałem powiedzieć, że nie mogę udzielić pani tej rady.Nie śmiem.Jest to sprzeczne z prawem.W więzieniu w Leavenworth siedzi lekarz skazany właśnie za taką poradę.Na próżno tłumaczyła mu, błagała.Powiedział jej, że ma żonę i dzieci i że przez wzgląd na nie nie wolno mu ryzykować.- Zresztą w chwili obecnej istnieje małe prawdopodobieństwo - dodał.- Ale ono będzie, z pewnością będzie - nalegała.Doktor Hentley miał minę zatroskaną i potrząsnął tylko głową.- Dlaczego chce pani wiedzieć? - spytał w końcu.Saxon otworzyła przed nim serce.Opowiedziała mu o swoim pierwszym szczęśliwym roku z Billem, o ciężkich czasach, o tym, że się Bill zmienił, o dręczącym ją lęku.Nie idzie o to, że ono może umrzeć.Z tym dałaby sobie radę.Ale o to, że może żyć.Bill wyjdzie niebawem z więzienia i wtedy niebezpieczeństwo zacznie znów zagrażać.Przecież chodzi tylko o kilka słów.Nigdy nikomu o tym nie powie.Żadna siła nie zdołałaby z niej tego wyrwać.Ale doktor Hentley nadal potrząsał głową.- Nie wolno mi o tym mówić.To wstyd, ale boję się tego ryzyka.Mam ręce związane.Nasze prawa są idiotyczne.Muszę pamiętać o moich bliskich.Dopiero gdy wstała, zawahał się i zmiękł.- Niech no pani podejdzie bliżej - powiedział.- Proszę usiąść.Już miał szeptać jej do ucha, gdy nagle wstał i w odruchu przesadnej ostrożności przeszedł szybko przez pokój, otworzył drzwi, wyjrzał do poczekalni.A gdy usiadł znowu, przysunął krzesło tak blisko, że ramiona ich dotykały się, a jego broda łechtała jej ucho.- Nie, nie - uciął krótko, gdy usiłowała wyrazić mu swą wdzięczność.- Nic pani nie powiedziałem.Przyszła pani do mnie poradzić się co do ogólnego stanu zdrowia.Jest pani przemęczona, osłabiona…Mówiąc to prowadził ją do wyjścia.Gdy otworzył drzwi, zobaczyli w poczekalni pacjenta czekającego na dentystę, który przyjmował w sąsiednim gabinecie.Doktor Hentley podniósł głos:- Proszę zażywać tę miksturę, którą pani zapisałem.To bardzo ważne.A jak pani apetyt, proszę go nie zadowalać byle czym.Powinna pani jeść solidne, pożywne potrawy… i naturalnie befsztyki, dużo befsztyków.Tylko proszę ich nie wysmażać na podeszwę.Do widzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|