Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wódka - poprawiła się.- Nie, d\in, martini z d\inu.Jej rumieńce pogłębiły się, a była zbyt zdenerwowana, \eby zauwa\yć iskierkirozbawienia w jego oczach, kiedy zapytał powa\nie:- Wytrawne czy słodkie?- Wytrawne.- Beefeater, Tanqueray czy Bombay?- Beefeater.- Oliwka czy cebulka?- Oliwka.- Jedna czy dwie?- Dwie.- Walium czy aspiryna? - dopytywał się tym samym bezbarwnym głosem, ale wkącikach jego ust czaił się uśmiech.Zorientowała się, \e przez cały czas droczył się z nią.Poczuła wdzięczność i ulgę.Spojrzała na niego i odwzajemniła uśmiech.- Przepraszam, jestem trochę zdenerwowana.Kiedy kelner odszedł z ich zamówieniem na drinki, Matt zastanawiał się nad jejzdenerwowaniem.Rozejrzał się po wspanialej restauracji, gdzie jeden posiłek kosztował tyle,ile kiedyś dostawał za dzień pracy w stalowni.Nie mając właściwie takiego zamiaru, i onprzyznał się do czegoś:- Kiedyś marzyłem o zabraniu cię na lunch do miejsca takiego jak to.Zajęta rozmyślaniem, jak najzręczniej poruszyć problem, z którym tu przyszła,spojrzała na piękne bukiety kwiatów wypełniających potę\ne srebrne wazony, na kelnerów w smokingach, pochylających się z atencją nad stolikami przykrytymi płóciennymi obrusami,błyszczącymi chińską porcelaną i kryształami.- To znaczy do jakiego? Matt zaśmiał się krótko.- Nie zmieniłaś się, Meredith, najbardziej ekstrawagancki luksus to dla ciebie ciąglenajzwyczajniejsza rzecz.Była zdeterminowana, \eby utrzymać tę delikatną nutkę dobrej woli, która pojawiłasię w czasie ustalania, co będzie piła, i powiedziała rzeczowo:- Nie mo\esz wiedzieć, czy się zmieniłam, czy nie, bo spędziliśmy razem zaledwiesześć dni.- I sześć nocy - podkreślił znacząco, z premedytacją próbując wywołać rumieniec najej policzkach, wytrącić ją z równowagi, zobaczyć znowu tę niepewną dziewczynę, niemogącą się zdecydować, jaki trunek wybrać.Zignorowała wzmiankę o seksie i powiedziała:- Trudno uwierzyć, \e byliśmy kiedyś mał\eństwem.- Nic dziwnego, skoro nigdy nawet nie u\ywałaś mojego nazwiska.- Jestem przekonana - skontrowała, starając się utrzymać ton łagodnej obojętności - \edziesiątki kobiet zasługują na to bardziej ni\ ja kiedykolwiek.- To brzmi tak, jakbyś była zazdrosna.- Jeśli uwa\asz, \e w moim głosie brzmi zazdrość - odparowała, z trudem trzymając wryzach swój temperament, lekko nachylając się w jego kierunku - to coś bardzo złego dziejesię z twoim słuchem!Przez jego twarz przebiegł niechętny uśmiech.- Zapomniałem ju\, \e u\ywasz tego superpoprawnego sposobu wyra\ania się, kiedyjesteś zła.- Dlaczego próbujesz - zasyczała - celowo wmanewrować mnie w sprzeczkę?- Prawdę mówiąc - powiedział sucho - to co powiedziałem, miało być komplementem.- Och - wyrwało jej się.Zaskoczona i trochę sfrustrowana, spojrzała na kelnera, któryprzyniósł ich drinki.Zamówili lunch i Meredith zdecydowała, \e poczeka z nowiną o ich nieistniejącym rozwodzie do chwili, a\ Matt wypije część swojego drinka i alkohol rozluzni gotrochę.Wybór następnego tematu pozostawiła jemu.Matt uniósł szklaneczkę, zdziwiony tym, \e nieświadomie stara się przypierać ją domuru.Z wyszukaną kurtuazją i zainteresowaniem powiedział: - Zgodnie z tym, co piszą w rubrykach towarzyskich, działasz aktywnie w kilkuprzedsięwzięciach charytatywnych, operze, balecie, koncertach symfonicznych.Co poza tymrobisz ze swoim czasem?- Przez pięćdziesiąt godzin tygodniowo pracuję w  Bancrofcie - powiedziała, trochęrozczarowana, \e nie czytał nic o jej osiągnięciach w tej dziedzinie.O jej sukcesach w  Bancrofcie Matt wiedział wszystko i był ciekaw, jak dobrymdyrektorem była naprawdę.Mógł to ocenić, słuchając, jak opowiada o swojej pracy.Zacząłzadawać jej pytania.Meredith odpowiadała.Najpierw niechętnie, a potem rozluzniła się, poniewa\odsuwała od siebie, jak tylko mogła, wyjawienie powodu ich spotkania i dlatego te\, \e pracabyła jej ulubionym tematem.Jego pytania były bardzo trafne.Wydawał się tak prawdziwiezainteresowany tym, co mówiła, \e ju\ po chwili opowiadała mu o swoich osiągnięciach icelach, o sukcesach i pora\kach.Matt potrafił słuchać w taki sposób, \e prowokował dozwierzeń.Koncentrował się wyłącznie na tym, co do niego mówiono, tak jakby ka\de słowobyło interesujące, wa\ne, wiele znaczące.Zanim zdała sobie z tego sprawę, zwierzyła mu sięnawet z problemu, jakim dla niej były oskar\enia o nepotyzm w sklepie i jak trudno byłodawać sobie z tym radę.Powiedziała te\ o szowinizmie, jaki swoim nastawieniem siał jejojciec wśród personelu.Do czasu, kiedy kelner sprzątnął talerze po lunchu, Meredith odpowiadała nawszystkie jego pytania i wykończyła niemal całą zamówioną przez niego butelkę bordeaux.Przyszło jej do głowy, \e powodem, dla którego była tak wylewna, był fakt, \e odwlekałapowiedzenie mu swojej denerwującej nowiny, ale nawet teraz, kiedy nie dało się ju\ tegodłu\ej odwlekać, czuła się o wiele bardziej zrelaksowana ni\ na początku posiłku.Milczeli przez chwilę, pełni wzajemnego zrozumienia.Spojrzeli na siebie poprzezstół.- Twój ojciec ma szczęście, \e pracujesz dla niego - powiedział Matt ze szczerymprzekonaniem.Nie miał wątpliwości, \e jest bardzo dobrym dyrektorem.Mo\e nawetuzdolnionym.Kiedy mówiła, styl jej działania stał się dla niego jasny; tak samo jak jejoddanie pracy, inteligencja, entuzjazm i przede wszystkim odwaga i spryt.- To ja mam szczęście - powiedziała, uśmiechając się do niego.-  Bancroft liczy siędla mnie najbardziej.To najwa\niejsza rzecz w moim \yciu.Matt oparł się wygodnie o oparcie krzesła i przyswajał sobie tę nowo odkrytą stronęMeredith.Trzymając w dłoni kieliszek wina, zmarszczył brwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript