[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Duterly wycofała Kolor, jednak za przykładem Qeesa wysłała kulę stigieł.- Co robisz? - wyszeptał Qees.- On jest z Zastępów.- Co?- Z Błogosławionych Zastępów.- Skąd wiesz?- Wiem.Widziałam - tak naprawdę to jedynie przypuszczała.Nagle urwał się ciągły cichy pisk.Spojrzeli w górę.„Koliber” spadał.Grzmotnął w ziemię sto metrów od nich.Huknęło z lekkim opóźnieniem.Biały pył osiadł na crombinezonach.- Co jest.? - nie dopowiedział do końca.Charkot stłumił słowa.Promienie, które wystrzeliły z dłoni błogosławionego, były niewidoczne, ale zwęglony materiał na piersi Qeesa mówił sam za siebie.Inna rzecz, że crombinezony miały być teoretycznie odporne na laser.Błogosławiony ich mordował.Ta myśl dotarła do mózgu Duterly, dopiero gdy skryła się w półmroku puszczy.Rzuciła się od razu do ucieczki wystrzeliwując wszystkie stigły, wszystkie Kolory, wszystko, co mogła wystrzelić.Miała nikłą nadzieję, że powstrzyma to na chwilę błogosławionego i chyba jej się udało.Chyba.Znalazła się w królestwie jugetranów.Sama, bez towarzyszy, bez pojazdu.Na sygnał wysłany automatycznie przed kilkoma sekundami zapewne już zareagowano, lecz musiało to potrwać.Odlecieli od bazy ładny kawałek, a nie istniały nieograniczone rezerwy szarych, czekających tylko na sygnał do startu.Gdyby znajdowali się na trudniejszym terenie, a ich grupa miałaby na koncie mniej ziemnych, W ogóle by ich nie szukano.Czas pracował dla niej, ale tymczasem musiała uciekać, byle dalej od tego miejsca, byle dalej od tego człowieka.Błogosławiony ich mordował!Gnając jak szalona na rozdbitach, slalomem między pniami drzew próbowała spętać swój strach.Nigdy nie była specjalnie odważna, nauczyła się jednak przez te wszystkie lata redukować strach do minimum, tak, by nie przeszkadzał jej, by ledwo go zauważała.Strachu nie można lekceważyć, nie można tak po prostu odrzucić.Strach był cennym zmysłem, znaczącym nieraz więcej niż cała ta aparatura.Był potrzebny.Wiele rzeczy było potrzebnych w jej zawodzie.Albowiem dla Duterly był to zawód.Nie chwilowe zajęcie, niebezpieczne, lecz świetnie płatne; krótka droga do bogactwa.Dla niej była to normalna praca.Była jedną z dwudziestu dwu osób, które pracowały w patrolu dłużej niż jeden kontrakt.Trzeci rok.Ponad milion na koncie.Dlaczego to robiła? Chciała popełnić samobójstwo? Pokuta? Wyżycie się? Kiedyś poleciała do telepaty psychiatry, żeby odpowiedział jej na to pytanie.(Poniekąd było to głupotą z jej strony; robiła, to, co robiła, ponieważ nic innego nie potrafiła dobrze robić.Może nie było to wystarczające wyjaśnienie, ale.) Zwrócił jej pieniądze za seans twierdząc, iż żeby spełnić jej życzenie musiałby, złamać prawo.Spytała co ma na myśli.Odparł, że musiałby doprowadzić do szaleństwa jej podświadomość.Kim więc w końcu jest? Wariatką? Sadystką? Masochistką? Wzruszył ramionami.Zatrzymała się.Baterie zaczynały się wyczerpywać.Nie mogła tak gnać bez końca.Za chwilę powinien pojawić się strat ratunkowy.Uniosła głowę, wytężając troje swych przednich oczu.Niebo na razie było czyste.Czekała.Nie dostrzegła Kiatliokulaha, który zmaterializował się w ciągu kilku milionowych części sekundy.Kiedy wiadomość o nim wędrowała przez hełm do nerwów Dutarly, nóż Przyjaciela wnikał w jej szyję, spijając krew z cichym sykiem.Kiatliokulah stał na powalonym przez burzę drzewie, musiał się pochylić.Biała kurtyna jego włosów zasłoniła pomarszczoną twarz.I bardzo dobrze.Wieczni - miano to nadano ludziom, którzy korzystając z Maszyny Ruftriechiego (patrz Ruftriechi, Alexander) przenieśli się w przeszłość.Wraz z ciałem przenieśli i dusze, jednak w chwili powrotu ciał następował efekt KarKuDiego (patrz Odbicie).Podróżujący powracał do swojego czasu, lecz jego dusza stworzona przez swoiste Odbicie żyła nadal w czasie opuszczonym przez podróżnika.Żyła samodzielnie przez czas dzielący moment opuszczenia przeszłości przez Wiecznego do momentu jego narodzin.Z chwilą narodzin następowało właściwe Odbicie, co sprawiało, że Wieczny rodząc się znał całą swoją przeszłość i przyszłość.Dusza wtórna jest w pewnym sensie jednością z duszą podstawową, co powoduje, że Wieczny przeżywa świadomie tysiąclecia.Dusza wtórna przez cały czas poszukuje ciała, w którym mogłaby zamieszkać w danym okresie (patrz opętanie).W chwili narodzin przyszły podróżnik w czasie jest już Wiecznym, albowiem wchłonięta dusza wtórna już przeżyła wszystko.Wziąwszy pod uwagę, iż potem następuje podróż, jasnym się staje, dlaczego podróżników zwie się Wiecznymi.Cały ten cykl nie ma końca ani początku, powtarza się niezliczoną ilość razy.Dlatego też możliwe są przypadki opętania przez tego samego Wiecznego kilku ciał w jednym czasie.Do Wiecznych o najdłuższym cyklu należą: James Woppati, Zarmak Taiński, Kuszmi Owar Atrachita, Ezewel Campalg jr., Orchoszy Covalsky.(Ze względu na to, iż wiele skoków w przeszłość mogło się dokonać w wydaniu „Kalejdoskopu” nie można podać pełnej listy Wiecznych.)„Kalejdoskop paradoksów”.(praca zbiorowa) str.759„Ja nie chciałem tego zrobić.”„Wiem.” - Przyjaciel był bardziej smutny niż zwykle.„Musiałem ich zabić.”„Usprawiedliwiasz się?”„Nie mogłem dopuścić.Tak, cholera, usprawiedliwiam się!”Już drugi dzień Radiwill prowadził tego typu rozmowy.Po części udawał.Nawet on nie był taki kryształowy.Niemniej dręczyło go to.W końcu, jakieś sumienie miał.Okolice Implite.Nie było to dokładne.Okolice.Przeczesywał je z anielską cierpliwością.Na razie miał tylko kłopoty z ziemnymi i patrolem.Żadnych rezultatów.Potem trzeba będzie zwiększyć promień.Zwiększy i będzie przeczesywał dalej.Scott Berry.Taki był warunek.Sataniści postawili sprawę jasno.Musi znaleźć tego Berry’ego.Musi znaleźć tego Berry’ego.To jego wielka szansa.Znajdzie go, a papież (i nie tylko on) na pewno to zapamięta.Podczas gdy Radiwill pęta się nie wiadomo gdzie, On spełni wielką prośbę papieża.I zażegna niebezpieczeństwo wiszące nad Zastępami.Co prawda Ojciec Święty nie znaczył już tyle, co niegdyś, ale w razie śmierci archanioła po takiej „przysłudze” Colloni wysunąłby się na czoło wśród kandydatów na jego miejsce.Wiadomości dostarczone przez papieża bardzo ułatwiały sprawę.Około dwa kilometry na zachód od Głazu Maski.Nie było tam żadnego domu, platformy czy nawet budynku ziemnego, Niemniej ten Berry musiał tu gdzieś być.Przeszukał drzewa.Powietrzne mieszkania w roślinach.Velezowie budowali coś takiego.I tym razem pudło.Dusze nie wyczuły żadnych klątw niewidzialności.Pozostała więc już tylko jedna możliwość.Nie na ziemi, lecz pod nią.I w tym momencie dusze zaalarmowały błogosławionego.Ktoś się zbliża.Zanim Colloni zdążył w jakikolwiek sposób zareagować dusze rozprężyły się leniwie wysyłając informacje.Człowiek wyszedł zza pnia i zatrzymał się.- Co ty tu.Radiwill usiadł na ziemi.- To może ty pierwszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|