[ Pobierz całość w formacie PDF ] .-Nie warto pytaæ go o wyjaœnienia - powie dzia³a Chantal.- Nie mo¿na polegaæ na jego s³o wach, bo cz³owiek, który domaga siê pope³nienia zbrodni, nie zas³uguje na zaufanie.-Mo¿emy go tu zatrzymaæ, dopóki nie spieniê ¿ymy z³ota - zaproponowa³ kowal.Nieznajomy spojrza³ znacz¹co na w³aœcicielkê hotelu.-On jest nietykalny - powiedzia³a.- Z pewno œci¹ ma bardzo wp³ywowych przyjació³.W mojej obecnoœci dzwoni³ w ró¿ne miejsca, rezerwowa³ bi lety lotnicze, hotele.Jego znajomi zaczn¹ siê niepo koiæ i, podejrzewaj¹c najgorsze, za¿¹daj¹ szczegó³owego œledztwa.W Yiscos zaroi siê od policji.Chantal po³o¿y³a na ziemi swoj¹ sztabkê i zesz³a z linii strza³u.Pozosta³y kobiety uczyni³y to samo.-Mo¿ecie zastrzeliæ tê Bogu ducha winn¹ staruszkê - doda³a Chantal.- Ale poniewa¿ wiem, ¿e to zasadzka, któr¹ zastawi³ na was nieznajomy, nie zamierzam uczestniczyæ w tej zbrodni.-Ty nic nie rozumiesz! - oburzy³ siê w³aœciciel ziemski.- Jestem pewna, ¿e mam racjê i ju¿ wkrótce burmistrz znajdzie siê za kratkami, a was wszystkich oskar¿¹ o kradzie¿.Ja bêdê poza wszelkimi podejrzeniami.Ale obiecujê, ¿e was nie wydam po ¿adnym pozorem.Zeznam, ¿e nie wiem, co siê wydarzy³o.A zreszt¹ znamy przecie¿ dobrze naszego burmistrza, w przeciwieñstwie do nieznajomego, który jutro zamierza opuœciæ Yiscos.Prawdopodobnie burmistrz weŸmie ca³¹ winê na siebie.Prawdopodobnie powie, ¿e obrabowa³ jakiegoœ cz³owieka, który znalaz³ siê tu przypadkiem.Obwo³amy go jednomyœlnie bohaterem, zbrodnia nigdy nie zostanie odkryta i tak czy inaczej bêdziemy ¿yæ nadal - ale bez z³ota.-Tak w³aœnie post¹piê! - zapewnia³ burmistrz, przeœwiadczony o tym, ¿e nikt nie weŸmie sobie do serca wywodów tej szalonej dziewczyny.Ktoœ od³o¿y³ strzelbê.-Mo¿ecie na mnie liczyæ! Wezmê na siebie to ryzyko! - krzycza³ burmistrz.W odpowiedzi us³ysza³ tylko szczêk ³amanej broni - znak, ¿e ludzie postanowili jednak nie strzelaæ.Od kiedy to mo¿na wierzyæ obietnicom polityków? Zosta³y tylko dwie strzelby gotowe do wystrza³u.Burmistrza, wymierzona w pannê Prym, i ksiêdza, wycelowana w Bertê.Drwal, który ju¿ wczeœniej litowa³ siê nad staruszk¹, podszed³ do obu mê¿czyzn i wyrwa³ im broñ z r¹k.Panna Prym mia³a racjê - wierzyæ innym to ryzykowna sprawa.Wygl¹da³o na to, ¿e wszyscy zdali sobie z tego sprawê, gdy¿ zaczêli siê rozchodziæ, najpierw najstarsi, a na koñcu najm³odsi.W ciszy ruszyli do miasteczka.Ka¿dy stara³ siê wróciæ do swoich codziennych trosk: do pogody, do owiec, które trzeba strzyc, do pola, które trzeba zaoraæ, a lada dzieñ zacznie siê sezon ³owiecki.W Vi-scos, miasteczku zagubionym w czasie, ka¿dy dzieñ podobny by³ do drugiego.Mieszkañcy Yiscos przekonywali samych siebie, ¿e ostatnie dni by³y tylko snem.Albo koszmarem.Na leœnej polanie pozosta³o troje ludzi - Chan-tal, nieznajomy oraz Berta, ci¹gle uœpiona i przywi¹zana do g³azu.- WeŸ to z³oto dla twojego miasteczka - odezwa³ siê nieznajomy.- Muszê ust¹piæ wobec oczywistej prawdy: nie nale¿y ju¿ do mnie, choæ nie uzyska³em odpowiedzi, na któr¹ czeka³em.- Dla mojego miasteczka? O nie, z³oto jest mo je.Ta sztabka zakopana ko³o ska³ w kszta³cie lite ry Y te¿.Pójdzie pan ze mn¹ do banku, ¿eby zamie niæ z³oto na gotówkê.Nie wierzê ju¿ w pañskie piêkne s³owa.- Dobrze pani wie, ¿e tego nie zrobiê.A co do pogardy, któr¹ mi pani okazuje, to w istocie jest to pogarda, jak¹ darzy pani siebie.Powinna byæ mi pani wdziêczna, bo ofiarowa³em pani du¿o wiêcej ni¿ tylko mo¿liwoœæ stania siê bogat¹.Zmusi³em pani¹ do dzia³ania.Dziêki mnie przesta³a siê pani u¿alaæ nad sob¹ i biernie czekaæ, co przyniesie los.-To wielce szlachetne z pana strony - odpar³a ironicznie Chantal.- Od pierwszej chwili mog³am coœ panu powiedzieæ o ludzkiej naturze.Chocia¿ Yiscos podupad³o, ma za sob¹ przesz³oœæ pe³n¹ chwa³y i m¹droœci.Mog³am daæ panu odpowiedŸ, której pan szuka³, gdybym wtedy j¹ pamiêta³a.Odwi¹za³a Bertê.Zauwa¿y³a ranê na czole staruszki.Pewnie skaleczy³a siê o ska³ê, na szczêœcie nie by³o to nic powa¿nego.Teraz trzeba by³o tylko czekaæ do œwitu, a¿ Berta siê przebudzi.-Czy mogê pani¹ prosiæ o tê odpowiedŸ? - za pyta³ nieznajomy.-Ktoœ ju¿ pewnie opowiedzia³ panu o spotkaniu œwiêtego Sawina z Ahabem.- Oczywiœcie.Œwiêty przyby³ do Ahaba, który po tym spotkaniu nawróci³ siê, stwierdzi³ bowiem, ¿e œwiêty przewy¿sza³ go odwag¹.- Tak w³aœnie by³o.Nie wolno jednak zapomi naæ, ¿e podczas ca³ej ich rozmowy Ahab ostrzy³ sztylet.Pewien, ¿e œwiat jest odbiciem jego samego, postanowi³ wystawiæ swego goœcia na dodatkow¹ próbê i spyta³:"Gdyby tu dzisiaj zjawi³a siê najpiêkniejsza na œwiecie kurtyzana, uda³oby ci siê pomyœleæ, ¿e nie jest piêkna ani powabna, ¿e jej nie pragniesz?"."Nie.Ale zwalczy³bym pokusê" - odpar³ œwiêty."A gdybym ofiarowa³ ci stos z³otych monet w zamian za opuszczenie twojej pustelni, czy zdo³a³byœ patrzeæ na to z³oto, jakby to by³y kamienie?"."Nie.Ale zwalczy³bym pokusê"."A gdyby przysz³o do ciebie dwóch braci, z ktorych jeden by ciê nienawidzi³, a drugi by ciê wielbi³, czy zdo³a³byœ traktowaæ ich na równi?"."Nawet gdyby przysz³o mi cierpieæ ^ tego powodu, zwalczy³bym pokusê os¹dzania ich i traktowa³bym obydwu w ten sam sposób".Chantal zamilk³a na chwilê.- Mówi¹, ¿e ta wymiana zdañ sk³oni³a Ahaba do przyjêcia wiary.Nie musia³a t³umaczyæ nieznajomemu sensu tej historii.I Sawinem, i Ahabem rz¹dzi³y te same instynkty - Dobro i Z³o walczy³y w nich, tak jak walcz¹ w duszy ka¿dego cz³owieka.Ahab zrozumia³, ¿e Sawin jest taki jak on, a wtedy poj¹³, ¿e on jest taki sam jak Sawin.Wszystko jest tylko kwesti¹ zwalczenia pokusy.I wyboru.Niczym wiêcej.Chantal po raz ostatni spojrza³a na dolinê, na góry, na las.Zna³a je od dzieciñstwa.Poczu³a w ustach smak Ÿródlanej wody, warzyw prosto z pola, wina z najlepszych winogron w okolicy, wina którego sekretu mieszkañcy zazdroœnie strzegli - nie by³o przeznaczone ani dla turystów, ani na eksport.Wróci³a do Yiscos tylko po to, aby siê po¿egnaæ z Bert¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|