[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu. Czuję się oszukany.Rachmael przytaknął, lecz równocześnie uświadomił sobie, że przedstawionaprzez duplikat propozycja była jak najbardziej prawdziwa.Przerywając milczenie, Dosker powiedział: Ruszajmy na Księżyc.Jako twój doradca uważam. Zacisnął dłoń nanadgarstku Rachmaela. Obudz się.Tym dwóm nic się nie stało.Dostali atro-pinę i szybko dojdą do siebie.Nie zabijemy ich.Uwolnimy ich wraz ze statkiem,w którym oczywiście zablokujemy urządzenia wytwarzające pole przechwytują-ce.Lećmy na Księżyc, do Omphalosa , tak jakby się nic nie stało.A jeśli niechcesz, polecę sam, kierując się mapą, którą dał mi duplikat.Zabiorę Omphalo-sa w przestrzeń, gdzie nie znajdą mnie agenci Szlaków, czy ci się to podoba czynie. Ale wtrącił Rachmael matowym głosem coś się przecież wydarzyło.Otrzymałem propozycję. Ta propozycja zaoponował Dosker świadczy tylko o tym, że SzlakiHoffmana są gotowe do poważnych ustępstw, byleby tylko powstrzymać cię przedosiemnastoletnią przejażdżką do Fomalhauta i zwiedzeniem Paszczy Wieloryba.A oprócz tego zmierzył Rachmaela wzrokiem liczą na to, że zmniejszątwoje zainteresowanie zabraniem Omphalosa w przestrzeń międzygwiezdną.Mógłbym uratować Omphalosa , pomyślał Rachmael.Ale stojący obok czło-wiek miał rację; a to znaczyło, że musi lecieć.Swą akcją Ferry usunął blokadęi potwierdził tylko potrzebę trwającego osiemnaście lat lotu. Ale niezbędne elementy wyposażenia. Tylko doprowadz mnie do statku spokojnie i cierpliwie powtórzył Do-sker. Dobrze, Rachmael? Zrobisz to? Modulowany z profesjonalną wprawągłos brzmiał przekonująco; Rachmael skinął głową. Chcę dostać współrzędneod ciebie, bo postanowiłem nie dotykać mapy, którą dał mi duplikat.Wszystkozależy od ciebie, Rachmael.Czekam na twoją decyzję.Tak powiedział krótko Rachmael, po czym sztywno podszedł do pokła-dowej mapy Księżyca i zaczął przesuwać ramię wodzące, aby określić kurs dlanieugiętego, ciemnoskórego, superdoświadczonego pilota KANT-u.27IVW Lisiej Norze, malutkiej francuskiej restauracji w centrum San Diego, szefsali popatrzył na nazwisko, które Rachmael ben Applebaum nabazgrał pospiesz-nie na luksusowo przyozdobionym papierze firmowym lokalu. Tak, panie Applebaum powiedział.Spojrzał na zegarek. Dochodziwłaśnie ósma. U wejścia z każdą chwilą powiększał się ogonek dobrze ubra-nych ludzi; zwykły obrazek na zatłoczonej Ziemi.Wszystkie restauracje, nawette najgorsze były oblegane każdego wieczoru.Lisia Nora nie zaliczała się do naj-lepszych; mówiąc szczerze, była bardziej niż mierna. Genet! Szef zawołał na kelnerkę ubraną w koronkowe pończochy i wy-dekoltowany frak.Zgodnie z najnowszą modą miała odsłoniętą prawą pierś, którejsutek przykrywał elegancki szwajcarski napierśnik.Przypominający wyglądemdużą, złocistą gumę do ołówków, wygrywał przeboje muzyki klasycznej i rozsie-wał wokół zogniskowany na podłodze drżący blask, pozwalający odnalezć drogęwśród ciasno poustawianych stolików. Słucham cię, Gaspar powiedziała dziewczyna, potrząsają szopą wysokoupiętych blond włosów. Zaprowadz pana Applebauma do stolika dwadzieścia dwa polecił szef,ignorując ze stoickim spokojem objawy niezadowoleń pośród stojących z przo-du klientów. Ale przecież ja nie chcę. zaczął Rachmael, lecz Gaspar f nie dał muskończyć. Wszystko jest gotowe.Ona czeka na pana przy stoliku dwadzieścia dwa.Głos szefa sali brzmiał przekonująco.Najwyrazniej nieobca mu była znajomośćpogmatwanych więzi erotycznych, które niestety w tym przypadku, przynajmniejna razie, zupełnie nie wchodziły w rachubę.Podążając śladem Genet, Rachmael zanurzył się w ciemnościach rozprasza-nych nieco przez emanujące z napierśnika kelnerki światło.Z najbliższego są-siedztwa dobiegały odgłosy pospiesznie jedzących ludzi.Każdy starał się jak naj-szybciej przełknąć posiłek i śledzony zawistnym wzrokiem stojących w kolejce,ustępował miejsca następnemu, tak aby wszyscy otrzymali swoje porcje, zanimo drugiej nad ranem kuchnia zostanie zamknięta.Tłoczymy się tutaj niczymmrówki, pomyślał, rozglądając się dokoła, przez co niemal wpadł na plecy Genet.Dziewczyna przystanęła, po czym obróciła się w jego stronę.Z jej napierśnikapromieniowała ciepłem miękka, bladoczerwona poświata.W pełgającym łagod-nie blasku dostrzegł siedzącą przy stoliku dwadzieścia dwa Freyę Holm.Zajmując miejsce na wprost niej, raczej stwierdził, niż zapytał: Nie zapala pani światła.28 Mogłabym.Ale w takich warunkach Nad pięknym, modrym Dunajembrzmi o wiele lepiej.Uśmiechnął się.W zgęstniałym mroku kelnerka zniknęła bezszelestnie powykonaniu zadania jej oczy zalśniły mocnym blaskiem.Przed nią na stolikustała butelka Buena Vista, rocznik 2002 jednego z najlepszych, rzadko spotyka-nych w restauracjach gatunków.I bardzo drogiego; Rachmael zaczął intensywniezastanawiać się, kto zapłaci rachunek za to dwunastoletnie wino z Kalifornii.Bar-dzo chciałby uczynić to sam, ale.odruchowo dotknął portfela, co nie umknęłouwagi Frei. Nie przejmuj się.Restauracja należy do Matsona Glazer-Hollidaya.Rachu-nek opiewać będzie tylko na jakieś sześć poscredów, za porcję masła orzechowegoi kanapkę z galaretką z winogron
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|