Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I żebyś zrozumiała nasze pobudki.Wolelibyśmy cię nie zabijać.Jesteśmyludzmi sprawiedliwymi i rozsądnymi.Mamy zasady.A więc uważaj.To ostatnie ostrze-żenie.Tym razem zabijemy tylko chomika.Następnym razem to będziesz ty.Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy. Jak możecie zabić niewinne zwierzę? To lekcja.Nie widziałaś nigdy, jak się umiera z przedawkowania? To niemiłe zej-ście.I to samo spotka ciebie, jeśli nie wezmiesz urlopu.Rex błyskał czarnymi lśniącymi oczkami, ruszał wąsikami, aż migało, dreptał w po-wietrzu i wił się w ręce faceta.Nie podobała mu się ta nowa sytuacja. Pożegnaj się z nim  powiedział mężczyzna ze strzykawką. Właduję mu toprosto w serce.Wytrzymałość kobiety ma swoje granice.Potraktowano mnie pieprzem w sprayu,napadnięto, byłam nękana przez zamaskowanych mężczyzn, Morelli mnie okłamał,194 a mechanik okradł.I jakoś to przetrzymałam.Ale kiedy ktoś grozi mojemu chomikowi,to zupełnie zmienia postać rzeczy.Kiedy ktoś grozi mojemu chomikowi, przemieniamsię w Godzillę.Nie miałam najmniejszego zamiaru żegnać się z moim chomikiem.Opanowałam łzy, wytarłam nos i zmrużyłam oczy. Słuchajcie no, wy dwie zakazane mordy!  ryknęłam. Nie jestem w dobrymhumorze.Samochód mi się psuje.Przedwczoraj porzygałam się na Morellego.Były mążpowiedział, że jestem grubą krową.I jakby tego było mało.mam POMARACCZO-WE WAOSY! POMARACCZOWE, DO KURWY NDZY! A wy macie czelność wpy-chać mi się do domu i grozić mojemu chomikowi.No, posunęliście się za daleko.Prze-ciągnęliście!Wrzeszczałam i machałam rękami, całkowicie utraciwszy kontrolę nad sobą.A kiedytak robiłam z siebie widowisko, uważnie obserwowałam Rexa, ponieważ wiedziałam, cosię dzieje, jeśli zbyt długo trzyma się go w ręce.A gdyby zaczęło się dziać, zamierzałamprzystąpić do działania. Więc jeśli macie ochotę kogoś postraszyć, to zle żeście trafili!  wrzeszczałam. I niech wam się nie wydaje, że pozwolę wam choćby dotknąć tego chomika.I wreszcie Rex zrobił to, co powinien zrobić każdy normalny wkurzony chomik.Za-topił ząbki w kciuku faceta.Mężczyzna kwiknął i otworzył dłoń.Rex pacnął o podłogę i natychmiast prysnąłpod kanapę.A facet z pistoletem odruchowo skierował go w jego stronę i parę razy wy-strzelił.Złapałam stojącą lampę, zamachnęłam się nią i zdrowo zaprawiłam nią faceta z bro-nią, który zwalił się na podłogę niczym worek kartofli.Skoczyłam ku drzwiom.Byłam już jedną nogą na korytarzu, kiedy facet ze strzykawką złapał mnie od tyłui wciągnął do mieszkania.Zaczęłam wierzgać i drapać.Oboje zwarliśmy się w walce naśmierć i życie tuż przed drzwiami.Trafiłam go w krocze i kiedy facet wytrzeszczył oczy,przez jeden zapierający dech w piersiach moment nie wiedziałam, czy teraz mnie zabi-je, dziabnie strzykawką, czy trzaśnie czymś ciężkim.Ale on zgiął się w pół i w tej pozy-cji zaczął uciekać korytarzem, ciężko rzężąc i łapiąc powietrze.Drzwi windy otworzyły się i z jej wnętrza wyłoniła się pani Bestler ze swoim cho-dzikiem.Klap, klap, klap  pani Bestler z szybkością błyskawicy pogalopowała koryta-rzem i grzmotnęła faceta, który osunął się na kolana.Drzwi obok otworzyły się z trzaskiem; pani Karwatt wycelowała czterdziestkę piąt-kę w mężczyznę na podłodze. Co się dzieje? Co przegapiłam?Z głębi korytarza nadciągnął pan Kleinschmidt z M-16. Ktoś strzelał!Pani Delgado przybiegła tuż po nim.Niosła tasak i nierdzewnego glocka.195 Pani Karwatt oszacowała ją bacznym spojrzeniem. Loretta ma nową broń! Prezent na urodziny  oznajmiła pani Delgado z dumą. Dostałam od mojejcórki, Jean Ann.Kaliber czterdzieści, taki jak mają gliny. Właśnie się zastanawiam, czy też nie kupić czegoś nowego  wyznała pani Kar-watt. Dobry ma odrzut?Przyniosłam Rexa na noc do sypialni.Wyglądało na to, że dobrze zniósł traumę.Niebyłam pewna, czy to samo można powiedzieć o mnie.Policjanci przybyli i zdjęli ma-ski napastnikom.Tego ze strzykawką widziałam po raz pierwszy w życiu.Z tym z bro-nią chodziłam do szkoły.Miał żonę i dwoje dzieci.Parę razy w tygodniu spotykałam sięz nim w sklepie i mówiliśmy sobie dzień dobry.Większość ranka przespałam, a kiedy wstałam, czułam się przyzwoicie.Może nie je-stem najbardziej cierpliwą kobietą świata, albo najpiękniejszą, albo najbardziej wyspor-towaną, ale jeśli chodzi o zdolność regeneracji, to już doprawdy trudno mnie przego-nić.Właśnie nalewałam sobie drugą filiżankę kawy, kiedy zadzwonił telefon.Sue Ann Grebek. Stephanie!  krzyknęła mi w ucho. Mam coś dobrego! O Mo? Tak.Pierwszorzędna paskudna plota.Może to nawet prawda! Dawaj! Właśnie byłam u Fiorello i wpadłam na Myrę Balog.Pamiętasz Myrę? Chodziłaz tym palantem Larrym Skolnikiem przez całe liceum.Nigdy nie pojęłam, co on w nimwidziała.Wydawał bardzo dziwne dzwięki przez nos i pisał sobie na rękach tajne wia-domości.Wiesz, na przykład S.D.O.B.G.I nikomu nie mówił, co to znaczy.W każdymrazie, zaczęłyśmy rozmawiać i od słowa do słowa, doszłyśmy do Mo.I Myra powiedzia-ła, że kiedyś Larry opowiedział jej naprawdę niesłychaną historię o Mo.Podobno przy-sięgał, że to prawda.Oczywiście nie wiadomo, co to znaczy, ponieważ Larry uważa, żeparę razy został napromieniowany. I co to za plota?Po rozmowie z Sue Ann przez parę minut siedziałam bez ruchu i wpatrywałam sięw telefon.Nie podobało mi się to, co usłyszałam, ale to miało nawet sens.Przypomnia-łam sobie, co znalazłam w mieszkaniu Mo i kawałki układanki zaczęły do siebie paso-wać.Teraz powinnam porozmawiać z Larrym Skolnikiem.W związku z tym popędziłamna parking, wsiadłam, przekręciłam kluczyk w stacyjce i wstrzymałam oddech.Silnik196 zapalił równo i spokojnie.Powoli wypuściłam powietrze, a obawy stopniowo ulotniłysię z mojej duszy, ustępując miejsca ostrożnemu optymizmowi.Larry Skolnik pracuje w pralni swojego ojca na Hamilton.Stał za ladą, kiedy wtar-gnęłam do środka.Od szkolnych czasów utył z pięćdziesiąt kilo, ale nie to było najgor-sze  na rękach nie miał już żadnych tajnych notatek.Larry jest w porządku, ale gdy-bym miała wyobrazić sobie jego życie osobiste, powiedziałabym, że z pewnością częstorozmawia z własnym krawatem.Na mój widok uśmiechnął się sympatycznie. Hej. Hej  odpowiedziałam. Pierzesz u nas? Nie.Przyszłam do ciebie.Chciałam cię spytać o wujka Mo. O Mosesa Bedemiera?  Na jego policzki wkradł się rumieniec. A co?Byliśmy w sklepie sami.Nikogo za ladą.Nikogo przed ladą.Tylko ja, on i trzysta ko-szul.Powtórzyłam to, o czym opowiedziała mi Sue Ann.Larry zaczął się bawić pudełkiembezpańskich guzików. Chciałem o tym opowiedzieć innym, ale nikt mi nie wierzył. To prawda?Chrobot guzików.Larry wygrzebał biały perłowy koralik i przyjrzał się mu bacznie.Zatrąbił nosem.Zaczerwienił się jeszcze mocniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript