Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojemnik stał na blacie szafki kuchennej.Zajrzałam do środka i nie byłam zadowolona z tego, co ukazało się moim oczom.Lód się topił, a serce nie wyglądało za dobrze.Mogłam zrobić tylko jedną rzecz.Zamrozić to cholerstwo.Wyjęłam bardzo ostrożnie serce i przełożyłam do torebki śniadaniowej.Zakrztusiłam się kilka razy, ale nie puściłam pawia, więc byłam bardzo z siebie zadowo­lona.Potem wsadziłam pakunek do zamrażarki.Na sekretarce były dwie wiadomości od Joego.Obie brzmiały jednakowo: “Zadzwoń do mnie".Nie miałam na to wielkiej ochoty.Wiedziałam, że będzie zadawał pytania, na które nie chciałam odpowiadać.Zwła­szcza że interes z sercem zakończył się całkowitą klapą.Jakiś irytujący glos w mojej głowie szeptał bezustannie: Gdyby zaangażowała się w to policja, mogłoby pójść lepiej.A babka? Wciąż była z Eddiem DeChoochem.Stuk­niętym, zdesperowanym Eddiem DeChoochem.Cholera.Wykręciłam numer Joego.- Musisz mi pomóc - powiedziałam.- Ale nie możesz być gliną.- Zechcesz to powtórzyć?- Chcę ci coś powiedzieć, ale musisz obiecać, że zosta­nie to między nami, a policja się nie dowie.- Nie mogę tego zrobić.- Musisz.- O co chodzi?- Eddie DeChooch porwał babkę.- Bez obrazy, ale będzie miał szczęście, jak przeżyje.- Potrzeba mi towarzystwa.Możesz zostać na noc?Pół godziny później zjawili się Joe i Bob.Bob spenetro­wał całe mieszkanie, wąchając siedziska krzeseł, zaglądając do kosza na śmieci, wreszcie drapiąc drzwi lodówki.- Jest na diecie - wyjaśnił Morelli.- Był dziś na szcze­pieniu i weterynarz powiedział, że jest za gruby.Potem Morelli włączył telewizor i znalazł kanał, gdzie grali Rangersi.- Chcesz mi o tym opowiedzieć? - spytał.Wybuchnęłam płaczem.- On ma babkę, a ja to schrzaniłam.I teraz się boję.Nie odezwał się.Co będzie, jeśli ją zabił?Łkałam bez opamiętania.Nie mogłam przestać.Zano­siłam się głupim, rozpaczliwym szlochem, aż zaczęło mi lecieć z nosa, a twarz spuchła i poczerwieniała.Morelli otoczył mnie ramionami.- Jak to schrzaniłaś?- Miałam serce w pojemniku i strażnik mnie zatrzy­mał, a potem DeChooch się wyłączył.- Serce?Pokazałam palcem kuchnię.- Jest w zamrażarce.Morelli puścił mnie i podszedł do lodówki.Usłysza­łam, jak otwiera drzwi.Upłynęła chwili ciszy.- Masz rację - powiedział.- W zamrażarce jest serce.Potem drzwi lodówki zamknęły się cicho.- To świńskie serce - wyjaśniłam.- Cóż za ulga.Opowiedziałam mu wszystko.Problem z Morellim polega na tym, że trudno go rozgryźć.Najpierw był cwanym dzieciakiem, potem stuk­niętym nastolatkiem.Przypuszczam, że zgodnie z tradycją.Mężczyźni z rodu Morellich znani są z trudnego charakte­ru.Ale potem, gdzieś około dwudziestki, Morelli zaczął się wyłamywać z tego schematu.I teraz trudno powiedzieć, kiedy zaczyna się nowy Morelli, a kończy dawny.Podejrzewałam, że ten nowy uzna pomysł z wciska­niem świńskiego serca Eddiemu DeChoochowi za coś kretyńskiego.Co więcej, podejrzewałam, że cała ta histo­ria rozbudzi tylko jego obawy co do ożenku z absolutną idiotką.- Sprytnie zagrałaś z tym świńskim sercem - pochwalił Morelli.O mało nie spadłam z kanapy.- Gdybyś zadzwoniła do mnie, a nie do Komandosa, mógłbym zabezpieczyć teren.- Teraz to wiem - kiwnęłam głową.- Nie chciałam zrobić niczego, co mogłoby spłoszyć DeChoocha.Oboje podskoczyliśmy, gdy zadzwonił telefon.- Daję ci jeszcze jedną szansę - powiedział DeChooch.- Spieprzysz ją i twojej babki nie ma.- Nic jej nie jest?- Doprowadza mnie do szału.- Chcę z nią pogadać.- Pogadasz, jak dostarczysz serce.A oto nowy plan.Weź serce i swoją komórkę do baru w Hamilton Town-ship.- Do Srebrnego Dolara?- Tak.Zadzwonię jutro o siódmej wieczorem.- Dlaczego nie możemy dokonać wymiany wcześniej?- Wierz mi, zrobiłbym to z chęcią, ale nie da rady.Serce w porządku?- Trzymam je w lodzie.- W jak dużej ilości lodu?- Jest zamrożone.- Tak sobie pomyślałem, że to będzie konieczne.Uwa­żaj, żebyś nie oderwała nawet kawałeczka.Wycinałem je naprawdę ostrożnie.Nie wolno go uszkodzić.Rozłączył się, a ja poczułam mdłości.- Fuj.Morelli objął mnie.- Nie martw się o swoją babkę.Jest jak ten buick 53.Przerażająco niezniszczalna.Może nawet nieśmiertelna.Pokręciłam głową.- To starsza pani.- Czułbym się znacznie lepiej, gdybym mógł w to uwierzyć - wyznał.- Ale myślę, że mamy tu do czynienia z generacją samochodów i kobiet, które przeczą nauce i logice.- Masz na myśli swoją własną babkę.- Nigdy tego nikomu nie powiedziałem, ale czasem się martwię, że ona naprawdę potrafi przenikać ludzi okiem.Czasem przyprawia mnie o śmiertelny strach.Wybuchnęłam śmiechem.Naprawdę nie mogłam się powstrzymać.Morelli zawsze lekko traktował groźby i przepowiednie swej babki.Obejrzeliśmy Rangersów, wyprowadziliśmy Boba i wpełzliśmy do łóżka.Trach.Szur, szur.Trach.Popatrzyliśmy po sobie.To Bob buszował, zrzucając z szafki talerze i szukając resztek jedzenia.- Jest głodny - zauważył Morelli.- Może trzeba by go zamknąć z nami w sypialni, żeby nie zżarł krzesła.Morelli wstał z łóżka i po chwili wrócił z Bobem.Za­mknął drzwi na klucz i wskoczył z powrotem do łóżka.Bob wskoczył razem z nim, okręcił się wokół własnej osi pięć czy sześć razy, podrapał pazurami kołdrę i poobracał się jeszcze trochę, wyraźnie zbity z tropu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript