[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— Dlaczego? — zaniepokoiła się pani Piekarska.— Czy cośjeszcze się stało?— Nic się nie stało, ale ten Okularnik to jest w ogóle podejrzany element — zakomunikowała Janeczka z naciskiem.— On się styka z takim jednym, który właśnie najbardziej czatował na te znaczki.Byłoby dobrze, gdyby pani wydusiła z niego jakieś tajemnice, ale nie wiem, czy możemy tego od pani wymagać.Jeszcze go nie znamy.— A ten adwokat zna…?— Pewnie że zna, skoro ma z nim spółkę.— W takim razie spróbuję mu zadawać podstępne pytania— zdecydowała się pani Piekarska bojowo, chociaż z lekkim przestrachem.— Ja w ogóle muszę się dowiedzieć, skąd on się wziął, on mi się wcale nie podoba… No dobrze, podrzucę klaser, będę milczeć, zadawać pytania, martwić się… Dobrze mówię?— Pierwszorzędnie! — pochwalił Pawełek.— A jutro spotkamy się o piątej…Pawełek odłożył słuchawkę i poczekał, aż siostra pojawiła się w holu.— Coś takiego! — mruknął z podziwem.— Ale zgadłaś…! Cały ostrzał na panią Piekarską!— Mam nadzieję, że nigdy w życiu nie zrobiła nic takiego, co by się nadawało do szantażu — powiedziała zimno Janeczka.— Z jednej strony Okularnik z Barańskim, a drugiej pan Fajksat, a w samym środku siedzi Czesio.Niech ten Stefek przy wiąże się do niego liną okrętową!— Zadzwonię do niego jeszcze raz.Co robimy? Skoczymy do Barańskiego?Janeczka zastanowiła się.— Nie.Do Barańskiego po działce.Żeby znaleźć dobre miejsce, musisz dokładnie wiedzieć, ile tego jest.A teraz odrobimy lekcje, żeby nic nie zostało na jutro, bo zdaje się, że jutro będziemy mieli skomplikowany dzień…* * *Pan Lewandowski dał się przekonać, zanim jeszcze Janeczka skończyła agitację.Na myśl, że będzie się włamywał do różnych pomieszczeń z wiedzą i zgodą właściciela, doznał ulgi zgoła niebotycznej.W pełni czuł się na siłach nakłonić panią Nachowską do takiego właśnie rozwiązania sprawy.— Oczywiście muszę to zrobić sam, bez świadków — potwierdził.— Pani Nachowską mnie zna i wie, co robię.Trzeba wybrać odpowiednią chwilę.— Tu nie ma co wybierać — powiedział Pawełek z wielką stanowczością.— Najlepiej od razu.Mało czasu.Janeczka przyświadczyła, kiwając głową.— Żadnego z tych szantażystów u niej nie ma, więc można teraz.— Skąd wiecie, że ich nie ma?— Wszyscy są w klubie filatelistycznym, specjalnie sprawdziliśmy przed chwilą.Jak pani Nachowską da się namówić, zdążymy obejrzeć ten domek na działce, póki widno.Trzeba się pośpieszyć.Pan Lewandowski też wiedział, że sprawa musi zostać zakończona przed powrotem młodego Nachowskiego i nie tylko zakończona, ale też rozgłoszona z hukiem.Nie zastanawiał się dłużej.— Idę.Poczekacie tu na mnie?— No pewnie! — wykrzyknął żarliwie Pawełek.— A jakby któryś z nich przyszedł, niech pan udaje, że chciał pan od pani Nachowskiej coś pożyczyć — podsunęła Janeczka.— Klucz do konserw.Albo książkę o hodowli roślin…Pan Lewandowski wyszedł.230— Żeby ta pani Nachowską była w domu! — westchnął Pawełek.— Nie wiem, kiedy ten jej syn wraca i ciągle się boję, że jutro.— Codziennie tak się boisz?— Codziennie.I ciągle jestem zdenerwowany.Janeczka nadstawiła ucha.— Winda nie jedzie, pan Dominik nie wraca, więc pani Nachowską chyba jest…Pan Lewandowski wrócił po godzinie, rozpromieniony.— Mieliście świetny pomysł! — zawołał z zachwytem już od drzwi.— Pani Maria odżyła! Mam adres działki!Zażądali szczegółowej relacji i pan Lewandowski opowiedział wszystko porządnie i po kolei.W pierwszej chwili pani Nachowską w ogóle nie chciała z nim rozmawiać i wypierała się wszystkiego, ale pan Dominik umiał na to zaradzić.Nie żądał od niej żadnych informacji, tylko sam wyjawił, co wie.Było tego tak dużo, że pani Nachowską zrezygnowała z utrzymywania tajemnicy, najpierw się rozpłakała, potem uzupełniła wiedzę pana Lewandowskiego, a potem z coraz większą uwagą zaczęła wysłuchiwać propozycji.Pan Dominik powtórzył je trzykrotnie, główny nacisk kładąc na zachowanie absolutnego sekretu i podkreślając nieobecność jej syna.Do pani Nachowskiej wreszcie dotarło, rozkwitła nadzieja, ożywiła się, zaaprobowała wszystko i nawet zaczęła mieć twórcze pomysły.Postanowiła udawać, że jest chora, wezwać lekarza i przez trzy dni nie opuszczać domu, a gości przyjmować w nocnej koszuli i szlafroku.Nawet specjalnie zaprosić tych gości, żeby wszyscy widzieli jej chorobę i w razie czego mogli świadczyć.Mało brakowało, a zdecydowałaby się iść do szpitala.O zakup nowych zamków poprosiła pana Lewandowskiego i już zaczęła wpychać mu pieniądze, ale nie wziął, bo nie wie, ile te zamki kosztują.— Zamków nie wolno kupować wcześniej! — ostrzegł Pawełek.— Dopiero po włamaniu.Na wszelki wypadek, żeby nikomu nic głupiego do głowy nie przyszło.— I gdzie ta działka? — spytała niecierpliwie Janeczka.— Na Żwirki i Wigury.Blisko dojazdu na lotnisko.Działka numer 248, w samym rogu.Dowiedziałem się, że podobno jest tam zaraz obok stara, nie używana furtka, do której ci złodzieje też mają klucz.Nie noszą tych rzeczy przez bramę i cały teren, tylko przechodzą właśnie tą furtką, o czym nikt nie wie.I działkę pani Nachowskiej mają pod nosem.— To i z tą furtką trzeba coś zrobić — zatroskał się Pawełek.— Też jej użyjemy, a potem, czy ja wiem…— Zamek na nic, jeżeli ty potrafisz otworzyć wytrychem, to i oni też — zauważyła Janeczka.— A tę furtkę powinno się im odebrać na zawsze.Pawełek spojrzał na nią, spojrzał w okno i w zamyśleniu oblizał łyżeczkę po konfiturach.— Nikt jej nie używa? — upewnił się.— Nikt.Wszyscy przechodzą przez furtkę w głównej bramie.I klucz wejściowy pani Nachowska ma, ściśle biorąc, miała, teraz ja go mam, dała mi.Także klucz od furteczki na jej działkę.Pan Lewandowski sięgnął do kieszeni i zaprezentował dwa klucze, jeden mniejszy, a drugi większy.Pawełek machnął łyżeczką.— Mięta.Już wiem co zrobię.Żadna siła potem tej furtki nie otworzy.— Co zrobisz? — zainteresowali się równocześnie Janeczka i pan Lewandowski.— A cristal cement od czego? — odparł z wyższością Pawełek.— Wpuszczę trochę, poczekam dla pewności pół godziny i po krzyku.Nie ma wytrycha na cristal cement.Mogą się powiesić.— Bardzo dobrze — pochwaliła Janeczka.— Wobec tego jedziemy tam zaraz! Pogoda jest do niczego, więc nie będzie tam tłumu ludzi.Lepiej, żeby nikt na nas nie zwrócił uwagi…Pogoda była istotnie pochmurna i wietrzna.Przenikliwe, wilgotne zimno zniechęcało do pobytu na świeżym powietrzu, a wiatr przeszkadzał w paleniu ognia.Działki były prawie wyludnione.Na wszelki wypadek jednakże poszli oddzielnie, różnymi alejkami, nie znali się i nie stanowili jednego towarzystwa.Poinformowany o potrzebie konspiracji Chaber przemykał się skrajem alejki w sposób, jak zwykle, niezauważalny.Działka pani Nachowskiej była ostatnia, w samym rogu od strony ulicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|