[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Patient podałmu swój pleciony kapelusz z szerokim rondem.Kilian nałożył go nagłowę Murgatroyda, który miał teraz oczy w cieniu, ale skóra jegopoliczków była już bardzo zaczerwieniona i spieczona.Blask słońca71odbity od powierzchni wody może być niebezpieczniejszy niż słonecznepromienie padające bezpośrednio na skórę.Murgatroyd wykorzystał zmęczenie ryby, żeby nakręcić trochężyłki na kołowrotek.Mimo że bolały go palce, wciągnął sto metrów.Nie było to łatwe, bo siła wynosiła czterdzieści funtów.Po chwili rybanabrała energii.W trzydzieści sekund odebrała całe sto metrów,wyciągając żyłkę z kołowrotka z siłą stu funtów.Murgatroyd skuliłsię, napiął i nie puszczał wędziska.Pasy wrzynały mu się w ciało.Dochodziła dziesiąta.Przez następną godzinę borykał się z bólem i zrozumiał jegoznaczenie.W sztywnych palcach pulsowała krew, bolały go całedłonie, ramiona i plecy.Bicepsy stwardniały i napięły się.Mimospodni i swetra bezlitosne słońce spalało mu skórę.Trzy razy w ciągutej godziny wywalczył od ryby sto metrów żyłki, trzy razy tracił je.- Boję się, że już długo nie wytrzymam - wycedził przezzaciśnięte zęby.Kilian podszedł do niego z otwartą puszką zimnego piwa w ręku.Miał gołe nogi, ale lata przebywania na słońcu zrobiły swoje.Byłopalony na brąz.Nie czuł palących promieni.- Trzymaj się, człowieku.To jest dobra walka.Ona ma tylko siłę,a ty masz sprzęt i rozum.Zadecyduje wytrzymałość.Twoja albo jej.Tuż po jedenastej marlin po raz pierwszy wyskoczył z wody.Murgatroyd trzymał go wtedy na odległości pięciuset metrów.Łódźznalazła się na chwilę na grzbiecie fali.Ryba wyłoniła się zza wysokiejściany zielonej wody i Murgatroydowi aż szczęka opadła.Wąski,ostro zakończony pysk ryby wskazywał niebo.Ponad okiem sterczaławyprężona grzbietowa płetwa niczym koguci grzebień.Potem wyłoniłsię z wody błyszczący tułów.W chwili gdy fala opadła, marlinwyglądał, jak gdyby stał na ogonie.Wielkie cielsko wzdrygnęło się,jakby chciało zrobić krok naprzód.Marlin trwał tak przez sekundę.Patrzał na swoich dręczycieli sponad białych szczytów fal.Potemrunął w następną nadchodzącą ścianę wody i zniknął w swoimzimnym, ciemnym żywiole.Stary Patient pierwszy przerwał milczenie.- C'est l'Empereur - powiedział.Kilian obrócił się ku niemu raptownie.- Vous etes sur? - spytał.Stary człowiek skinął głową.*- Co on powiedział? - zapytał Higgins.Murgatroyd wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknął marlin.Potemz wolna i metodycznie zaczął nawijać żyłkę.- Oni znają miejscowe ryby - wyjaśniał Kilian Higginsowi.-Jeżeli dobrze rozumiem, a nigdy nie słyszałem, żeby stary się mylił, to72jest to błękitny marlin uważany za większego od największegona świecie, a jego waga wynosi tysiąc dwieście funtów.Znaczyto również, że jest stary i sprytny.Nazywają go Cesarzem.Tolegenda rybaków.- Jakże mogą rozpoznać poszczególną rybę? - zdziwił sięHiggins.- Wyglądają wszystkie tak samo.- Ta już dwa razy złapała się na hak - mówił Kilian.- I dwarazy zerwała linkę.Za drugim razem już prawie znalazła się w łodzi.To było niedaleko Riviere Noire.Wtedy spostrzeżono, że z pyskazwisa jej haczyk.W ostatniej chwili znowu zerwała linkę i zabrała zesobą drugi haczyk.Kiedy była na haczyku, wyskakiwała wielokrotniez wody i można się było dokładnie jej przypatrzyć.Ktoś nawetsfotografował ją w powietrzu, tak że jest dobrze znana.Ja nierozpoznałbym jej z odległości pięciuset metrów, ale Patient, mimoswoich lat, ma sokoli wzrok.Kiedy nadeszło południe, Murgatroyd wyglądał jak chory sta-rzec.Siedział zgarbiony nad wędziskiem, pogrążony we własnychmyślach, samotny w swoim bólu, pełen jakiejś wewnętrznej deter-minacji, obcej mu dotąd.Obydwie dłonie krwawiły od pękającychbąbli, a mokre od potu pasy wrzynały się bezlitośnie w jego spalonesłońcem ramiona.Ale on tylko coraz niżej schylał głowę i nawijałżyłkę.Czasem nadchodziła nagła ulga, kiedy ryba odpoczywała.Kiedymalał jej napór na linkę, odczuwał przyjemność tak wielką, że nawetdużo później nie potrafił jej opisać.Ale kiedy wędzisko przeginało sięi wszystkie jego mięśnie napinały gwałtownie, odczuwał ból, jakiegonigdy sobie nie wyobrażał.Kiedy minęło południe, Kilian kucnął przy nim i znowu zaofiarowałmu piwo.- Słuchaj, człowieku - powiedział - jesteś bardzo zmęczony
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|