[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Chwyciłaklucze, a potem przejrzała się jeszcze raz w dużym lustrze nad łóżkiem.- I ty też pamiętaj,żebyś nie pisnęła ani słowa! Co ich obchodzi moje życie osobiste?Po wyjściu Deedry miałam wiele do przemyślenia.O wpół do piątej plus minus piętnaście minut ciało Pardona Albee leżało na tapczaniew jego mieszkaniu.Ale o trzeciej go tam nie było.Tom wszedł przez uchylone drzwi i zastałw pokoju bałagan, coś jakby ślady walki.W takim razie gdzie morderca przechował ciało, zanim przewiózł je do arboretum?Gdy mieszkanie Deedry znów nadawało się do użytku, spakowałam swoje przybory, apotem starannie zamknęłam za sobą drzwi na klucz.Nie chciałam więcej słuchać oskarżeńDeedry, jak w ubiegłym tygodniu.Powoli zeszłam po schodach do O'Hagenów.Sprzątałam unich w piątkowe przedpołudnia.Drzwi otworzyła mi Jenny, więc zorientowałam się, że wczoraj pracowała na drugiejzmianie.Po zamknięciu restauracji jedno z nich - to z nocnej zmiany - zwykle wracało dodomu o jedenastej albo dwunastej i odsypiało zarwaną noc następnego ranka, podczas gdydrugie wstawało o piątej, żeby o szóstej otworzyć lokal.Shakespeare to miasto, w którymwcześnie się wstaje i wcześnie chodzi spać.Jenny ma rude włosy, piegi, płaski biust i szerokie biodra.Starannie dobrany strójskutecznie kamufluje te defekty urody, lecz dzisiaj w szlafroku w kwiaty nie miała zamiarumi imponować.Poza tym i tak traktuje mnie jak część umeblowania.Po obojętnymprzywitaniu zagłębiła się z powrotem w fotelu i zapaliła papierosa.Wróciła do śledzenia talk-show, który jakoś nigdy nie zwrócił mojej uwagi.Jako jedyna spośród osób widzianych przeze mnie w ciągu minionych pięciu dnizachowywała się zupełnie normalnie.O'Hagenowie sami sobie piorą, ale nie znoszą sprzątać we własnej kuchni.Specjalniemnie to nie dziwi, przecież prowadzą restaurację.Dlatego prawie zawsze ładuję ichzmywarkę po brzegi.Czasami mam wrażenie, że zostawiają naczynia z całego tygodnia.Wkoszu na śmieci jest zawsze pełno tacek po potrawach do odgrzewania w mikrofali i puszekpo gotowych posiłkach.Temu też się nie dziwię.Pewnie po powrocie do domu nie mająochoty gotować.Jenny zignorowała mnie zupełnie, gdy wykonując swoje obowiązki, chodziłam pomieszkaniu.Nie zareagowała nawet wtedy, gdy zdjęłam wszystko ze stolika telewizyjnegotuż obok niej, a potem odłożyłam całą zawartość z powrotem, lecz ładnie uporządkowaną.Nie znoszę dymu papierosów Jenny.O'Hagenowie to jedyni moi klienci, którzy palą.Gdysobie to uświadomiłam, poczułam lekkie zdziwienie.Po godzinie zadzwonił telefon.Usłyszałam, że Jenny podnosi słuchawkę i ścisza głosw telewizorze.Specjalnie się nie starając, słyszałam, jak przez kilka minut mruczy coś dosłuchawki, a potem ją odkłada.W głównej sypialni błyskawicznie zmieniłam pościel i przykryłam łóżko kapą.Opróżniłam popielniczkę po stronie Jenny (rude włosy na poduszce) i przechodziłam właśniena drugą, by zająć się popielniczką jej męża, gdy w drzwiach pojawiła się pani domu.- Dzięki za potwierdzenie zeznań Toma - powiedziała niespodziewanie.Spojrzałam na nią, starając się coś odczytać z wyrazu okrągłej piegowatej twarzy, alezauważyłam tylko niechęć.Jenny nie lubiła czuć się komukolwiek zobowiązana.- Nic wielkiego nie zrobiłam.Powiedziałam tylko prawdę - wyjaśniłam, wrzucającpety do worka na śmieci i wycierając popielniczki.Z cichym brzękiem odłożyłam je na nocną szafkę.Na podłodze zauważyłam ołówek,więc przykucnęłam, podniosłam go i włożyłam do szuflady.- Wiem, że historia Toma brzmi trochę zabawnie - ciągnęła niepewnie, jakby czekającna moją reakcję.- Nie dla mnie - odparłam lakonicznie.Obrzuciłam wzrokiem sypialnię, niezauważyłam żadnych niedoróbek i ruszyłam ku drzwiom drugiej, którą O'Hagenowieprzerobili na biuro.Jenny usunęła się, by mnie przepuścić.Wyjęłam zza paska ścierkę i zaczęłam odkurzać w biurze.Ku mojemu zdziwieniuJenny poszła za mną.Spojrzałam na zegarek, nie przerywając pracy.Byłam umówiona uWinthropów o pierwszej, ale wcześniej chciałam zjeść lunch.Jenny zauważyła moje spojrzenie.- Proszę sobie nie przeszkadzać - powiedziała zachęcająco, zupełnie jakby trzeba mniebyło popędzać.- Chciałam tylko, żeby pani wiedziała, że jesteśmy wdzięczni.Tom ucieszyłsię, kiedy nie musiał więcej odpowiadać na żadne pytania.O jednym z nich pomyślałam tego ranka.W innej sytuacji nie przyszłoby mi do głowypytać o coś takiego, ale miałam jej dość, bo na przemian to mnie ignorowała, to chodziła zamną krok w krok.- Czy pytali go na policji, po co szedł na górę, skoro mieszka na parterze? - zapytałam.Byłam odwrócona plecami do Jenny, ale usłyszałam krótkie, urywane westchnienie.Mogło to oznaczać tylko jedno: zaskoczenie.- Tak, Claude właśnie o to pytał - odparła.- Chciał się czegoś więcej dowiedzieć, boTom wcześniej o tym nie wspomniał.Wiedziałam, dlaczego Friedrich tak postąpił.Przecież sam mieszkał na piętrzenaprzeciwko Norvela Whitbreada.- I co mu powiedział?- Nie pani sprawa - warknęła.Nareszcie coś w stylu starej dobrej Jenny O'Hagen.- Pewnie nie - mruknęłam.Przejechałam szmatką po metalowych okuciach fotela za biurkiem.- Bo przecież.- Nagle zamilkła, potem się odwróciła i poszła do sypialni, staranniezamykając za sobą drzwi.Pojawiła się dopiero wtedy, kiedy skończyłam sprzątanie - czego nie mogłam uznać zazupełny zbieg okoliczności - ubrana w luzną jasnozieloną bluzkę wypuszczoną na szarespodnie.- Wszystko aż błyszczy - powiedziała, nie patrząc.A więc nowa Jenny znów czegoś ode mnie chce.Mimo wszystko wolę tę starą,znajomą.Przynajmniej wtedy wiem, na czym stoję.- Uhm.Wypisze mi pani czek czy zapłaci przelewem?- Proszę, tu są pieniądze.W gotówce.- Okej.Napisałam pokwitowanie, schowałam pieniądze do kieszeni i odwróciłam się dowyjścia.Poczułam jednak, że Jenny zbliża się do mnie, więc szybko się odwróciłam.- Wszystko w porządku! - zawołała pośpiesznie, cofając się o kilka kroków.-Chciałam tylko powiedzieć, że Tom na chwilę zajrzał na piętro.Był na górze, ale nie robił niczłego.Ku mojemu zdumieniu zaczerwieniła się na twarzy, zwłaszcza wokół oczu i nosa,jakby miała za moment wybuchnąć płaczem.Miałam nadzieję, że się nie rozpłacze.Za nic na świecie nie podeszłabym do niej, niewspominając o pocieszaniu.Najwyrazniej doszła do tego samego wniosku.- Do zobaczenia w przyszłym tygodniu - powiedziała głuchym głosem.Wzruszyłam ramionami, podniosłam wiadro z przyborami i wyszłam.- Do widzenia - rzuciłam przez ramię.Niech wie, że nie jestem nieuprzejma
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|