Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy go zdjął, zobaczył przypiętą do drzwi kartkę:KIEDY BYŁEŚ DZIECKIEM NA WAKACJACH W NANTUCKET, CIOTKA EMILY CZYTAŁA Cl FRAGMENTY TWOJEJ ULUBIO­NEJ KSIĄŻKI.JAKI JEST JEJ TYTUŁ?Patrzył na kartkę.Nagle spłynęła na niego fala ulgi.Ktoś na­wiązał kontakt.Ktoś odezwał się do jego ojca w Waszyngtonie.Ktoś stara się go stąd wydostać.Próbował powstrzymać łzy, ale bezsku­tecznie.Ktoś obserwował go przez wizjer.Pociągnął nosem; nie miał przy sobie chusteczki.Powrócił myślami do ciotki Emily, starszej siostry ojca.Chodziła zawsze sztywno wyprostowana, nosiła długie bawełniane suknie.Zabierała go na spacery wzdłuż plaży, siadała razem z nim na kępach trawy i czytała opowieści o małych zwierzę­tach, które mówiły ludzkim głosem i zachowywały się bez zarzutu, jak dżentelmeni.Pociągnął jeszcze raz nosem i wykrzyczał odpo­wiedź w stronę otworu w drzwiach.Zazgrzytała zasłonka wizjera, drzwi uchyliły się nieco i ręka w czarnej rękawiczce zabrała kartkę z powrotem.Facet o chrapliwym głosie zadzwonił ponownie o wpół do drugiej po południu.W ambasadzie przełączono go błyskawicznie.Namie­rzono go w jedenaście sekund - dzwonił z budki w centrum han­dlowym w Milton Keynes, w Buckinghamshire.W momencie, gdy dotarł tam i rozejrzał się dookoła cywilny funkcjonariusz lokalnej policji, faceta nie było w budce od dziewięćdziesięciu sekund.Kiedy był na linii, nie tracił czasu.- Książka - zachrypiał.- Nazywa się O czym szumią wierzby.- Okay, przyjacielu, jesteś tym, na kogo czekałem.Teraz za­pamiętaj sobie numer, który ci podam, odwieś słuchawkę i zadzwoń z nowej budki.To jest linia, przez którą łączysz się ze mną i tylko ze mną.Trzysta siedemdziesiąt zero zero czterdzieści.Proszę, pozo­stawaj w kontakcie.Na razie do widzenia.Znowu odłożył słuchawkę.Tym razem podniósł głowę i prze­mówił do ściany.- Collins, możesz powiedzieć ludziom w Waszyngtonie, że zgłosił się nasz człowiek.Simon żyje.Chcą rozmawiać.Możesz zdemontować centralę w ambasadzie.Usłyszeli to dobrze.Wszyscy.Collins użył zakodowanej gorącej linii, żeby skontaktować się z Weintraubem w Langley, Weintraub powiedział Odellowi, a Odell prezydentowi.Kilka minut później dziewczęta z centrali przy Grosvenor Square opuszczały swoje sta­nowiska.Po raz ostatni odezwał się dzwonek telefonu, w słuchaw­kach zabrzmiał płaczliwy, zawodzący głos.- Tu Proletariacka Armia Wyzwolenia.Mamy Simona Cormacka.Jeżeli Ameryka nie zniszczy całej swojej broni nuklearnej.Głos dziewczyny z centrali był słodki jak strumień melasy.- Kochanie - powiedziała - odpierdol się.- Znowu pan to zrobił - powiedział McCrea.- Odłożył pan słuchawkę.- Facet jest na granicy wytrzymałości - powiedziała Sam.- Ci ludzie mogą być niezrównoważeni.Czy takie traktowanie nie roz­wścieczy go do tego stopnia, że zrobi coś Simonowi Cormackowi?- To możliwe - powiedział Quinn - ale mam nadzieję i sądzę, że postępuję słusznie.Facet nie wygląda mi na terrorystę politycz­nego.Modlę się, żeby okazał się zawodowym mordercą.Oboje byli skonsternowani.- Cóż jest takiego pozytywnego w zawodowym mordercy? - za­pytała Sam.- Niewiele - przyznał Quinn, który wydawał się w dziwny sposób rozluźniony.- Ale profesjonalista pracuje dla pieniędzy.A jak na razie nasz człowiek nie dostał ani grosza.ROZDZIAł SIóDMYPorywacz zadzwonił dopiero o szóstej wieczorem.Tymczasem Sam Somerville i Duncan McCrea wpatrywali się prawie bez przerwy w podłączony do gorącej linii aparat, modląc się, żeby facet odezwał się ponownie i nie zerwał łączności.Jednemu tylko Quinnowi nic nie wydawało się zakłócać spokoju.Zdjął buty, położył się wygodnie na sofie w salonie i czytał książkę Anabasis Ksenofonta, poinformowała cicho Sam przez telefon w swoim pokoju.Książkę przywiózł ze sobą z Hiszpanii.- Pierwszy raz słyszę - zamruczał Brown w podziemiach ambasady.- To o taktyce wojennej - ośmielił się pomóc Seymour.- Auto­rem jest grecki generał.Brown chrząknął.Wiedział, że Grecy należą do NATO i to po­winno mu wystarczyć.Policja brytyjska miała o wiele więcej do roboty.Dwie budki tele­foniczne, pierwszą w Hitchin, niedużym ładnym miasteczku na pół­nocnym krańcu Hertfordshire, drugą w zbudowanym od podstaw po wojnie Milton Keynes, odwiedzili małomówni agenci ze Scotland Yardu.W obu wysypano wiele pudru w poszukiwaniu odcisków palców.Odcisków było mnóstwo, żaden jednak, choć tego nie wie­dzieli, nie należał do porywacza, który nosił gumowe chirurgiczne rękawiczki w kolorze skóry.W sąsiedztwie budek przeprowadzono dyskretne wywiady w po­szukiwaniu świadków, którzy być może zauważyli, kto dzwonił z nich w ściśle określonym momencie.Nie zauważył nikt, za krótki był czas, mierzony w sekundach, i jedna, i druga budka stała w rzędzie innych automatów telefonicznych, ze wszystkich bez przerwy dzwoniono.Oba miejsca były w tym czasie pełne ludzi.Cramer chrząknął.- Korzysta z godzin szczytu.Najpierw rano, teraz w porze lunchu.Taśmy z nagranym głosem porywacza dostarczono profesorowi filologii, ekspertowi od specyficznych cech mowy i akcentu, ale po­trząsnął tylko głową.Na taśmie słychać było głównie Quinna.- Porywacz posługuje się kilkoma serwetkami albo cienkim ma­teriałem przyłożonym do mikrofonu - stwierdził profesor.- Sposób prymitywny, ale dość skuteczny.Nie oszuka tym oscylatorów, ale żeby wykryć specyficzne cechy, potrzebuję, podobnie jak i nasze aparaty, więcej materiału.Komandor Williams obiecał dostarczyć mu więcej materiału, kiedy porywacz odezwie się ponownie.W ciągu dnia poddano cichej obserwacji sześć domów.Jeden w Londynie, pięć w hrabstwach południowej Anglii.Wszystkie zostały wynajęte na sześć miesięcy.Przed zapadnięciem nocy wyjaśniła się sprawa dwóch: w jednym mieszkał francuski bankowiec, żonaty, dwoje dzieci, pracujący całkiem oficjalnie w londyńskiej filii Societe Generale; w drugim niemiecki profesor prowadzący badania w British Museum [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript