[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dopiero teraz, z dala od tłumu, Inteb pojął, że Ason myśli o przyszłości tak samo jak on.- Themis pragnie zabić mnie jednego - powiedział Mykeńczyk i reszta przytaknęła.Walka i ucieczka Asona była już legendą okolicy.Wszyscy słyszeli ją wiele razy, ale ciągle chętnie nastawiali uszu.- Wywołam go do walki na ubitym polu.- Nie - odezwał się Ar Apa.- On prawie nie chodzi, nie jest już mężczyzną.Nie będzie walczył.Musimy zabić ich wszystkich.- To moja bitwa.- To nasza bitwa - warknął Moweg.- Najechali naszą ziemię, atakują nasze grodziska, chcą zabić wodza-byka.Nasza bitwa.- Ze złością wgryzł się w tłusty kawałek mięsa.Ar Apa przytaknął.Sprawa była przesądzona.- Na ilu statkach przypłynęli? - spytał Inteb.- Turi mówił o siedmiu.- To bardzo źle.- Właśnie.- Czy musimy walczyć teraz? - spytał Inteb.- Oczywiście! - zdumiał się Ason.- A co innego można uczynić?- Wiele rzeczy - wtrąciła się Naikeri i odstąpiła krok, gdy Ason machnął, by umilkła.- Jeśli nie chcesz, aby cię znaleźli, to ta wyspa jest dość duża.Prędzej śmierć znajdą niż ciebie.Co za szaleństwo każe ci iść na pewną zgubę.- Zamknij się, głupia kobieto.-.bo niczego innego nie znajdziesz.Masz wybór.- Zrobimy tak, jak postanowiono.Wodzowie żuli mięso i spoglądali na drzwi.Kobiety nie miały prawa odzywać się przy takich okazjach.Naikeri zwróciła się do Inteba.- Pomóż mi, Egipcjaninie.Chociaż nie mnie, dla mnie nic nie zrobisz, pomóż Asonowi.Znasz różne fortele.Wymyśl inny sposób walki z Atlantydami.Wiem, że to potrafisz.Inteb przytaknął niechętnie.- Wprawdzie dla Yernich i dla Mykeńczyków słowo kobiety nie ma żadnej wagi - powiedział do Asona, - ale u nas, w Egipcie, słuchamy kobiet, choć mówią innym językiem.Nie tylko walką wręcz można pokonać Atlantydów.- Zaskoczymy ich i zabijemy - stwierdził Ar Apa.- Nawet jeśli, to krwawym trudem i niewiele nam z tego przyjdzie.Ale czy możesz mieć pewność? Jeśli nie zabijecie wszystkich, to potem przyjdzie ranek i.- Tym razem nie mogę skorzystać z twoich rad - powiedział Ason.- Tym razem szykujemy się do bitwy.Wodzowie przytaknęli gorliwie.- Zabijanie! - krzyknęła Naikeri i cisnęła dzbanem o podłogę, aż piwo trysnęło wkoło.W sąsiednim pokoju zapłakało dziecko.- Zabijać.Nigdy nie myślisz o niczym innym? Tylko to jedno potrafisz? Albi żyją bez tych twoich wojen i bez zabijania.Dla nas świat nie ogranicza się do mieczy, toporów i mordowania.Czy naprawdę nie dostrzegasz niczego więcej?Ason poczuł się dotknięty do żywego i odwrócił się do dziewczyny tyłem.Wodzowie znów wyrazili osobliwe zainteresowanie drzwiami.Inteb poczuł, że musi się odezwać.Też był zły.- Owszem, świat to coś więcej, więcej niż myślimy, ale człowiek wzniósł się wyżej niż jakiekolwiek zwierzę.A szczyty dostojeństwa osiąga jako wojownik.Tego akurat ty, kobieta, nigdy nie zrozumiesz.- Ostatnie zdanie wypowiedział wręcz z obrzydzeniem.- Tu nie ma nic do zrozumienia.To zwykłe szaleństwo.Walczycie jak jelenie, ile razy przychodzi wiosna, zawsze zabijają się rogami.To wy nie chcecie zrozumieć.Gińcie.Ason zerwał się na równe nogi, w ślepym gniewie złapał dziewczynę, wypchnął ją za próg i zatrzasnął drzwi.Jej słowa brzmiały mu w uszach niczym klątwa.- Jesteś wojownikiem Asonie - powiedział cicho Inteb.- Wojownik stoi wyżej niż inni ludzie.Ty jesteś największym z nich.Setki pójdą za tobą, gdy ich poprowadzisz.Gdzie ruszysz?Ason musnął palcami rękojeść miecza.- Do bitwy, oczywiście.Jeśli już musimy umrzeć, zginiemy jak mężczyźni.10.Ze szczytu obwałowania widać było drobne postacie nadciągające równiną.Niebo zwieszało się nisko ciemnymi chmurami, od czasu do czasu migała błyskawica i grom przetaczał się aż po horyzont, ale deszcz nie chciał spaść.A byłby się przydał: duchota panowała niemiłosierna.Gdy podeszli bliżej, dało się rozróżnić poszczególnych wojowników.Niektórzy dźwigali łupy, inni szli ranni, a wszyscy zmęczeni.Ledwo dotarli do obwałowań, padli ciężko w cieniu budynków, domagając się piwa.- Co to była za bitwa - wydyszał jeden, widać nieco silniejszy.- Zabiliśmy stu, ucięliśmy sto głów - dodał inny, chociaż on akurat za jedyną zdobycz miał krwawy sztylet wsunięty za włosiany pas.Potem rozległo się jeszcze więcej przechwałek, jak to zwykle między tubylcami.Inteb nie słuchał, czekał na Asona i pozostałych wodzów, którzy maszerowali na samym końcu.Zbliżyli się do kamieni, każdy dotknął własnego, by odzyskać siły.- Nie było ani zwycięstwa, ani porażki - stwierdził Ason zlizując złociste krople piwa z ust.- Zwycięstwo - uznał Ar Apa.Inteb usiadł obok Asona i podał mu kolejny dzban piwa.- Zwycięstwo jest wtedy, gdy wróg ginie lub ucieka - zaprzeczył Mykeńczyk.- Zabiliśmy wielu, ale więcej ich ocalało i teraz idą za nami.- Gdybyśmy mieli więcej mężów - mruknął ponuro Finmog.Ason przytaknął.- Gdybyśmy ich mieli, wtedy wynik nocnej walki mógłby być inny.Ale wielu jeszcze nie przybyło.Zaskoczyliśmy Atlantydów, to prawda.Ale ciemności i nam pomieszały szyki, tak więc nieprzyjaciel zdołał się pozbierać.Nasi pogubili się w mroku, zaczęli zbierać łupy, obcinać głowy i atak stracił impet.Musieliśmy się wycofać, a nieprzyjaciel nadciąga.To są fakty.- Ale walka była dobra, setki ich zginęły - mruknął Ar Apa i reszta się zgodziła.- Najważniejsza walka dopiero przed nami - powiedział Ason.Z tym też się zgodzili.Musieli się zgodzić, chociaż wcale im się to nie podobało.- Zostanie stoczona tutaj, w wielkim grodzisku Yernich i wielu zginie.- Następni wojownicy są już w drodze - zauważył Ar Apa.- Będą wściekli, że ominęła ich nocna bitwa, ale może też będą walczyć bardziej zajadle i wytrwale bronić grodziska.Nikt nie mógł temu zaprzeczyć i opinie zostały ostatecznie uzgodnione.Kto mógł, zasnął w ciągu kilku minut.Asonowi też głowa opadała.Inteb otoczył go ramieniem, wyczuwał kwaśny odór potu.- Zwyciężymy? - spytał.Ason spojrzał ukradkiem na pozostałych wodzów.- Nie ma mowy o zwycięstwie - szepnął.- Możemy tylko zabrać ich jak najwięcej ze sobą.To pomoże Mykenom.Odejdź stąd, Egipcjaninie.Turi zabierze cię do Albich, z nimi będziesz bezpieczny.- Pójdziesz ze mną?- Nie mogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|