[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wtedy za-cznie się zastanawiać, co właściwie we mnie widziała i wróci do Uprzejmego.Mam na-dzieję, że jej nie odepchnie.Lepiej żeby nie tęskniła za mną.Zakończył to melodramatycznym westchnieniem, ale wiedziałem, że kpi z siebie.Tego ranka maska lorda Złocistego pękła i wyjrzał spod niej Błazen. Urok? spytałem sceptycznie.281 Oczywiście.Nikt mi się nie oprze, jeśli zechcę być czarujący.Oczywiście niktoprócz ciebie. Zerknął na mnie żałośnie. No cóż, nie mamy czasu, żeby teraz nadtym ubolewać.Musisz pójść i powiadomić panią Brzeczkę, że chcę z nią porozmawiaćw cztery oczy.Potem zastukaj do drzwi Wawrzyn i zawiadom ją, że wkrótce ruszamy.Zanim wróciłem, wykonawszy oba te polecenia, lord Złocisty już opuści kwaterę,udając się na spotkanie z panią Brzeczką.Było bardzo krótkie, a kiedy wrócił, kazał minatychmiast znieść bagaże.Nie zatrzymał się, żeby coś zjeść, ale zdążył już zapakowaćwszystkie owoce, jakie były w pokoju.Jakoś przeżyjemy, a zapewne mądrze postąpi, je-śli przez pewien czas nie będzie nic jadł.Przyprowadzono nasze konie.Pani Brzeczka raczyła chłodno życzyć nam szczęśli-wej podróży.Nawet słudzy nie zwracali uwagi na nasz odjazd.Lord Złocisty ponownieprzeprosił, przypisując swoje zachowanie wyśmienitej jakości jej wina.Jeśli w ten spo-sób chciał ułagodzić gospodynię, to nie udało mu się.Po chwili opuściliśmy dziedziniec.Jadący przodem lord Złocisty nadawał powolne tempo.U stóp wzgórza skręcił w kie-runku przeprawy.Dopiero kiedy szpaler przydrożnych drzew skrył nas przed wzrokiempatrzących z zamku, zatrzymał się i zapytał mnie: Którędy?Wawrzyn jechała w ponurym milczeniu.Nic nie mówiła, ale zrozumiałem, że przed-stawiając się w tak niekorzystnym świetle, lord Złocisty stracił również w jej oczach.Zrobiła zdumioną minę, gdy wskazałem kierunek i zjechałem Mojąkarą z drogi, w usia-ny plamami słońca las. Nie czekaj na nas rzucił krótko. Postaraj się jak najszybciej go dogonić.Mywkrótce dołączymy do ciebie, chociaż moja biedna głowa może trochę nas spowolnić.Teraz najważniejsze to nie zgubić jego śladu.Jestem pewien, że Wawrzyn nie zgubi two-jego.Jedz już.Nie musiał mnie zachęcać.Natychmiast zrozumiałem, co chciał w ten sposób osią-gnąć.Dzięki temu będę sam, kiedy dogonię Zlepuna i będę mógł z nim spokojnie po-rozmawiać.Skinąłem głową i popędziłem Mojąkarą.Ruszyła z kopyta, a ja pozwoliłemby prowadziło nas moje serce.Nie traciłem czasu na odszukiwanie miejsca, gdzie ostat-nio widziałem wilka, ale skierowałem klacz na północny wschód, gdzie powinien byćteraz.Posłałem mu ostrożną myśl, dając znać, że się zbliżam.Poczułem słabą odpo-wiedz.Znowu popędziłem Mojąkarą.Zlepun pokonał zdumiewająco dużą odległość.Nie przejmowałem się tym, czyWawrzyn nie zgubi mojego tropu.Teraz myślałem tylko o tym, żeby odnalezć mojegowilka, zobaczyć jak się miewa i razem ruszyć na poszukiwanie księcia.Coraz bardziejniepokoiłem się o chłopca.Dzień był upalny, jeden z ostatnich takich dni lata, i słońce prażyło nawet w skąpymcieniu drzew.Suche powietrze wydawało się ciężkie od pyłu, który wysuszał usta i przy-282wierał do powiek.Nie fatygowałem się szukaniem śladów, lecz gnałem Mojąkarą przezporośnięte lasem wzgórza i doliny.Gęstsza roślinność wskazywała bieg strumyków, leczich wody teraz skryły się pod ziemią.Dwukrotnie przejeżdżaliśmy przez strumieniei przy obu zatrzymałem się na chwilę, żeby napoić klacz i napić się samemu.Potem po-jechaliśmy dalej.Wczesnym popołudniem nabrałem przekonania, że Zlepun jest już blisko.Zanimgo zobaczyłem czy wyczułem, nagle doznałem dziwnego wrażenia, że już widziałem tomiejsce, że te drzewa wyglądają jakoś znajomo.Wstrzymałem wierzchowca i powoli ro-zejrzałem się wokół, a wtedy on wyszedł z kępy olch, rosnących zaledwie o rzut kamie-niem ode mnie.Mojakara zadrżała i skupiła na nim całą swą uwagę.Poklepałem ją poszyi.Spokojnie.Nie ma powodu do obaw.Spokojnie.Jestem zbyt zmęczony i nie dość głodny, żeby za tobą gonić wspomógł mnie Zlepun. Przyniosłem ci mięso.Wiem.Czuje jego zapach
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|