[ Pobierz całość w formacie PDF ] .– Nie pamiętasz tych wydarzeń? – nalegał głos.– Byłeś tam.Nagle poczuł gniew – opóźnioną reakcję obronną na bezlitosny atak na jego rozum i zmysły.– Nie! – krzyknął.– To nie było tak! To się wcale tak nie odbyło.Co to za obłęd?– Więc jak to się odbyło?– Byli naszymi przyjaciółmi.Przywitaliśmy ich serdecznie.Daliśmy podarunki.– Jego gniew przemienił się we wściekłość.– Kim jesteście? Szaleńcami? Pokażcie się.Ganimedes zniknął i przed oczami Hunta przesunął się ciąg przemieszanych wrażeń, które jego umysł w niewytłumaczalny sposób zebrał w spójną całość.Była to wizja Ganimedejczyków wziętych do niewoli przez surowego i bezkompromisowego oficera – Amerykanina.zgoda na naprawienie statku pod warunkiem wyjawienia szczegółów technicznych.zabranie na Ziemię w charakterze zakładników.haniebne odesłanie w otchłań kosmosu.– Czy nie było tak? – zapytał głos.– Na litość boską, NIE! Kimkolwiek jesteś, jesteś szalony!– Co z tego nie jest prawdą?– Wszystko.Co to.Radziecki komentator mówił coś histerycznie.Chociaż mówił po rosyjsku, Hunt rozumiał.Wojna musi zacząć się teraz, zanim Zachód zdąży wykorzystać swoją przewagę.przemowy z balkonu, śpiewające i wiwatujące tłumy.wystrzelenie amerykańskich satelitów MIRY.propaganda z Waszyngtonu.czołgi, transportery, maszerujące szeregi chińskiej piechoty.broń masowego rażenia ukryta w dalekich zakątkach Układu Słonecznego.Obłąkana rasa maszerowała ku zagładzie przy wtórze orkiestr i powiewających flag.– NIE-E-E! – usłyszał własny głos przechodzący we wrzask, który zdawał się dochodzić ze wszystkich stron, a potem zamarł gdzieś w oddali.Nagle opuściły go siły i poczuł, że upada.– Mówi prawdę – powiedział jakiś głos.Był spokojny, stanowczy i brzmiał jak ostoja rozsądku pośród chaosu, który wymiótł Hunta z wszechświata.Zapadanie się.lot.ciemność.nicość.Rozdział dziewiątyHunt drzemał w miękkim i bardzo wygodnym fotelu.Czuł się rozluźniony i wypoczęty, jak gdyby spędził tu dłuższy czas.Pamięć o wcześniejszych przeżyciach była nadal żywa, ale stały się one czymś, czemu przyglądał się obojętnie, z niemal akademicką ciekawością.Strach minął.Powietrze w pomieszczeniu było świeże i lekko pachniało, a w tle grała przyciszona muzyka.Po chwili rozpoznał ją jako kwartet smyczkowy Mozarta.W jakim obłędzie tym razem uczestniczył?Otworzył oczy, wyprostował się i rozejrzał.Siedział w fotelu w zwyczajnie wyglądającym pokoju wyposażonym w jeszcze jeden podobny fotel, pulpit do czytania, duży, drewniany stół pośrodku i stolik obok drzwi, ozdobiony wazonem z różami.Na podłodze leżał dywan z ciemnobrązowej strzyżonej wełny, który pasował do dominujących w pokoju kolorów pomarańczowego i brązowego.Z tyłu znajdowało się pojedyncze okno z ciężkimi zasłonami, które były zasunięte i lekko powiewały na wpadającym z zewnątrz wietrzyku.Victor spojrzał na siebie i przekonał się, że jest ubrany w ciemnoniebieską koszulę z rozpiętym kołnierzykiem i jasnopopielate spodnie.W pokoju nie było nikogo więcej.Po paru sekundach wstał, stwierdził, że czuje się świetnie, przeszedł przez pokój i z ciekawością rozsunął zasłony.Za oknem roztaczał się miły, letni widok, jaki można by zobaczyć w dowolnym dużym mieście na Ziemi.Wysokie budowle – czyste i białe – lśniły w słońcu, znajome drzewa i trawniki zapraszały.Hunt dostrzegł w dole zakręt szerokiej rzeki, stary most z balustradą i łukami, znajome modele samochodów poruszających się po drogach oraz całe procesje latających pojazdów.Puścił zasłony i zerknął na zegarek, który wydawał się działać normalnie.Minęło niecałe dwadzieścia minut, odkąd „boeing” wylądował w McClusky.To wszystko nie miało sensu.Odwrócił się plecami do okna i wepchnął ręce w kieszenie, próbując sobie przypomnieć, co takiego go zastanowiło, zanim jeszcze wysiadł ze statku.Była to banalna rzecz; coś, co mgliście zarejestrował w ciągu kilku minut między pojawieniem się Calazara a zapierającą dech w piersiach sceną, kiedy wszystko oszalało.Ten drobiazg miał związek z Calazarem.I wtedy mu się przypomniało.Na Shapieronie ZORAC tłumaczył za pośrednictwem słuchawek i mikrofonów, z których wydobywały się normalnie brzmiące głosy, nie zsynchronizowane jednak z ruchami warg mówiących.Calazar natomiast nie korzystał z urządzeń pomocniczych i najwyraźniej rozmawiał bez wysiłku.Było to o tyle dziwne, że z powodu budowy krtani Ganimedejczycy wydawali niskie, gardłowe dźwięki i nie potrafili naśladować ludzkiego głosu.Jak więc robił to Calazar?Cóż, stojąc tutaj, nie uzyskam odpowiedzi, pomyślał.Drzwi wyglądały na normalne i był tylko jeden sposób, by dowiedzieć się, czy są zamknięte czy nie.Hunt znajdował się już w połowie drogi do nich, kiedy otworzyły się i weszła Lyn, spokojna i w dobrym nastroju, ubrana w bluzkę z krótkimi rękawami i spodnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|