Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Kiedy tu przedsionek piekła, to może jest i diabeł?— Diabeł stróżuje obok, w sieni.Ale pilnuj swojej szynki, bo tam głodują za karę łakomczuchy.Jak zobaczą, że masz szynkę, nie opędzisz się od nich.Najlepiej zrób tak: powiedz im, że sprzedasz tę szynkę, ale nie za pieniądze, tylko za stary, ręczny młynek, który stoi u nich w sieni przy drzwiach.Posłuchaj mojej rady, nie pożałujesz.Biedak wszedł do piekielnej sieni i zaraz dopadła go zgraja brudnych, wychudzonych potworków ze szczurzymi ogonami.Szczerząc zęby i skamląc starały się wyrwać mu szynkę tak zapal­czywie, że diabeł-dozorca nie mógł ich rozpędzić.— Oddam wam szynkę, ale dajcie mi wasz młynek — zawołał biedak, chociaż co prawda trochę mu było żal tej pięknej szynki.Potworki zgodziły się, porwały szynkę i zaczęły ją sobie wy­dzierać, a biedak chwycił młynek pod pachę i uciekł.— Zaufałeś mi i dobrze na tym wyjdziesz — powiedział sta­rzec w przedsionku.— Co tylko rozkażesz, wszystko ci ten młynek namiele.Tylko nie zapomnij, jak się go zatrzymuje, bo miałbyś z nim kłopot.Widzisz ten guziczek? Naciśniesz go trzy razy, a wtedy młynek stanie.Biedak podziękował starcowi i poszedł.Dopiero nocą trafił do domu z powrotem.— Gdzieżeś był tak długo ? — spytała go żona.— Czekaliśmy na ciebie aż do wieczora, wreszcie dzieci poszły spać głodne.Choć to dziś takie wielkie święto, nie miałam nawet patyka, żeby rozpalić ogień i nie miałam co włożyć do garnka.— Nie martw się — zawołał biedak wesoło.— Zaraz będziesz miała wszystko, o czym tylko zamarzysz.Postawił młynek na stole i kazał mu mleć różne rzeczy po kolei.Młynek aż furkotał, tak się kręcił.Nie minęła godzina, już ogień palii się w kominie i pełno smakołyków gotowało się i piekło.Na trzeci dzień świąt biedacy zaprosili przyjaciół na ucztę.Przyszedł także bogaty brat.Nie mógł się nadziwić, skąd się wzięły te wyborne potrawy.Poty wypytywał brata, aż ten przy­znał mu się do wszystkiego i pokazał mu czarodziejski młynek.Bogaty pozazdrościł biedakowi i zaczął się napraszać o młynek, Nudził brata i nękał, aż wreszcie wytargował od niego młynek za trzysta talarów.Tamten wymówił sobie tylko, że zatrzyma młynek aż do sianokosów, bo chciał sobie przygotować zapasy.Kiedy nastała pora sianokosów, bogaty brat zabrał młynek.Jego żona poszła na łąkę z parobkami, ale on był na to za leniwy.Powiedział, że zostanie w domu i przygotuje obiad.Wiedział, że się nie napracuje, bo przecież młynek wszystko zrobi za niego.Położył się z powrotem pod pierzynę i zasnął.W południe roz­kazał:— Młynie, zmiel zupę na mleku, śledzie i chleb!Czarodziejski młynek zaczął mleć, a gospodarz tylko podstawiał garnki i półmiski, póki wszystkich nie napełnił.Ale brat zapomniał mu powiedzieć, jak się młynek zatrzymuje, więc lała się z niego mleczna zupa, wysuwały się śledzie i wyska­kiwały kromki chleba bez ustanku, chociaż gospodarz krzyczał i walił go pięściami, żeby przestał nareszcie.Zupa zalała podłogę.Brodząc po kolana gospodarz z trudem dobrnął do drzwi, szarpnął je z całej siły i otworzył.Biały stru­mień wylał się przez sień na podwórze, a z podwórza na drogę, niosąc śledzie i chleb.Gospodyni właśnie wracała tą drogą z robotnikami do domu na obiad, aż tu na ich spotkanie pędzi spieniony biały potok.Za­częła krzyczeć i wzywać ratunku.Pobiegł bogaty brat do biednego i woła z daleka:— Zabieraj z powrotem twój zwariowany młynek, bo nas wszystkich potopi!— Nie mani już trzystu talarów, żeby ci oddać, kupiłem za nie coś niecoś do gospodarki.— Oddasz, jak będziesz mógł, ale chodź co prędzej i weź młynek!Czarodziejski młynek wrócił więc znowu do biednego brata.Po jakimś czasie przestał on być biedny, postawił sobie porządne zabudowania, kupił kawał pola i łąkę, miał krowy, parę koni i owce.A ponieważ jego dom stał nad samym morzem i były tam przy brzegu niebezpieczne skały, więc kazał młynkowi zemleć, co po­trzeba i wystawił obok domu latarnię morską, żeby się statki nie rozbijały.Pokrył ją złotą blachą, więc i w dzień świeciła z daleka.Niezadługo stał się sławny w całym kraju, wszyscy opowiadali sobie o jego młynku i o latarni.Minęło parę lat.Kiedyś przypłynął statkiem nieznajomy i wy­lądował przy latarni morskiej.— Jestem kapitanem okrętu — powiedział.— Jeżdżę do dalekiego kraju po sól [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript