Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Żołnierzom nie wolno pamiętać; wszystko to jest zdradą."- No, toś nas wrobił - powiedział Prew.- Chodź, tędy.Zjeżdżamy.- Przepraszam, Prew.Angelo ruszył za nim potulnie, już trzeźwy i zawstydzony, że narobił biedy; pognali skrajem szerokiego podjazdu, wiodącego do miejsca wypo­czynku gwiazd filmowych, potem na zachód przez park hotelowy i minąw­szy restaurację „Willard Inn", przeznaczoną dla oficerów, przebiegli bez tchu krzakami aż do Kalia Road w pobliżu plaży i do rozłożystego, szykownego hotelu „Halekulani", który był tak szykowny, że większość turystów nigdy o nim nie słyszała, i stał nad brzegiem, gdzie fale przyboju szumiały łagodnie na piasku.- No - powiedział Prew.- Ściągaj te spodenki i wskakuj w ubranie.- Dobra.Daj torbę.A co mam z nimi zrobić, staruszku?- Nie wiem, psiakrew.Dawaj je mnie.Słuchaj, Angelo, czyś ty już na pewno wytrzeźwiał? Ci goście będą czekali na Kalakaua.Jeden może próbować obejść przez Lewers i wycisnąć nas na Kalia Road.Ale najlepiej nam dojść przez Kalia aż do Fortu Derussey i stamtąd walić dalej, omijając bazę.Słuchajże mnie, do cholery!Maggio popatrzał na niego i wtedy Prew spostrzegł, że łzy ściekają mu po policzkach.- Och, ja to pieprzę! - powiedział Angelo.- Żeby uciekać jak jakiś cholerny kryminalista! Mam tego dosyć.Człowiek boi się pierdnąć, żeby jakiś żandarm nie usłyszał.Mam tego wyżej nosa.Nie zgadzam się, słyszysz? Nie zgadzam się, mówię.- Dobra, dobra - odrzekł Prew.- Spokojnie, Angelo.Chyba nie chcesz, żeby cię przyhaczyli.Jeszcze jesteś pijany.- Pewnie, że jestem pijany.Jasne, że tak.A bo co? Nie wolno człowiekowi popić? Nic mu nie wolno? Nie wolno nawet wsadzić rąk w kieszenie na tej cholernej ulicy? Dlaczego nie mają mnie przyhaczyć? Już lepiej siedzieć w pierdlu, zamiast wciąż sterczeć na zewnątrz, zaglądać tylko do środka i nigdy nie móc wejść przez te szklane drzwi, jak dzie­ciak przed sklepem z cukierkami.Niech mnie łapią.Nie jestem tchórz, nie będę przed takimi uciekał.Nie mam pietra.Nie jestem tchórz.Ani włóczęga.Ani żadna szumowina.- Dobra, dobra, dobra.Tylko spokojnie.Za chwilkę wszystko będzie w porządku.- W porządku? Już nigdy nie będę w porządku.Dla ciebie to jest w porządku, bo ty jesteś trzydziestoroczny.Ja nie.Ja mam ich w dupie, rozumiesz? Gówno mnie obchodzą.Mam-tego-wyżej-nosa.- Odetchnij głęboko, bracie.Uspokój się i oddychaj naprawdę głę­boko.Ja zaraz wrócę, tylko zadołuję te spodenki.Zeszedł nad wodę, która pluskała cicho, przepływając, łamiąc się pianą i cofając na powrót.Cisnął spodenki w wodę i zawrócił ku miejscu, gdzie zostawił chłopaka z Brooklynu.- Hej - zawołał cicho.- Angelo! Gdzie jesteś, bracie?A kiedy nie było odpowiedzi, obrócił się i zaczął biec ulicą ku światłu, gnając ostro i lekko na palcach.Kiedy dotarł do skraju kręgu światła latarni, zatrzymał się i odskoczył z trotuaru w cień.U krawężnika na rogu, w tymże kręgu światła latarni, mały Maggio bił się z dwoma ogromnymi żandarmami z Shafter.Jednego obalił na ziemię i przywarł jak krab do jego pleców, okłada­jąc go ile tchu w piersiach po głowie wciśniętej między ramiona.Kiedy Prew patrzał, drugi żandarm trzasnął Maggia pałką w łeb i ściągnął go z pleców kolegi.Zamachnął się powtórnie, a Maggio osłonił sobie głowę rękami, pałka grzmociła go po palcach i czaszce, i Maggio osunął się na ziemię.Podczołgał się na czworakach, już teraz powoli, chcąc złapać żandarma za nogi, ale ten uderzył go znowu.- No, dalej - powiedział Maggio.- Uderz mnie jeszcze raz, ty skurwysynu.Pierwszy żandarm pozbierał się z ziemi, podbiegł i także zaczął okła­dać go pałką.- Jasne - odezwał się Maggio.- Chodźcie obaj.Takie wielkie draby i tylko tyle potraficie? Bijcie mnie.Dalej go.Chyba umiecie le­piej.Próbował się dźwignąć, ale pałki zwaliły go z powrotem na ziemię.Wtedy Prew wysunął się na chodnik, w światło, i już biegł na nich, biegł lekko, wyliczając sobie dystans i kroki przed skokiem.- Wróć się! - ryknął Maggio.- Ja to załatwię.Nie twoja rzecz.Nie potrzebuję pomocy.Jeden z żandarmów obejrzał się i ruszył ku Prewowi.Maggio podpełznął po ziemi jak krab i złapał go za nogi.Żandarm upadł, Maggio wskoczył mu na plecy i zaczął grzmocić jego głową o chodnik, wyrzucając z siebie w takt uderzeń słowa, na które brakło mu tchu.- Tak.Wy, zgrywusy.Z tymi waszymi pałkami.Co jest? Nie możesz wytrzymać? Ale napadać to umiesz, co?- No już, zjeżdżaj! - wrzasnął do Prewa.- Słyszysz? Nie mieszaj się do tego.Leżący żandarm dźwignął się powoli, z Maggiem siedzącym mu na grzbiecie i walącym go pięściami po głowie, wygiął plecy w łuk i zrzucił tego szatana niczym koń jeźdźca.- Uciekaj! - ryknął Maggio.Wylądował na czworakach i zerwał się.- Spieprzaj! To nie twoja sprawa.Drugi żandarm stojąc, złapał się za pistolet.Ruszył na Prewa wyszarpując broń z kabury.Prew zawrócił i prysnął ulicą ze światła w krzaki.Przez ramię dojrzał pistolet żandarma wymierzony w swoje plecy.Do­biegłszy do krzaków rzucił się na ziemię i zaczął się czołgać jak żołnierz pod ogniem.- Schowaj tę spluwę! - krzyknął drugi żandarm.- Coś ty? Strzelisz w tę stronę, zabijesz jakąś gwiazdę filmową i obaj wpadniemy jak śliwka w gówno.- Pewnie - zawołał Maggio wymierzając mu cios.- Ty byku.W samo gówno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript