[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zadowolona, że dziewczyna należycie zadbała o swojegowierzchowca, przywiązała Hellsbane obok klaczy dziewczyny i wróciła do Warr-la.48 Jeśli on sprawuje nad nią kontrolę, to przynajmniej nie poddaje się temubiernie.I co teraz? zapytała.Przesuwał się do przodu o kilka stóp naraz. Aha.Tutaj opadła na kolana.Zwiad na czworakach. Podniósł łeb, abypopatrzeć na nią. Doradzałbym to samo, sądząc z mocy zapachów.Tarma pokiwała głową z podziwem. Najjaśniejsza Bogini.Ten przeklętymiecz w końcu robi coś, jak należy.W porządku, Kudłata Mordo, zobaczmy, coty i ja możemy uczynić, by obejść obóz dookoła i dostać się na drugą stronę.Kerowyn wstrzymała konia.Ledwie mogła rozpoznać przed sobą ubity trakti rozstaje, na których się znalazła.Patrzyła na trop, próbując przypomnieć sobiezasłyszane opowieści o ostrzu babki.Mówiły one coś o Kethry, posługującej sięmieczem jak mistrz szermierki, chociaż nigdy się tego nie uczyła.Mogłoby toznaczyć, że to tej rzeczy zawdzięczała swe umiejętności.Czy mógł on zmienićkogoś w doskonałego tropiciela? Być może.Położyła dłoń na rękojeści i poczuła coś w rodzaju mrowienia, jakby jej dłońdelikatnie kłuto szpileczkami.Coś w tym jest, z całą pewnością, nawet jeśli onanie wie co.Z drugiej strony, nie była zbyt pewna, czy chce się tego dowiedzieć,mając jeszcze inne możliwości wyboru.Usadowiła się ostrożnie w siodle i opuściła ochronną zasłonę, otaczającą jejmyśli.Tym razem bardzo powoli.Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła, było, abyta obślizgła rzecz dowiedziała się, że ona jest blisko.Złowiła mnóstwo bezładnych myśli, pełnych przemocy, niezbyt jasnych i lo-gicznie nie powiązanych, a kiedy otworzyła oczy, stwierdziła, że stoi zwróconatwarzą na zachód.Doskonale, zatem na zachód.Za każdym razem, gdy gubiła trop, odnajdywała go, ostrożnie opuszczając za-słonę myśli, nasłuchując.Lecz potem droga zamieniła się w ścieżkę, a ścieżka,zwężając się, zanikła zupełnie.Panowały zbyt głębokie ciemności, aby podejmo-wać próbę wytropienia bandytów tradycyjnym sposobem.Nie miała wyboru.Niechętnie wysunęła ostrze do połowy z pochwy i odprę-żyła się.Otaczające ją ciemności zaczęły się rozjaśniać, wkrótce była w staniewidzieć tak, jakby zbliżał się niedaleki świt.Przez chwilę, gdy w zdumieniu roz-glądała się dookoła, pomyślała, że uległa jakiemuś złudzeniu: poprzez wzgórzawiódł rząd iskierek posępnego światła.Wtedy zdjęła dłoń z rękojeści i stwierdzi-ła, że z chwilą, gdy wypuściła miecz z ręki, drobniutkie iskry zniknęły wraz zezdolnością wyraznego widzenia. A więc, co to oznacza? Zsiadła z konia i znów położyła dłoń na mieczu.Ponure światło zabłysło ponownie.Badając twardy grunt, dostrzegła niewyrazneodciski kopyt.To był właśnie kierunek obrany przez bandytów.W chwili, kiedyodnalazła ich trop, światło zgasło, ona jednak wciąż widziała tak dobrze jak do tej49pory. Pozwala mi robić to, co jestem w stanie sama zrobić.Spełnia rolę instruktora,jak sądzę.W sytuacji, w której wystarczają moje własne zdolności, usuwa się nabok, pozwalając mi działać samodzielnie.Ujęła miecz w prawą rękę, lejce klaczy w lewą i podążała tropem, dopóki cośnie podszepnęło jej, aby przystanąć.Dalsza jazda wydawała się niewłaściwymrozwiązaniem. Może nadszedł czas, aby się przekonać, jakie są ich zamiary.Pozwoliła,by jej umysł otworzył się.Przytulona do ciepłej, wilgotnej od potu szyi Verennyi przymknąwszy oczy udała się na poszukiwanie bandytów.Odnalazła ich z łatwością, cały ich obóz, ze strażnikami rozstawionymi do-okoła małej dolinki, którą zajęli dla siebie.Większość z nich była pijana, rozsie-wając dzikie, pogmatwane myśli.Dierna była z nimi, jeszcze żywa, z niewielkimstosunkowo uszczerbkiem na zdrowiu.Lecz wraz z nią był.Kero szczelnie zatrzasnęła osłonę.On był tam razem z nią to zimne, ob-ślizgłe zło, którego obecność wyczuła uprzednio.Tym razem jego zmysły nieostrzegły go o jej obecności, lecz tylko dlatego, że był czymś zajęty.Nieopatrznieznalazła się jednak bliżej wykrycia, niżby sobie tego życzyła.Rozejrzała się, oceniając swe szansę.Niedaleko miejsca, gdzie stała, płynąłmały strumyk z rosnącymi po obu stronach drzewami.Nie dawało to wiele osło-ny, ale dla wszystkich poza nią noc była tak głęboka i ciemna, że mogła ukryćwszystko.Pod osłoną krzewów Verenna będzie zupełnie niewidoczna.Trzeba by-ło jedynie zmusić ją do zachowania ciszy.Prawdopodobnie klacz nie napasła się dostatecznie.Najpierw było zamiesza-nie związane z ucztą, a potem męcząca, nocna jazda.Jeśli pozostawi Verennęluzno spętaną tak, aby mogła skubać trawę i pić, to może zajmie się tym i niebędzie hałasować.Wprowadziła klacz do zagajnika, prosto nad wodę, i spętała ją na małej polan-ce tuż obok strumyka.Polankę otaczały krzewy i drzewa; kiedyś i ona mogła byćczęścią łożyska, dopóki coś nie zmieniło biegu strumienia. Verenna powinna być tutaj bezpieczna, a jeśli nie wrócę, będzie prawdopo-dobnie w stanie się uwolnić pomyślała.Zostawiła małą klacz skubiącą łapczywie trawę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|