[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Posłusznie podchodzi, a Mildredzamyka oczy i sięga dłonią do jego twarzy.Wodzi po niej palcami.Carlos nieruchomieje.Pozwala jej przenieść się w fantazji doszczęśliwszych czasów i udawać przez chwilę, żedotyka twarzy męża.Mildred wzdycha i otwieraoczy. Dziękuję ci szepcze ze łzami w oczach.Carlos kiwa głową i nic nie mówi.Rozumie, żeofiarował jej coś cennego.Stoję bez ruchu ipatrzę na niego z podziwem.Na zewnątrz grarolę twardziela, który nie pozwala nikomuzbliżyć się do siebie.Ale czasami dostrzegam wnim przebłyski ciepła i współczucia, a wtedyczuję, że mój wewnętrzny mur zaczyna pękać. No dobrze, zaczynamy zajęcia ogłaszaAntoine.Antoine przygotował małe podium z przodusali. Chodzcie mówi, wskazując na nas.Stańcie tu i pozujcie.Carlos pierwszy wchodzi na podium i podajemi rękę. Co teraz? pyta. Mamy pozować odpowiadam szeptem. Jak?Antoine uderza pięścią w podium,przyciągając naszą uwagę. Powiem wam, jak.Kiaro, obejmij go zaramiona.Carlosie, chwyć ją w pasie.Ustawiamy się według jego instrukcji. Tak? pytam i staram się nie czuć rękiCarlosa w talii. Wyglądacie, jakbyście bali się do siebiezbliżyć mówi Antoine. Jesteście zbyt sztywni.Kiaro, pochyl się w stronę Carlosa.O, właśnietak.A teraz zegnij nogę w kolanie.Carlos,przytrzymaj ją, żeby nie upadła& Kiaro, patrz naniego, jakbyś była zakochana, jakbyś czekała napocałunek& A ty, Carlos, patrz jej w oczy, jakbyKiara była kowbojką, o której marzyłeś całeżycie.Doskonale! Teraz nie ruszajcie się przezpół godziny.Odwraca się do pensjonariuszy domu opieki,opowiada o światłocieniu i zasadach rysowaniasylwetki, a ja& tonę w oczach Carlosa. Zwietnie sobie poradziłeś zpensjonariuszami mówię. Cieszę się, że tuprzyszedłeś. A ja się cieszę, że masz na sobie sukienkę.Przez następne pół godziny staramy się nieruszać.Wpatruję się w głębokie ciemne oczyCarlosa, a on nie odrywa wzroku od moich.Chociaż jestem trochę ścierpnięta, czuję siębezpieczna i szczęśliwa.I nie przychodzą mi dogłowy żadne inne słowa jak tylko: Podjęłam decyzję. W jakiej sprawie? W sprawie nas.Chciałabym, żebyśmy trochęze sobą pokręcili.Unosi brew. Naprawdę? Tak. Zaklepiemy to uściskiem dłoni? Mam zajęte ręce.Posyła mi swój arogancki uśmiech, bezktórego nie byłby Carlosem. Ręce tak, ale usta nie.33.CarlosNajczęściej rano budzi mnie głos Brandona.Zwykle wyśpiewuje jedną z tych swoichporannych pioseneczek, które potem chodzą mipo głowie. Panie Janie, panie Janie, rano wstań,rano wstań, wszystkie dzwony biją, wszystkiedzwony biją, bim, bam, bom, bim, bam, bom.Każdego by to doprowadziło do szału.Ale dziś to nie brat Kiary mnie budzi.Tylkogłos Tucka wyjącego na korytarzu: Lacucaracha, la cucaracha, yano puede caminar,porque no tiene, porque le falta, reszty nie znamla la la la!Brandon nie denerwuje mnie z rozmysłem,ale Tuck przeciwnie: robi wszystko, żeby mniewkurzyć. Może się już zamkniesz? krzyczę.Mamnadzieję, że mnie usłyszy. Hej, amigo mówi Tuck, otwierając drzwi.Słońce już wysoko!Podnoszę głowę. Nikt ci nigdy nie mówił, do czego służąklucze w drzwiach?Kręci w powietrzu wygiętym spinaczem. Jasne.Na szczęście wiem, jak działamagiczny wytrych. Wynoś się. Potrzebuję twojej pomocy, amigo. Nie ma mowy.Wynocha. Nienawidzisz mnie, dlatego że Kiara lubimnie bardziej od ciebie? To stan przejściowy.Wynoś się, kurwa.I tojuż mówię, ale koleś ani drgnie. Okej, bądzmy poważni.Nie wiem, czy toprawda, ale słyszałem, że ludzie używająwulgarnych słów, żeby zrekompensować sobiepewne braki.No wiesz, na przykład za małyrozmiar tego i owego.Odrzucam kołdrę, wyskakuję z łóżka i gonięgo po korytarzu, ale znika.Kiara ostrożnie otwiera drzwi. Gdzie on jest? pytam. Uhm&. bąka.Prześwietlam jej pokój, otwieram nawet drzwido szafy.Jasne, stoi w środku. %7łartowałem, Carlos.Nie znasz się na żartach,chłopie? Nie o siódmej rano.Tuck się śmieje. Włóż coś na siebie, bo przestraszysz biednąKiarę poranną stójką.Zerkam na spodenki.No jasne, mam la tengodura, na oczach Kiary i Tucka.Cholera.Sięgampo pierwszą z brzegu rzecz i zasłaniam się jaktarczą.Tak się składa, że to jeden z pluszakówKiary, ale nie mam wielkiego wyboru. To Mojo mówi Tuck i się śmieje.Kapujesz? Mojo?Bez słowa wracam do swojego pokoju irzucam Mojo na podłogę.Znając Kiarę, pewniebędzie chciała, żebym jej kupił nowego pluszaka.Siadam na łóżku i zastanawiam się, jak zbliżyćsię do Kiary, skoro ciągle kręci się koło niej Tuck.Dziwię się, że w ogóle mi na tym zależy.Lubię jącałować, to wszystko.Pukanie do drzwi wyrywamnie z zamyślenia. Czego chcesz? pytam gburowato. To ja, Kiara. & i Tuck dodaje drugi głos.Otwieram drzwi. Chce cię przeprosić mówi Kiara. Przepraszam, że wszedłem do twojegopokoju bez pozwolenia mówi Tuck, jak małydzieciak, który nabroił. Obiecuję, że nigdywięcej tego nie zrobię.Proszę o wybaczenie. Dobra już zaczynam zamykać drzwi, aleKiara je przytrzymuje. Poczekaj.Tuck naprawdę potrzebuje twojejpomocy, Carlos. W czym? Najlepsi mają tylko sześciu zawodników, amusi być siedmiu.To moja drużyna.Trzechludzi ma grypę, a dwóch zostałokontuzjowanych w ćwierćfinałach i nie możegrać.Kiara uważa, że jesteś w miarę spoko.W miarę spoko? Dlaczego sama z nimi nie zagrasz? pytamKiarę. Jesteś wysportowana. To nie jest żeńska drużyna odpowiada.Grają w niej sami faceci.Tuck składa błagalnie ręce i czuję, że z jego ustzaraz popłynie gówniana gadka. Proszę, amigo.Potrzebujemy cię, Kimosabe,Jedyny i Wszechmocny.Potrzebujemy ciębardziej niż wschodu ziemi na zachodzie. Słońce wschodzi na wschodzie, bałwanie. Jeśli stoisz na Ziemi.Jeśli jesteś na Księżycu,to Ziemia wschodzi na zachodzie.Wchodzisz wto czy nie? Mecz zaczyna się za pół godziny.Jaknie będzie kompletu, to przegramywalkowerem.Niestety, jesteś ostatnią deskąratunku.Patrzę na Kiarę. Tuck naprawdę potrzebuje twojej pomocy.Przyjdę popatrzeć. Dobra, zgoda.Zrobię to.Dla ciebie mówiędo niej. Zaraz, zaraz& Co to znaczy, że zrobi to dlaciebie? Tuck patrzy to na mnie, to na Kiarę, aleoboje milczymy. Czy ktoś mi powie, co tu jestgrane? Nie.Dajcie mi pięć minut.Kiedy jedziemy na mecz, Kiara prosi, żebymzadzwonił do brata i poprosił go, żebyprzyjechał. No zadzwoń mówi. Albo ja zadzwonię. Może wcale nie chcę, żeby przyjeżdżał.Podaje mi swoją komórkę. A może bardzo chcesz, ale jesteś zbyt uparty,żeby się przyznać? Rzucam ci wyzwanie.Po co ona to robi?Biorę telefon i dzwonię do brata.Mówię mu omeczu.Bez wahania odpowiada, że przyjedzie.Rozłączam się i oddaję Kiarze telefon, a Tuckstreszcza mi reguły gry.Staram się zapamiętaćnajważniejsze: kiedy złapię frisbee, muszę sięzatrzymać i wykonać następne podanie w ciągudziesięciu sekund. To nie jest sport kontaktowy, Carlos przypomina mi Tuck po raz nie wiadomo który
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|