[ Pobierz całość w formacie PDF ] .I kto wody się napije,Wnet skorupa go pokryje.Dan uniósł wysoko brwi i zapytał:- Ojciec panu powiedział ten wiersz? Jak dawno to było?- W lutym będę miał sześćdziesiąt jeden.- Farmer potarł brodę.- Czyli musiało to być jakieś pięćdziesiąt lat temu.- Czy kiedykolwiek wyjaśnił znaczenie tych słów?- Niby co one znaczą? - Greg wyglądał na zdziwionego.- Tak.Czy na przykład powiedział coś więcej o czarach starego Pontanpo? Albo co znaczy: wnet skorupa go pokryje!Deszcz zalewał deski werandy.Greg wolno pokręcił głową.- Chyba nie.Może, kiedy byłem małym dzieckiem, ale niczego nie pamiętam.Nigdy nie pomyślałem, żeby się dopytywać o wyjaśnienie.Te słowa znaczą to, co znaczą, i tyle.- A pan się nie domyśla? - naciskałem.- Hmm, no tak.Prestona studnię omiń oznacza, by nie pić wody ze studni, a stary Pontanpo brzmi jak imię jakiegoś Indianina.Może to on zaczarował wodę? A może nie on, kto wie? A dalej ostrzega, że kto będzie pił wodę ze studni w okolicach New Preston, to skorupa go pokryje.- I co to może znaczyć? Domyśla się pan? Czy ktokolwiek panu coś bliższego o tym mówił?Greg ponownie zaciągnął się dymem, aż papieros zalśnił pomarańczowym blaskiem.Po chwili namysłu drapiąc się po twardym karku, pomarszczonym i opalonym na czerwono przez lata pracy na roli, zrezygnowany pokręcił głową.- Chyba raz zapytałem o to tatę - odparł.- A on powiedział, że to ma coś wspólnego z ludźmi o rybich ogonach.- Ludzie o rybich ogonach?- Tak.On wiedział tylko tyle.Wedle niego wiersz ostrzegał przed ludźmi o rybich ogonach.To wszystko.Starsi mieszkańcy na pewno mogliby więcej powiedzieć, ale on się nie dopytywał.Mawiał, że o takich rzeczach im mniej się wie, tym lepiej.Dan wyjął buteleczkę z wodą i patrzył na nią w przygasającym świetle deszczowego popołudnia.Nawet ja dostrzegłem żółtawe zabarwienie płynu, choć mogło być spowodowane zanieczyszczeniami, jako że woda wytryskując ze źródła mieszała się z ziemią.- Czy kiedykolwiek przyglądał się pan wodzie ze studni? Zauważył pan takie żółtozielone zabarwienie? - Dan zwrócił się do McAllistera.Greg przyjrzał się buteleczce i zaprzeczył.- Zawsze była krystalicznie czysta.Teraz mnóstwo w niej błota, co?- Gdyby to było błoto, to już by się ustało i tylko na dole płyn byłby ciemniejszy.A tu kolor jest taki sam w całym pojemniku.- Czy to trucizna? - zapytał Greg.- Niewykluczone.Właśnie to próbuję ustalić.Wydmuchałem dym z rakotwórczego cygara i wtrąciłem się do rozmowy.- Chcielibyśmy więcej dowiedzieć się o tym wierszu.W starych historiach często kryje się ziarno prawdy.Farmer przenosił wzrok z Dana na mnie i z powrotem.- Naprawdę interesują was legendy? I wiersze?- Tak, a zna pan jeszcze inne?- Ja to nie, ale mój dziadek miał książkę, która podobno zawierała podania z New Milford, Washingtonu i tych okolic.Nazywała się Legendy z Litchfield.Spojrzałem na zegarek.Właśnie minęła trzecia, deszcz padał uparcie.Z lękiem pomyślałem o Alison i Jimiem, którzy w tej ulewie gdzieś się kryli czekając na zmierzch.Bałem się.Coś się z nimi stało okropnego, ich ciała pokryła łuska, a oni oczekiwali pomocy właśnie ode mnie.Może dlatego, że uważali mnie za jedyną osobę godną zaufania.Każdy inny człowiek najpierw by strzelał, a potem dopiero się zastanawiał, co powinien zrobić z istotą pokrytą pancerzem.- Ma pan tę książkę? - spytał Dan farmera.- Z chęcią bym do niej zajrzał.- Oddałem ją do magazynu.Po śmierci ojca złożyłem tam wszystkie rzeczy i wynająłem dom.Powinna nadal być w Składzie Candlewooda.Jeśli wam bardzo na tym zależy, to mogę napisać list do starego Martina.Pożyczycie ją na jakiś czas.- Postępuje pan jak na dobrego sąsiada przystało.Coś się przytrafiło Alison i Jimowi i może, kiedy się dowiemy ze starych legend czegoś o tej wodzie, to zdołamy wyciągnąć Bodine'ów z tarapatów.Greg rzucił peta na ziemię.Na zachodzie rozbłysło słońce, strumyczki wody lśniły płynąc wśród trawy.- Słyszałem, że zabili Olivera - powiedział cicho.- Utopili w wannie czy coś takiego.Czy to prawda?- Nie - odparłem.- Sami nie wiemy, co się wydarzyło.Zniknęli i nie udało się ich odnaleźć.Szeryf Wilkes mówi, że dochodzenie trwa.- Ja tylko powtarzam, co ludzie gadają - tłumaczył się farmer.- Nie miałem nic złego na myśli.- Oczywiście - uspokoiłem go.- Ale może pan powtórzyć każdemu, z kim będzie rozmawiał, że to nieprawda.Może przekażą to równie szybko, jak roznieśli plotki.- Jasne, że powiem.Chcecie ten list do starego Martina? Jakbyście mnie podwieźli do domu, to napisałbym go od ręki.- Dziękuję, na pewno się przyda.Greg McAllister uśmiechnął się całą pomarszczoną twarzą.- To się cieszę.Przecież jestem ich sąsiadem i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc.Wszystko.- Dziękujemy, panie McAllister.A teraz ruszajmy, właśnie przestało padać.Nim wróciliśmy do laboratorium Dana w New Milford, niebo znów zupełnie pociemniało i zanosiło się na deszcz.Panią Wardell rozbolała głowa, poszła więc do domu, Rheta zaś tkwiła przy mikroskopie i badała wycinek pobrany z pancerza myszy.W mrocznym pomieszczeniu otaczał ją krąg światła.Mysz leżała na dnie klatki i ciężko dyszała.Nic w jej wyglądzie nie uległo zmianie, nadal okrywał ją twardy pancerz, choć proces kostnienia został chyba zahamowany.Zerknąłem na zwierzątko kątem oka i natychmiast odwróciłem wzrok.Za bardzo przypominało mi biednego Olivera i to, z czym być może będę się musiał zmierzyć, kiedy pójdę na spotkanie z Bodine'ami.Łuski, pierścienie z chrząstek i pancerze.Dan powiesił mokry płaszcz na wieszaku i zwrócił się do dziewczyny:- I jak idzie? Testy Hersmana coś wykazały?Rheta wyprostowała się na stołku i przetarła oczy.Dan pochylił się i zerknął w mikroskop.- Wygląda jak typowy skorupiak - stwierdził.- Tak, w budowie komórek nie ma nic niezwykłego - zgodziła się Rheta.- Chitynowa pokrywa ma budowę komórkową charakterystyczną dla kraba, a mysie komórki pozostały nie zmienione.- Dałaś jej wody ze studni Bodine'ów?- Nie.Jeszcze nie.Brakuje nam urządzeń i mamy za mało doświadczenia do prowadzenia eksperymentów tej wagi.Przecież powinniśmy użyć refraktometru Mortona.Dan w zamyśleniu gładził łysy czubek głowy.- Sądzisz, że trzeba to przekazać do Hartford? Rheta zeskoczyła ze stołka i podeszła do klatki z myszą.Przez dłuższą chwilę przyglądała się potworkowi, w końcu rzekła:- Te procesy są niezwykle skomplikowane.Normalnie miękkie ciało przekształciło się w coś zbliżonego do pancerza kraba, przy czym cały ten proces nie tylko nie zabił myszy, ale nawet nie zakłócił funkcji jej organizmu.Zrobiłam około trzydziestu zdjęć rentgenowskich i wszystkie pokazują to samo: wewnątrz ciała zwierzątka wszystkie procesy przebiegają bez zmian.Zaraz wam pokażę.Przesunęliśmy się do podświetlanego stołu w końcu pomieszczenia i Rheta otworzyła kopertę zawierającą klisze.Przyczepiła je do ekranu, a my przyjrzeliśmy się im uważnie.- To jest najwyraźniejsze - wskazała.- Widać, że wewnętrzna struktura kostna jakby się rozpuściła i wapń przeniknął do zewnętrznej warstwy skóry.Oglądamy stworzenie, które zostało przenicowane: kości ukształtowały się na zewnątrz zamiast w środku ciała.Wpatrywałem się w klisze z niedowierzaniem.- Czy coś potwierdza, że to woda jest przyczyną tych anomalii? - zapytałem Rhetę.Wzruszyła ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|