Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze wiedział, że Weyry korzystają z danin, ale dopiero teraz nabrał wielkiego szacunku dla organizacji całej siedziby i zarządzania nią.Kontrast z Bitrą był ogromny, gdyż wszyscy mieszkańcy Weyru radośnie podejmowali każdą pracę i byli dumni, że ktoś ich potrzebuje.Tu wszyscy pomagali sobie wzajemnie i wyglądali na szczęśliwych.Właściwie, Iantine dopiero niedawno zdał sobie sprawę, że jego dzieciństwo również było w miarę beztroskie i szczęśliwe.Nauka na Uniwersytecie także sprawiała mu przyjemność i wiele mu dała, gdyż terminowanie w Akademii Domaize minęło bez większych kłopotów, choć natrudził się, by doskonalić nowe techniki i w pełni zrozumieć sztukę.Dopiero w Bitrze otworzyły mu się oczy.Podobnie zresztą, jak w Weyrze, ale tu doświadczenie było pozytywne.Z goryczą uznał, że dobro można docenić dopiero wtedy, gdy zaznało się zła.Uśmiechnął się ironicznie do siebie, podczas gdy jego prawa ręka szybko kończyła szkic, na którym Przywódcy Weyru prowadzili poważną naradę ze starszymi karawany Lilienkampów.Ten Ród zapoczątkował wędrówki kupców, dostarczających do odległych gospodarstw towary i mniej pilne wiadomości.Pierwszy Lilienkamp należał do grupy najważniejszych Ojców Założycieli.Iantine przypominał sobie j ego portret na wielkim fresku w Warowni Fort, do którego pozował wraz z innymi sygnatariuszami Karty: drobny, ciemny mężczyzna, czarnowłosy, bystrooki, z notesem zwisającym u pasa i — co dobrze wryło się w pamięć malarzowi — z różnymi przyborami do pisania wystającymi z kieszeni na piersi; jeden długopis nawet był zatknięty za uchem.Iantine’owi wydało się to tak logicznym miejscem na pióro, że sam nabrał podobnego zwyczaju.Przyjrzał się bliżej przywódcom karawany.Tak, jeden z nich rzeczywiście miał za uchem coś, co wyglądało jak ołówek, a u pasa zwisał mu pusty mieszek, w którym pewnie zazwyczaj trzymał notes, który teraz leżał przed nim na stole.Ciekawe, czy schrony będą wystarczającym zabezpieczeniem kupców, by przez następnych pięćdziesiąt lat Przejścia mogli dalej wędrować po drogach mimo niebezpieczeństwa Opadu Nici? Iantine niedawno przekonał się na własnej skórze, że planowanie i realizacja planu to dwie różne sprawy.Z drugiej strony, przewóz towarów bezpośrednio z Cechów do gospodarstw nastręczałby poważnych kłopotów, tym bardziej że smoki będą wykorzystywane wyłącznie do obrony ziemi przed Nićmi.Stworzono je, by pełniły funkcje obronne; transport ludzi i towarów to wyłącznie dodatkowe zajęcie na czas Przerwy.Później spyta, czy kupcy przywieźli jakiś papier w tych swoich wielkich wozach.Tyle że w sakiewce nie pozostało mu nawet ćwierć marki.Może i jednak uda się dostać szkicownik w zamian za jeden czy dwa rysunki.Szybko lecz starannie zapełnił ostatnią czystą kartkę montażem obrazków: wozy wjeżdżające do Niecki, ludzie wybiegający im na powitanie, towary na wystawie, dobijanie targu, a pośrodku kierownicy karawany rozmawiający z Przywódcami Weyru o schronach.Odsunął szkic na długość ramienia i przyglądał mu się krytycznie.— Wspaniałe! — powiedział ktoś za jego plecami.Odwrócił się gwałtownie, zaskoczony.— Zrobiłeś to w jednej chwili!Zielona jeźdźczyni w towarzystwie rozleniwionej smoczycy uśmiechała się.nieśmiało, a w jej oczach lśnił nabożny podziw.Poprzedniego dnia Leopol pokazał mu tę dziewczynę i opowiedział o tym, jak gwałtownie wpadła do Wylęgarni w czasie niedawnej ceremonii Naznaczania.— Debera? — spytał, przypomniawszy sobie, jak ma na imię.Gwałtownie westchnęła i cofnęła się, zaskoczona.Smoczyca natychmiast oprzytomniała, a zaniepokojenie sprawiło, że oczy jej zawirowały szybciej.Och, przepraszam, nie chciałem…— Cicho, Morath, on nie zrobi mi krzywdy — powiedziała do smoczycy, a potem uśmiechnęła się do niego uspokajająco.— Zdziwiłam się po prostu, że wiesz, jak się nazywam.,— To dzięki Leopolowi.— Iantine wskazał ołówkiem na chłopca, który zawzięcie targował się z przybyszem, mniej więcej w tym samym wieku i co on.— Gdy dochodziłem do sił po chorobie opowiadał mi o wszystkim, co działo się w Weyrze.— Ach, tak.— Dziewczyna chyba się uspokoiła i uśmiechnęła się z większą pewnością siebie.— Znam go.Wszędzie go pełno.Ale ma dobre serce — dodała pośpiesznie, podnosząc wzrok na Iantine’a.— Mówił mi, że ty też miałeś różne przygody.— Potem wskazała na szkic.— Tak ci to ładnie wyszło, i tak szybko… prawie słychać, jak się targują — dodała, wskazując postać handlarza z otwartymi ustami.Iantine przyjrzał się obrazkowi krytycznie.— Och, szybkość nie zawsze pomaga, jeśli chce się uzyskać dobry efekt.— Sprawnie dodał fałdę na szacie przywódcy karawany, gdyż zauważył, że nad paskiem ubiór nieco się wybrzusza.— Zobaczmy, czy spodoba się modelowi.— Sam się zdziwił, słysząc zdenerwowanie w swoim głosie.Dziewczyna przyjrzała mu się z uwagą.— Jeśli tak wygląda rysunek, zrobiony w pośpiechu — powiedziała łagodnie — chciałabym zobaczyć coś, co zajęło ci więcej czasu.Nie mógł się oprzeć tym słowom, więc przewrócił kilka kartek i pokazał jej szkic, na którym przedstawił ją samą, gdy naciera oliwką skórę Morath.— Och, wcale nie zauważyłam, jak to rysujesz… — wyciągnęła rękę, by dotknąć rysunku, ale on już szukał drugiego szkicu, na którym Debera razem z Morath przysłuchiwały się wykładowi T’dama.Dziewczyna zarzuciła ramię na szyję smoka… Iantine’owi wydawało się, że uchwycił subtelną więź, uwidoczniającą się w tym uścisku.— To cudowne.— Iantine ze zdziwieniem spostrzegł łzy w jej oczach.Instynktownie ujęła go za ramię, by napawać się chwilę rysunkiem, zanim artysta przewróci kartkę.— Ach, jakbym…— Podoba ci się?— Bardzo — gwałtownie puściła jego ramię, schowała ręce za siebie i zaczerwieniła się po same uszy.— Naprawdę bardzo… — przygryzła wargi, nerwowo przestępując z nogi na nogę.— O co chodzi? Zaśmiała się, skrępowana.— Nie mam nawet złamanej marki.Wyrwał szkic z notatnika i podał go dziewczynie.—Ach, ja nie mogę… nie mogę — i odsunęła się o krok, choć błysk w jej oczach powiedział Iantine’owi, jak bardzo pragnęła mieć ten rysunek.— Dlaczego nie? — próbował wcisnąć jej kartkę w dłoń, choć się opierała.— Debero, proszę cię, weź to.Muszę ćwiczyć odmrożone palce, a to przecież tylko szkic.Znów podniosła na niego wzrok.Oprócz zdenerwowania, w głębi tych pięknych, zielonych oczu, czaił się jeszcze jakiś inny lęk.— Wiesz, powinnaś mieć coś takiego, żeby nie zapomnieć, jak Morath wyglądała w młodości.Jedna ręka wysunęła się zza pleców i sięgnęła po szkic.— Jesteś taki dobry, Iantine… — szepnęła dziewczyna, trzymając kartkę koniuszkami palców, jakby się bała ją zabrudzić.— Ale nie mam czym ci zapłacić…— Ależ masz — odpowiedział szybko w nagłym przypływie natchnienia i wskazał kupców, w dalszym ciągu zgromadzonych wokół stołu.Możesz odegrać rolę zadowolonej klientki i pomóc mi wycyganić nich blok rysunkowy w zamian za kilka szkiców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript