Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcęjej kneblować, ale zrobię to, jeśli będę musiał.Wstał, odszedł, nie oglądając się, znów owinął się kocem i natychmiast zasnął.Ona wciąż gapiła się na niego szeroko otwartymi oczami, rozdymając nozdrza. Parszywe zasrane wudu  wyszeptała.208 Eddie położył się i mimo że był bardzo zmęczony, tym razem minął długiczas, zanim zapadł w sen.Raz po raz prawie zasypiał, ale natychmiast się budził,przeświadczony, że zaraz usłyszy jej krzyk.Trzy godziny pózniej, gdy księżyc już minął zenit, Eddie w końcu zasnął.Detta już więcej nie wrzeszczała tej nocy; albo przestraszyła się Rolanda, albooszczędzała siły na pózniejsze alarmy i szyderstwa, a może  tylko może dlatego że Odetta usłyszała rewolwerowca i zapanowała nad nią, tak jak ją prosił.Eddie w końcu zasnął, ale obudził się obolały i zmęczony.Spojrzał w kierunkuwózka, mimo wszystko mając nadzieję, że zobaczy tam Odettę.Boże, proszę,niech to będzie Odetta. Cześć, biały chlebku  powitała go Detta i uśmiechnęła się tym wilczymuśmiechem. Już myślałam, że będziecie spać do południa.Chyba nie powinie-neś tak robić, co? Mamy zdążyć na autobus kilka mil stąd, nieprawdaż? Jasne!i myślę, że to ty będziesz dziś odwalał całe pchanie, bo ten drugi gość, ten ze śle-piami wudu, widzi mi się coraz słabszy, jak nic! Tak! Pewnie nie będzie już nicjadł, nawet tego wymyślnego wędzonego mięska, co to je trzymacie dla siebie,białasy, kiedy nie ciągniecie sobie drutów.No, to w drogę, biały chlebku! Det-ta nie chce cię zatrzymywać!  Zciszyła głos i jednocześnie przymknęła trochępowieki, chytrze zerkając na niego z ukosa. Przynajmniej przed pójściem dopiekła. Popamiętasz ten dzień, biały chlebku  obiecywały te oczy. To będziedzień, który długo będziesz pamiętał. Jasne.* * *Tego dnia przeszli trzy mile, może trochę mniej.Wózek Detty wywrócił siędwa razy.Raz przewróciła go sama, powoli i niepostrzeżenie znów przesunąwszyrękę do hamulca i szarpnąwszy za rączkę.Za drugim razem zrobił to Eddie, za sil-nie pchając podczas pokonywania jakiejś łachy piasku.Zdarzyło się to pod koniecdnia i wpadł w panikę, myśląc, że tym razem nie zdoła wydobyć kół z piasku, poprostu nie zdoła.Drżącymi rękami pchnął ze wszystkich sił i oczywiście zrobił toza mocno.Kobieta runęła na piach, jak Humpty Dumpty spadający z muru więcEddie i Roland musieli harować niczym woły, żeby ją podnieść.Zdążyli w samąporę.Sznur spod jej piersi przesunął się na krtań.Założony przez rewolwerowcasamozaciskający się węzeł prawie ją udusił.Jej twarz przybrała zabawny niebie-ski kolor i kobieta była bliska utraty przytomności, a mimo to z ust wydobył sięchrapliwy śmiech.209  Dlaczego jej nie zostawisz?  o mało nie powiedział Eddie, gdy Rolandszybko się pochylił się, żeby rozluznić węzeł. Niech się udusi! Nie wiem, czyona chce sama to zrobić, tak jak powiedziałeś, ale wiem, że chce, żebyśmy zrobilito my.Zostaw ją!Potem przypomniał sobie Odettę (chociaż ich spotkanie było tak krótkie i wy-dawało się takie odległe, że zaczynało zacierać się w pamięci) i pospieszył z po-mocą Rolandowi.Rewolwerowiec niecierpliwie odepchnął go jedną ręką. Tu jest miejsce tylko dla jednego. Kiedy poluzował sznur i Władczy-ni zaczęła chrapliwie łapać powietrze (natychmiast wydychając je w wybuchachzłośliwego śmiechu), odwrócił się i obrzucił Eddiego krytycznym spojrzeniem. Myślę, że powinniśmy zatrzymać się na noc. Jeszcze kawałek  prawie błagał Eddie. Mogę iść jeszcze kawałek. Jasne! To silny byczek! Da radę obrobić jeszcze jeden rząd bawełny, a po-tem całą noc ciągnąć ci druta.Nie chciała nic jeść, więc miała zapadnięte policzki i twarz pooraną bruzdamioraz niezdrowy błysk w podkrążonych oczach.Roland nie zwracał na nią uwagi, tylko uważnie przyglądał się Eddiemu.W końcu kiwnął głową. Trochę.Nie daleko, ale jeszcze trochę.Po dwudziestu minutach Eddie sam zarządził postój.Ramiona miał jak gala-reta.Usiedli w cieniu skał, słuchając mew, obserwując fale, czekając, aż słońce zaj-dzie i homarokoszmary wyjdą z wody i zaczną zadawać swe idiotyczne pytania.Zciszywszy głos tak, aby Detta nie mogła go usłyszeć, Roland powiedział Ed-diemu, że prawdopodobnie skończyły im się dobre naboje.Eddie tylko odrobinęzacisnął wargi.Roland był zadowolony. Tak więc będziesz musiał sam zatłuc któregoś z nich  stwierdził Roland. Ja jestem za słaby, żeby podnieść wystarczająco duży kamień i.celnie rzucić.Teraz Eddie przyjrzał się towarzyszowi.Nie spodobało mu się to, co zobaczył.Rewolwerowiec zbył go machnięciem ręki. Nieważne  rzekł. Nieważne, Eddie.Jest jak jest. Ka  rzucił Eddie.Rewolwerowiec z nikłym uśmiechem kiwnął głową. Ka. Kaka  dodał Eddie i spojrzeli po sobie, a potem obaj roześmiali się.Roland wyglądał na zaskoczonego i może nawet więcej niż trochę przestra-szonego zgrzytliwymi dzwiękami, jakie wydobywały się z jego ust.Ten przypływwesołości nie trwał długo.Kiedy się skończył, rewolwerowiec miał zamyślonąi melancholijną minę.210  Czy te śmichy-chichy znaczą, że już wreszcie zrobiliście sobie dobrze? zawołała do nich Detta ochrypłym, załamującym się głosem. Kiedy wezmieciesię do roboty? Chcę to zobaczyć! Do roboty!* * *Eddie upolował kraba.Tak jak poprzednio, Detta nie chciała jeść.Eddie skonsumował połowę porcji,a potem zaproponował jej drugą połowę. Nie ma mowy!  warknęła, sypiąc z oczu skry. Nie ma mowy.Napcha-łeś trucizny do tej części.Chcesz mnie otruć.Eddie bez słowa wziął resztę mięsa,włożył sobie do ust przeżuł i połknął. To nic nie znaczy  odrzekła ponuro Detta. Zostaw mnie w spokoju,łajzo.Eddie nie miał takiego zamiaru.Podsunął jej drugi kawałek. Sama rozerwij go na pół.Daj mi obojętnie który kawałek.Ja zjem mojączęść, a ty swoją. Nie dam się nabrać na twoje sztuczki, panie Charlie.Zostaw mnie, powie-działam, więc masz zostawić mnie w spokoju.* * *W nocy nie wrzeszczała.lecz rano była tam w dalszym ciągu.* * *Tego dnia przeszli tylko dwie mile, chociaż Detta nie próbowała przewracaćwózka.Eddie doszedł do wniosku, że była zbyt słaba, aby ponawiać takie próbysabotażu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript