Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Silux kopnął aparat, a następnie dołożył mu pięścią w okolicy układu scalonego.- Siódmy - jęknął komputer.- Zażartować nie można?- Kiepskie żarty - mruknął Javox.- W siódmym wieku pustelnik był jeszcze w przedszkolu i nie miał brody.Zabraliście kąpielówki?- Oczywiście.- No, to lećmy.Przełóż wajchę na ósmy wiek.- Tak jest - rzekł Silux.- Przekładam.W kabinie zapanowało chwilowe milczenie.Nawigator zwolnił z zaczepu strzałkę cofacza stuleci i w skupieniu obserwował zbliżanie się jej do cyfry VIII.Castrol, nie mając na fazie nic lepszego do roboty, włożył do ust miętowy cukierek i ssał go powoli, z błogim wyrazem okrągłej, niemal dziecięcej twarzy.Nagle zaszło coś nieoczekiwanego.Strzałka zatrzymała się w pobliżu ósemki, a w następnej chwili ruszyła w przeciwnym kierunku, z wyraźnym zamiarem powrotu do dwudziestki.- Co u licha? - zdenerwował się Javox.- Przecież to jest nowy, eksportowy cofacz! Połącz się z bazą.- Halo baza, halo baza, tu „Hortex”.Coś złego dzieje się z nami.Ale mimo wielokrotnego powtórzenia formuły z bazy nie nadeszła żadna odpowiedź.Natomiast Javox oderwał się od swego fotela i poszybował pod sufit kabiny.To samo stało się z pozostałymi członkami załogi.- Komendancie! - zawołał Castrol.- Nic innego, tylko antygrawitacja przestała działać! Mój cukierek lata razem z nami.- To złap go.- Nie mogę.Jest za daleko.Przez dłuższą chwilę koziołkowali w ciasnej przestrzeni kabiny, i nagle, jak na komendę, gruchnęli wszyscy na podłogę.Javoxowi udało się w przelocie rzucić okiem na tarczę cofacza.Strzałka stała spokojnie na dwudziestce.- Wróciliśmy w dwudziesty wiek - stwierdził dowódca, rozcierając sobie potłuczoną nogę.- Już wiem, co to było.Zajęli znów swe miejsca.- Jakiś nowy kawał komputera? - zapytał Castrol.- Tym razem nie - odparł dowódca.- Wpadliśmy w „czarną dziurę”.Ale jej tu wcale nie powinno być.Przed startem sprawdziłem wszystkie mapy.- Musiała powstać w ostatniej chwili - rzekł Silux.Ale Javox pokiwał głową z niedowierzaniem:- Myślę, że jest inna przyczyna.Po prostu faceci z NZKT zapomnieli umieścić ją na mapach.Do chrzanu z taką robotą.- Dobrze że to trwało krótko - wtrącił Silux.- Mój pradziad Pralux siedział kiedyś w czarnej dziurze przez trzy doby.I znaczy, tylko jemu tak się zdawało.W rze-czywisto4< l minęło wtedy 150 lat, dzięki czemu, wróciwszy do domu, mógł zatańczyć na moim weselu.- Tak, w czarnych dziurach panują zupełnie zwariowane stosunki - potwierdził dowódca.- Nie ma innej rady, tylko trzeba lądować w XX wieku i spokojnie sprawdzić całą aparaturę.- Mam! - krzyknął nagle Castrol.- Co takiego?- Cukierka.Znalazłem go pod fotelem komendanta.- Lądujemy - zarządził Javox.- Wprawdzie nie było tego w planie, ale sytuacja jest wyjątkowa.Przygotować się do manewru XYZ/2342.Musimy znaleźć jakąś mało zaludnioną okolicę.Najlepsza byłaby Antarktyda.Na ekranie komputera ukazał się napis:- Nie trzeba żadnej Antarktydy.Pod nami są Bieszczady.Góry, lasy i bardzo mało ludzi.Można siadać.- Mówisz poważnie? - zaniepokoił się Javox.- A co? - odparł OMO przechodząc na fonię.- Myślisz, że znów żartuję? To by było nieciekawe.- Patrzcie państwo - rzekł Javox.- Widzę, że czarna dziura dobrze ci zrobiła.Zmądrzałeś.Latający talerz rozjarzył się pomarańczowym światłem W jego blasku zamajaczyła łąka mająca służyć za lądowisko.„HORTEX” osiadł miękko wśród wysokiej trawy.- Założyć hełmy i skafandry z materii międzygalaktycznej - Powietrze na Ziemi jest z każdym rokiem gorsze.Nie możemy narażać się na zatrucie.Ja wyjdę pierwszy, po mnie Silux.Młodszy Kosmita Castrol zostanie w talerzu i skontroluje przyrządy.- Jak zawsze - mruknął pod nosem asystent.- Zwalają na mnie najgorszą robotę, a sami idą na wagary.Rozdział XXVIPIERWSZY KONTAKTW słabym świetle kieszonkowej latarki, przy akompaniamencie trzasków i wstrząsów, trwała walka o życie Smoka.Tak, o życie.Wprawdzie Pietruszka zapewnił, że Smok został tylko uśpiony na dziesięć dni, ale czy można było wierzyć słowom szefa bandy gangsterów? Czy istniała pewność, że użyty przez niego środek nie wywoła żadnych groźnych następstw?Toteż Gąbka nie przerywał wysiłków, aby przywrócić Smoka do przytomności, i bez przerwy stosował sztuczne oddychanie, według wskazówek zawartych w czytanej niegdyś broszurze pt.„Pierwsza pomoc w nagłych wypadkach”.Daremnie! Smok wciąż leżał bez czucia, a jego tętno było niepokojąco słabe.- Smoczku, Smoczusiu kochany - rozpaczał uczony.- Nie śpij tak mocno, zbudź się! Pokaż, że jesteś wspaniałym, potężnym smokiem, który zawsze wychodzi zwycięsko ze wszystkich niebezpieczeństw.Tymczasem samochód gnał po szosie lśniącej w blasku księżyca, zarzucał na zakrętach, warczał i zgrzytał, spadał jak kamień w dolinki i wdzierał się na wzniesienia.Bartolini coraz sprawniej manewrował przekładnią biegów, a serce rosło mu na myśl, że lekcje pobrane u Smoka nie poszły na marne.Z głośnym wyciem klaksonu śmignęli obok namiotów harcerskiego obozu, zostawili za sobą miejsce pierwszego spotkania z Pietruszką i nie zmniejszając szybkości na zakrętach, wypadli z lasu miedzy łąki, nad którymi wisiała cienka warstwa mgły.Ucho kierowcy wyłapało jakieś niepokojące stuknięcia, dolatujące spod maski wozu.- A, niech to diabli! - syknął kucharz przez zaciśnięte zęby.- Silnik nawala.Ledwo wyrzekł te słowa, motor zazgrzytał i stanął.Rozpędzony samochód przejechał jeszcze kilkadziesiąt metrów i zatrzymał się.Bartolini wyskoczył na drogę i w przystępie rozpaczy chwycił się za głowę.- Mamma mia! Nic nie poradzę, bo nie znam się na silnikach.W tym samym momencie z wnętrza wozu dobiegł głośny okrzyk profesora:- Smok żyje!Jednocześnie rozległo się gwałtowne łomotanie.- Otwierajcie!Bartolini i książę błyskawicznie znaleźli się przy drzwiach paki.Profesor wyskoczył na drogę.- Smok się obudził, nic mu nie jest!W ślad za nim ukazała się zwalista postać Smoka.- Co się tu dzieje? - rzekło Smoczysko, ziewnąwszy od ucha do ucha.- Tak dobrze mi się spało.Gdzie ja jestem?Porwali go w ramiona, nieprzytomni wprost z radości i szczęścia.Oto znów był z nimi, zdrów i cały, tylko nieco oszołomiony i zaspany.- O jejku, nie uduście mnie - bronił się ze śmiechem.- Co to wszystko ma znaczyć?Przekrzykując się wzajemnie, objaśnili go o tym, co niedawno zaszło w „Rancho Texas”.- Ten łotr uśpił cię.Miałeś być porwany.Wieziemy cię do szpitala!- Ach tak, teraz sobie przypominam, że pokłóciłem się trochę z panem Pietruszką.Zaskoczył mnie od tyłu, poczułem ukłucie w kark i nagle film mi się urwał.- Powiedział, że będziesz spał przez dziesięć dni.Smok potarł dłonią czubek nosa, co znaczyło, że myśli niezmiernie intensywnie.- Już wiem! - krzyknął po małej chwili.- Musiał źle obliczyć dawkę.No, i nie wziął pod uwagę, że mam cholernie grube łuski na karku.Na co się tak gapisz?Słowa te skierował do kucharza, który z wybałuszonymi oczyma spoglądał w kierunku dziwnych postaci, zbliżających się od strony łąki.Pojawienie się ludzi nie było jednak tak dziwne, jak ich wygląd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript