Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fakt, że jeden z ich grona nie całkiem się orientował, jakie obowiązki mawypełniać, w ogólnym zamieszaniu pozostał niezauważony. Czuliście?  oburzała się pani Dwa Ruczaje. On śmierdzi! Jak upalny dzień w chlewie!  oceniła pani Brzoskwiniowy Płatek. Z przyjemnością stwierdzam, że nie mam żadnych doświadczeń w tymwzględzie  odparła dumnie pani Dwa Ruczaje.Pani Nefrytowa Noc, sporo młodsza od dwóch pozostałych, której dość siępodobał Cohenowy zapach niemytego lwa, zachowała milczenie. Tylko tyle? Wielkie kawały?  irytował się główny kucharz. Dlaczegonie zje po prostu całej krowy, skoro tak je lubi? Czekaj, aż usłyszysz o diabelskiej potrawie zwanej kiełbasą  ostrzegłszambelan. Wielkie kawały!  Kucharz był bliski łez. Gdzie w wielkich kawałachmięsa jest sztuka kulinarna? Nawet bez sosu? Wolałbym umrzeć, niż zwyczajniepodgrzewać wielkie kawały mięsa! Och!  westchnął nowy szambelan. Głęboko bym się zastanowił nadtaką wypowiedzą.Nowy cesarz, oby leżał w kąpieli przez dziesięć tysięcy lat,skłonny jest uznawać takie zarzekanie się za prośbę.Gwar ucichł nagle.Przyczyną milczenia był jeden cichy, wyrazny dzwięk:odgłos wyciąganego korka.Pan Hong miał godny wielkiego wezyra talent pojawiania się jakby znikąd.Omiótł wzrokiem kuchnię.Z pewnością była to jedyna praca domowa, jaką kie-dykolwiek wykonał.Podszedł bliżej.Z rękawa swej szaty wyjął małą czarną buteleczkę. Przynieście tu mięso  rozkazał. Sos sam się pojawi.176 Zebrani obserwowali go z lękiem.Otrucia należały do hunghungańskiej ety-kiety dworskiej, jednak zwykle zajmowano się nimi w ukryciu, tak nakazywałydobre maniery. Czy jest tu ktoś, kto ma coś do powiedzenia?  zapytał pan Hong.Jego wzrok był niczym kosa.Kiedy przesuwał się po kuchni, ludzie wahalisię, chwiali i padali. Doskonale.Wolę raczej umrzeć, niż zobaczyć.barbarzyńcę na tronieImperium.Niech je te swoje.wielkie kawały.Przynieście mięso.Nastąpiło dziwne poruszenie na podłodze, potem krzyki i uderzenie kija.Jakiświeśniak przecisnął się naprzód, ostrożnie popychając wózek z wielkim półmi-skiem pod pokrywą.Na widok pana Honga odsunął wózek na bok, rzucił się naziemię i z pokorą uderzał czołem o podłogę. Odwracam swój niegodny wzrok od twej.grządki w dogodnym położe-niu. niech to demon. osoby, o panie.Pan Hong trącił go stopą. Miło zobaczyć, że nie zaginęła sztuka okazywania szacunku  stwierdził. Zdejmij pokrywę.Wieśniak wstał i  nadal pokornie schylony  odkrył półmisek.Pan Hong przechylił buteleczkę i trzymał ją nieruchomo, dopóki ostatnia kro-pla nie wypłynęła z sykiem.Wszyscy wpatrywali się w niego jak skamieniali. A teraz niech zaniosą to mięso barbarzyńcom  rzekł. Natychmiast, wasza niebiańska.pędzelkowość.wierzbolistność.prawość. Skąd pochodzisz, wieśniaku? Z Bes Pelargic, o panie. Aha.Tak myślałem.* * *Rozsunęły się wielkie bambusowe drzwi.Nowy szambelan wkroczył do sali,prowadząc całą karawanę wózków. Zniadanie, o władco tysiąca lat  zaanonsował. Wielkie kawały świni,wielkie kawały kozy, wielkie kawały wołu i siedem rodzajów smażonego ryżu.Jeden ze służących zdjął pokrywę z półmiska. Ale posłuchajcie lepiej mojej rady i nie próbujcie tej wieprzowiny  po-wiedział. Jest zatruta.Szambelan odwrócił się gwałtownie. Bezczelny wieprz!  krzyknął. Zginiesz za to!177  To Rincewind, co?  odezwał się Cohen. Wygląda jak Rincewind. Gdzieś tu mam swój kapelusz  odparł Rincewind. Musiałem go we-pchnąć do spodni. Trucizna?  spytał Cohen. Jesteś pewien? Nie, skąd.To była czarna buteleczka i miała wymalowaną czaszkę ze skrzy-żowanymi piszczelami, a kiedy ją przechylił, dymiła  tłumaczył Rincewind, kie-dy Saveloy pomagał mu się przebrać. Czy to sos anchois? Nie przypuszczam. Trucizna  mruknął Cohen. Nienawidzę trucicieli.To najgorsze typy.Skradają się, dodają jakichś brudów do uczciwego jedzenia.Spojrzał gniewnie na szambelana. Czy to ty?  Zerknął na Rincewinda i wskazał kciukiem skulonego męż-czyznę. To był on? Bo jeśli tak, potraktuję go jak szalonych Wężowych Kapła-nów ze Startu, tylko tym razem użyję obu kciuków! Nie.To był ktoś, kogo nazywali panem Hongiem.Ale wszyscy patrzyli,jak to robił.Szambelan wydał z siebie krótki, rozpaczliwy krzyk.Rzucił się na podłogęi już miał ucałować stopę Cohena, gdy uświadomił sobie, że miałoby to ten samskutek co zjedzenie wieprzowiny. Aaski, niebiańska istoto! Wszyscy jesteśmy tylko pionkami w rękach panaHonga! Co w nim takiego niezwykłego? To.wspaniały człowiek!  zapewnił bełkotliwie szambelan. Złegosłowa nie powiem o panu Hongu.I z całą pewnością nie wierzę, jakoby wszędziemiał szpiegów! Niech żyje pan Hong, tyle tylko mogę dodać. Zaryzykowałuniesienie głowy i tuż przed oczami zobaczył ostrze miecza Cohena. Dobra.A w tej chwili kogo bardziej się boisz? Mnie czy tego pana Honga? Ja.pana Honga.Cohen uniósł brew. Jestem pod wrażeniem.Wszędzie szpiedzy, tak?Rozglądał się po sali, aż natrafił wzrokiem na bardzo wielką wazę.Podszedłdo niej i podniósł pokrywę. Dobrze ci tam? Eee.tak?  odpowiedział głos z głębi wazy. Masz wszystko, czego ci trzeba? Zapasowy notes? Nocnik? Eee.tak? A miałbyś ochotę na, bo ja wiem, jakieś sześćdziesiąt garnców wrzącejwody? Eee.nie? Wolałbyś raczej zginąć, niż zdradzić pana Honga? Eee.czy mogę się chwilę zastanowić, jeśli wolno? Nie ma sprawy.I tak trzeba czasu, żeby zagrzać tyle wody.Zastanawiaj się.178 Cohen odłożył pokrywę. Jedna Wielka Matko!  rzucił. On ma na imię Jedna Wielka Rzeka, Dżyngis  poprawił go Saveloy.Gwardzista z wolna wrócił do życia. Masz pilnować tej wazy, a gdyby się poruszyła, zrobisz z nią to, co ja kiedyśz Zielonym Nekromantą Nocy.Jasne? Nie wiem, coś zrobił, panie.Cohen wytłumaczył mu.Jedna Wielka Rzeka się rozpromienił.Z wnętrza wa-zy dobiegł odgłos kogoś, kto usiłuje nie wymiotować.Cohen spokojnie wrócił na tron. Powiedz mi coś więcej o tym Hongu, szambelanie  polecił. Jest wielkim wezyrem.Cohen i Rincewind spojrzeli na siebie. Zgadza się  przyznał Rincewind. A wszyscy przecież wiedzą, że wiel-cy wezyrzy są zawsze..absolutnymi i kompletnymi sukinsynami  dokończył Cohen. Nie wiem czemu.Wystarczy dać takiemu turban z czubkiem pośrodku, a toich coś tam moralne od razu się łamie.Zawsze ich zabijam, jak tylko spotkam.Dzięki temu pózniej zyskuję na czasie. Od razu wydał mi się jakiś taki śliski  stwierdził Rincewind. Posłuchaj, Cohenie. Dla ciebie: cesarzu Cohenie  wtrącił Truckle. Nigdy nie wierzyłemmagom, ot co.Nigdy nie wierzyłem żadnemu facetowi w sukience. Rincewind jest w porządku  zapewnił Cohen. Dzięki  mruknął Rincewind..ale całkiem bezużyteczny jako mag. Przypadkiem narażałem przed chwilą własną szyję, żeby was uratować,bardzo uprzejmie dziękuję. Rincewind zirytował się. Posłuchaj, paru moichprzyjaciół siedzi w bloku więziennym.Czy mógłbyś.Zaraz, zaraz.cesarz? Mniej więcej  przyznał Cohen. Chwilowo  dodał Truckle. Formalnie  uzupełnił Saveloy. Czy to znaczy, że możecie przenieść moich przyjaciół w jakieś bezpiecznemiejsce? Myślę, że pan Hong zamordował starego cesarza i teraz chce na nichzrzucić winę.Nie wpadnie tylko na to, mam nadzieję, że chowają się w celach. Dlaczego w celach?  zdziwił się Cohen. Bo gdybym tylko miał okazję uciec z celi pana Honga, to bym uciekł tłumaczył gorączkowo Rincewind. Nikt o zdrowych zmysłach by nie wrócił,gdyby miał szansę się wyrwać. Jasne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript