[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W każdym nowym poniżeniu tkwiło poczucie nieograniczonej władzy, tej radującej go siły.Jak to powiedział Guido, że Tonio jest wolny, a mężczyźni i kobiety mogą tylko marzyć o takiej wolności? W ramionach kardynała Tonio wiedział, że jest to całkowita prawda.Niemniej zadziwiało go to.Ilekroć opadała z niego jakaś warstwa osobowości, drżał.Patrząc na pustą suknię, która miała teraz kolor dokładnie taki jak cienie, zastanawiał się: - Czy po premierze zachowam tę siłę? - Widział już galerię teatru pełną Wenecjan, dookoła słyszał znajomy, łagodny dialekt, szepty i pocałunki, dostrzegał twarze pełne oczekiwania i nieznacznie tylko skrywanego przerażenia na widok owałaszonego patrycjusza, wystrojonego jak francuska królowa w sztuczne klejnoty, z farbą na twarzy.Przestał o tym myśleć.I do tego Bettichino.Tak, Bettichino.Może by tak nim się zająć? Zapomnieć o sukniach, wstęgach, jadących na południe weneckich powozach i całej reszcie?Przez chwilę pomyśl o Bettichinie, o tym, co oznacza jego obecność.Tonio obawiał się złych śpiewaków i wszystkich przyziemnych potworności, jakie potrafili spowodować: kartonowych szpad, które, gdy próbowało się je wyciągnąć, okazywały się przyklejone do pochwy, wina z niewielką dawką trucizny, powodującej mdłości tuż po rozpoczęciu śpiewu.Kohorty przepłaconych ludzi, którzy zaczynają cię wygwizdywać, jeszcze nim zdążysz otworzyć usta.Ale Bettichino? Zimny, dumny, wyniosły książę sceny wraz z jego reputacją i doskonałym głosem? Śpiew z nim oznaczał uszlachetniające wyzwanie, nie poniżającą rywalizację.Jego obecność będzie jak oślepiające światło zdolne całkowicie zaćmić Tonia, zepchnąć go na obrzeża w walce o odzyskanie publiczności, która przecież dosyć już nasłuchała się Bettichina.Wstrząsnął nim dreszcz.Tak zagłębił się w myślach, że zaczęło go opanowywać własne ciało; chwycił sukienkę, jakby chciał zatrzymać ostatni odcień fioletu, jaki ukazywało jeszcze gasnące światło.Podniósł ją tak, by poczuć na twarzy gładkość materiału.- Czy kiedykolwiek wątpiłeś we własny głos? - szepnął.- Co się z tobą dzieje?Zapadł mrok.Okno pulsowało głębokim, lśniącym błękitem nocy.Tonio wstał ze złością, wyszedł z pokoju i podążył korytarzem, nie dopuszczając do myśli niczego prócz echa własnych kroków na kamiennej posadzce.- Ciemność, ciemność - szeptał niemalże z czułością.- Dzięki tobie staję się niewidzialny.Sprawiasz, że nie czuję się ani mężczyzną, ani kobietą, ani eunuchem, a po prostu żyję.Kiedy jednak dotarł do drzwi gabinetu kardynała, zapukał natychmiast, nie wahając się ani przez chwilę.Kardynał siedział przy biurku, a pokój o ścianach zastawionych książkami, przesycony nikłym blaskiem świec, przez chwilę wydawał się tak podobny do innego pomieszczenia, że Tonio przypomniał sobie miłość i pożądanie, które poczuł na widok jaśniejącej namiętnością twarzy kardynała.8Nim lato dobiegło końca, dla wszystkich stało się jasne, że kardynał Calvino jest mecenasem Tonia Treschiego, weneckiego kastrata, który uparł się, by występować pod prawdziwym nazwiskiem.- Tonio! - powiedziała hrabina, która coraz częściej odwiedzała Rzym.- Jeszcze usłyszysz, jak to imię rozbrzmiewa w całej sali; poczekaj, a sam zobaczysz.Tymczasem kardynał trzymał swego słowika w klatce, nie pozwalając mu śpiewać poza pałacem, z którego grupa jego przyjaciół przynosiła opowieści o wspaniałym głosie Tonia.Guido wiódł jednak inne życie.Na koncerty zabierał zawsze zwój własnych nut.A kiedy, czasem ze zwykłej uprzejmości, proponowano mu grę na klawesynie, natychmiast przyjmował taką ofertę.Był teraz stałym gościem w domach wielbicieli sztuki, a jego kompozycje na klawikord stały się głośne; mówiono, że czegoś podobnego nie słyszano od czasów starszego Scarlattiego, chociaż muzyka Guida była bardziej melancholijna i mogła wywołać łzy.To samo można było powiedzieć nawet o lżejszych utworach i sonatach, które były tak melodyjne, lekkie i słoneczne, że oszałamiały jak szampan
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|