[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Często się to zdarza?- Cóż, to zależy od sytuacji w domu.Od tego, jaki nadzórsprawują rodzice.Bo wielu z nich w ogóle nie wie, co robią ichdzieci.- Popatrzyła na Palma i na Wintera.- Są też tacy, którzyje kontrolują za mocno.- Lekko wzruszyła ramionami.- Takzle i tak niedobrze.- Chyba znów się uśmiechnęła.- Najlepszyjest złoty środek.Wy po szwedzku macie na to jedno słowo:lagom14.Chyba w żadnym innym języku nie ma odpowiednika.Lagom jest najlepsze.- Czasami - odparł Winter.- Ale czasami człowiek chcetrochę zaszaleć.- Szaleństwa to chyba nie jest coś typowo szwedzkiego.- W każdym razie ten chłopiec może, przynajmniej dopewnego stopnia, robić, co chce.Jezdzi po okolicy na rowerze.14 Lagom, szw.w sam raz.- Winter zatoczył ręką koło.- Widziałem go tutaj.- Tutaj? - Riita Peltonen się rozejrzała.- Tu, na tym po-dwórku?- Tak.Między tymi domami.Potem pojechał tam.- Winterwskazał, skąd przyszli z Palmem.- Jechał przez to pole, przyschodach.- Zapytam koleżankę - odparła.- Z pana opisu.nie umiempowiedzieć kto to.- Rozumiem.- Tu jest tylu chłopców.Teraz, kiedy są wakacje, widać ichwszędzie.Za godzinę pojawią się na dworze.- Ten miał piłeczkę tenisową - dodał Winter.- Odbijał ją.- Dlaczego chce pan z nim rozmawiać? - zapytała.- Wiem,że to ma coś wspólnego z tą okropną strzelaniną.Ale co ma dotego ten chłopiec?- Jeszcze nie wiemy.Więcej nie mogę powiedzieć.- Coś widział?- Nie wiem - odparł Winter.- Mam nadzieję.- Rozłożył ręcei dodał: - A jednocześnie mam nadzieję, że nie.- Grozi mu niebezpieczeństwo? Czy ktoś poza panem chcego znalezć?Riita Peltonen myślała jak śledczy.Przesunęła dłonią posiwo-blond włosach.Nie wyglądała, jakby skończyła pięć-dziesiąt pięć lat.- Czy to aż tak pilne?- Tak myślę.- Zrobię, co mogę.- Możliwe, że się wyprowadził.- Winter kiwnął głową wstronę Palma.- Rodzina mogła się stąd wynieść, nie infor-mując o tym pana Palma i spółdzielni.To możliwe, prawda?- Takie rzeczy już się zdarzały - odparł Palm.- Kiedy? - zapytała Riita Peltonen.- W ciągu ostatnich dni.Po zabójstwie - odpowiedziałWinter.Z jednej z klatek wyszła kobieta w czarnej chuście.Popatrzyła na Wintera, a potem ruszyła w stronę pola.- Albominionej nocy.Znajomi Hiwy Aziza byli rozproszeni po północnych dzielni-cach.Choć nie było ich wielu.Człowiek nie potrzebuje wieluprzyjaciół, pomyślał Winter.Ważne, żeby byli właściwi.Siedział przed nim Alan Darwish.Pizzerię Gloria otwartoparę minut wcześniej.Winter widział, jak właściciel otwieralokal.Widział też, jak Alan idzie z przeciwka, przez boisko.Najego drugim końcu grupka ludzi grała w nogę.Winter zamówił kawę.Alan podziękował.Usiedli przyoknie.Wciąż było wcześnie.Za oknem Hammarkullen powolibudziło się do życia.Alan był w wieku Hiwy, miał dwadzieścia parę lat.Na po-czątku unikał spojrzenia Wintera.Wpatrywał się w okno.- Skąd znałeś Hiwę? - zapytał Winter.- A skąd wiecie, że go znałem? - odpowiedział Alan.Wciążnie patrzył na Wintera.- A to była tajemnica?- Nie.- Więc skąd się znaliście? - powtórzył Winter.- No.ze szkoły.Tam się spotkaliśmy.Chodziliśmy dojednej klasy.Winter pokiwał głową.To już oczywiście wiedział.- A kiedy skończyliście szkołę, nadal się spotykaliście?Alan bez słowa pokiwał głową.- Gdzie byłeś, kiedy doszło do zabójstwa?Mężczyzna, czy może chłopak, się wzdrygnął.Wyglądał nawięcej niż dwadzieścia parę lat.Wyglądał, jakby był starszy odHiwy, choć niedużo.Pytanie było bezpośrednie.- Tamtej nocy byłem w domu.Winter pokiwał głową.- Dlaczego pan pyta?Właściciel lokalu przyniósł Winterowi kawę i odszedł.Zaoknem przeszło kilkoro dzieci.Winterowi wydawało się, że byłwśród nich chłopiec w za dużych okularach, którego widzieli zHaldersem.Popatrzył na niego, jakby go rozpoznał.Jego -białoskórego mężczyznę siedzącego naprzeciwkociemnowłosego chłopaka.- Kiedy spotkałeś się z Hiwą ostatni raz? - zapytał Winter,nie odpowiadając na pytanie Alana.- Nie pamiętam.- Dzień przed zabójstwem? Tydzień? Dwa tygodnie?- Jakiś tydzień.Parę tygodni.Coś koło tego.Sam nie wiem.- Według mnie to były dwa miesiące.Co ty na to?Alan milczał.- Według mnie nie widzieliście się przez dwa miesiące.- Kto tak powiedział?- Zgadza się? Tak długo się nie widzieliście?- Nie pamiętam.- Nie pamiętasz, czy to były dwa tygodnie, czy dwa mie-siące?-Nie.- Masz problemy z pamięcią?- Nie musi pan się ze mnie wyśmiewać.- Tylko pytam.Dwa tygodnie a dwa miesiące to dużaróżnica.- To.nie były dwa miesiące.Może miesiąc.- Tak czy inaczej, dość długo.Jak na przyjaciół długo się niewidzieliście.Alan wzruszył ramionami.- Chciałbym wiedzieć dlaczego.Co się stało?- Nie rozumiem.- Co się stało? Dlaczego przestaliście się spotykać?- A skąd pan to wie? Kto panu to wszystko powiedział?- Nieważne.Po prostu powiedz, czy tak było, czy nie.Alan nie odpowiedział.Znów zapatrzył się w okno.Grupadzieci, w tym mały okularnik, już sobie poszła.Winter po-patrzył tam, gdzie Alan.Zobaczył piłkę lecącą lukiem ponadwysokim ogrodzeniem.Nie było widać, kto ją kopnął.I znówsię pojawiła.Leciała wysoko w górę.Tym razem najwyżej.Alanwyglądał, jakby też chciał odlecieć i zostać w górze
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|