Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widywali się tylko u niej.Na dworze zachowywał się jak drań i odpowiadał zagadkami, jak inni bogowie; zastanawiała się, czy to ta sama osoba, która leżała na jej kolanach i mówiła o modzie i sztuce? W Elipsie posiadał zdolność znajdowania rozwiązań nawet wtedy, kiedy Inkarnacje skakały sobie do gardeł, choć zazwyczaj kłótnie kończyły się tylko krótkotrwałym rozejmem a nie prawdziwym pokojem.Czasami, gdy patrzyła przez szybę na jego szczupłe plecy, zastanawiała się, czy świadomie przygo­towuje się do roli Dywinarchy? Czy dlatego bywał taki odległy?Dywinarcha.Starszy.Er-serbali aes hymannin.I choć nie zdawała sobie z tego sprawy, Miło uczył ją języka bogów.***- Jestem taki zmęczony - powiedział, opierając się o wez­głowie łóżka Kory.- Wczoraj zasnąłem w Elipsie.Nie wiem, co z tym zrobić.Kora wyciągnęła się na stosie poduszek w nogach łóżka, chowając stopy pod aksamitną spódnicą wieczorowej sukni.Miała czerwone włosy i złote futro: udawała młodą damę Fellwren, podró­żującą w górę Chromu.Wróciła ze spotkania u Marasthizinith Crane i właśnie miała zamiar się przebrać, gdy pojawił się Miło.- Być może to dlatego, że miejscy flameni czynią tyle cudów tego lata - odparła.- Może cię wyczerpują? Byłeś już w Shimorningu albo Temeritonie? Tam panuje najgorszy upał.Wszędzie muchy i smród z kanałów.Belstem i jego słynna policja oczywiście się obijają.- Jej głos stwardniał.- Flameni robią wszystko, co w ich mocy, aby utrzymać ludzi przy życiu.- To nie ma na mnie wpływu, Koro - powiedział.Ziewnęła.- Jak sobie życzysz, panie.Chociaż otwarła wszystkie okna i w salonie śmierdziało bag­nem, nadal było strasznie gorąco.Lato wręcz ociekało wilgocią.Brudna woda spowodowała zarazę w mieście, szerzył się głód i przestępstwa, a Belstem nałożył nagrodę na głowy królów pod­ziemia, takich jak Złoty Sztylet czy Małodobry, którzy stali za wszystkimi napadami.Głód sprawił, że drapieżcy wypuszczali się aż na przedmieścia Bagniska.- Wydaje mi się, że każde lato jest gorętsze od poprzedniego - rzekła w chwili, kiedy nad ich głowami rozległ się okrzyk drapieżcy.Miło przekrzywił głowę i nasłuchiwał.Spojrzał na nią.- Wiesz co, Koro, myślę, że już powinnaś zrozumieć, że nie jestem bogiem.- Nie bądź głupi - parsknęła, tłumiąc strach.Nie cierpiała, kiedy o tym mówił.- Jeśli nie jesteś bogiem, to kim?Siedział nieruchomo ze skrzyżowanymi nogami, miał nagie ramiona, a złote kolczyki błyszczały wśród długich włosów.- Nie jesteśmy boscy.Naprawdę.Między sobą posługujemy się waszym językiem równie często jak naszym, ale nie nazywa­my się bogami.Nazywamy się auchresh.- Nigdy wcześniej nie słyszała tego słowa.Zabrzmiało odrażająco.- W waszym języ­ku oznacza to „dziwadła”.- Dziwadła? Auchresh?- Tak.A nasz język to auchraug.Siedemnaście stuleci temu flamenizm zrobił z nas bogów, bez żadnej zachęty z naszej strony - pochylił się i ciągnął rozgorączkowany dalej: - Niektórzy z nas są gotowi ustąpić.Ale nie możemy.Częściowo dlatego, że tylu śmiertelnych całe swe życie opiera na wielbieniu nas, a poza tym wielu z nas nie wyrzeknie się przywilejów, które niesie ze sobą bycie bogiem.- Zamknij się.Nie chcę tego słuchać - rzuciła.- Nigdy nie sądziłem, że wybierzesz ignorancję.Wiedziała, że nie wywinie się tak łatwo.Starała się przytłumić strach.- Chcę, żebyś zrozumiała.- Spojrzał na swe kostki.- Chcę, żebyś wiedziała, dlaczego jestem taki, jaki jestem.Nigdy nie mówił o pazurach rosnących na ciele, nie uczynił nawet najdrobniejszej aluzji.Pokój nagle pociemniał.Mechanicz­ny zegar na ścianie wybił drugą.- Chcesz znać prawdę? - zapytał powoli.- Pokażę ci prawdę, ale czy potrafisz ją znieść?Nie mogła odpowiedzieć, sparaliżowana strachem.Upokarza­jące, okazać się nagle małą pobożnisią! Myślała, że ta dziewczyn­ka została w Domesdysie.Jaka naiwna była, gdy myślała, że tak łatwo umknie od swego dzieciństwa.Wpatrywała się w swoje dłonie.Na każdym paznokciu wy­malowała koronę, symbol Tronu.Goqisite zaczęła tę modę, a ko­biety takie jak dama Fellwren podążały za każdą nowinką.Emalia zaczynała odpadać.Kora musiała pomalować paznokcie jeszcze raz.Musiała wybrać suknie na sesję wyszywania u damy Haricot.Goda prosiła ją, aby popracowała nad damą Haricot.- Miło, mam tyle do zrobienia - powiedziała.- Czy to odpowiednia noc na objawienie?Jego twarz pociemniała, machnął ręką, a szpon zawadził o jej policzek.Przestraszyła się, że znów będzie miał jeden ze swych słynnych napadów wściekłości.- Czy istnieje odpowiedni moment na prawdę? Prawda nie jest tu mile widziana! Trzeba ją odpowiednio przyciąć i skrócić! - a potem musiał zauważyć krew na jej futrze.Zamknął ją w ramionach i kołysał, przepraszając za ból.Czuła jego język na swoim policzku, szorstki jak język kota.- Przepraszam! - syknął.- Przepraszam! - Czuła swoją krew w jego oddechu.- Trzymaj się!I nagle nic nie czuła.Jego ramiona zniknęły.Nie było jej ani ciepło, ani zimno, zapadła się w bezgraniczny, nieruchomy ocean o temperaturze krwi.A potem.Światło gwiazd.Fale lśniące jak oświetlone okna.Rozszerzające się źrenice spowodowały ból oczu.Nie, nie tylko oczy ją bolały, całe ciało rwało jak wściekłe! Rosła z supergęstego punktu do swych normalnych rozmiarów i na bogów, to bolało.Owiał ją gorący wiatr.Zachwiała się i chwyciła balustrady.Nadal było ciemno, nad jej głową tańczyły gwiazdy, a przed nią eksplodowała kolejna plama światła.Usłyszała głos.Świat znów stał się ostry.Plamą światła oka­zało się morze, nisko w dole, jakby Kora stała na skale.Nie, nie na skale, na balkonie, miała za sobą potężny dom, z Miło tuż obok.Nie widziała miasta.Była na południowym, skalistym wybrzeżu, gdzie Chrom wpadał do morza jak wielki, leniwy wąż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript