Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O zmierz​chu pod​je​cha​li​śmy pod zapusz​czony hotel, usy​tu​owany nie​da​leko auto​-strady.W pod​świe​tlo​nym napi​sie WOLNE POKOJE połowa żaró​wek była prze​pa​-lona.Realm ruszył ku okienku recep​cjo​nistki.W pew​nym momen​cie Dal​las opu​-ściła szybę w oknie fur​go​netki i krzyk​nęła za nim lodo​wa​tym gło​sem:– Dla mnie i Casa weź osobny pokój.Tym razem nie będę dzie​liła z tobą łóżka.Realm przy​sta​nął, ale nic nie odpo​wie​dział.Pocze​kał, aż Dal​las zamknie okno, i dopiero wtedy zbli​żył się do okienka recep​cjo​nistki i wdał się z nią w roz​mowę.– Daruj sobie te sceny – wes​tchnął Cas, zaci​ska​jąc dło​nie na kie​row​nicy.– Nie mamy ochoty wysłu​chi​wać waszych miło​snych sprze​czek.– Nie wiesz, co powie​dział – wark​nęła Dal​las, odwra​ca​jąc się do Casa.Natych​-miast zro​biło mi się słabo na myśl, że za chwilę wcią​gnie mnie do tej roz​mowy.Policzki dziew​czyny pło​nęły, gdy mówiła: – Jestem ważna.Nie ma prawa mówićmi, że jest ina​czej.Cas chciał ją przy​tu​lić, żeby dodać jej otu​chy, ale odtrą​ciła jego rękę.– Nic mi nie jest.Po pro​stu wola​ła​bym, żeby poszedł sobie tam, skąd przy​szedł.– Umil​kła, a po chwili zer​k​nęła na mnie i dodała: – A tę pannę może zabrać ze sobą.Naj​chęt​niej wywrzesz​cza​ła​bym jej pro​sto w twarz, że nie kocham Realma.Ni​gdygo nie kocha​łam.Chcia​łam przy​po​mnieć jej, że James, mój uko​chany James, zagi​-nął, a jej bia​do​le​nie nad złym losem wcale nam nie pomaga.Wokół nas zapa​dały ciem​no​ści, Dal​las była wykoń​czona cało​dzienną jazdą – nie umia​łam się na nią wściec.Miała prawo dener​wo​wać się na Realma.Miał w sobie coś takiego, co ujaw​-niało w nas wszyst​kich naj​gor​sze cechy.W pew​nym momen​cie Realm uniósł rękę, w któ​rej trzy​mał kom​plety klu​czy,żeby poka​zać, że mamy już pokoje.Wycią​gnę​li​śmy bagaże z samo​chodu i ruszy​li​-śmy na pierw​sze pię​tro.Wnę​trze hotelu było obdra​pane, ze ścian na kory​ta​rzu pła​-tami obła​ziła żółta farba, a drzwi pokoi poma​lo​wano na wstrętny zie​lony odcień.Skrzy​wi​łam się na ten widok, a Cas poki​wał głową ze zro​zu​mie​niem.– Mimo wszystko to ide​alne miej​sce dla nas – ode​zwał się Realm, widząc nasząreak​cję.– Można tu pła​cić gotówką i nie żądają oka​za​nia dowo​dów oso​bi​stych.Zatrzy​mał się pod drzwiami ozna​czo​nymi nume​rem 237 i wło​żył do zamkaklucz, do któ​rego dołą​czono blo​czek z nume​rem.Gdy je otwarł, ze środka buch​nąłodór zasta​łego dymu papie​ro​so​wego.Pstro​kate koł​dry na łóż​kach były stare i sfla​-czałe.– Obrzy​dli​stwo – zauwa​żyła Dal​las, zaglą​da​jąc do środka.– Dal​las, ja… – zaczął Realm, poka​zu​jąc jej drugi klucz.Nie pozwo​liła mu dokoń​czyć, wyrwała mu z ręki klucz i bez słowa ruszyła ku drzwiom sąsied​niego pokoju.Nie wrzesz​czała na niego ani nie powie​działa tego, co nam w samo​cho​dzie.Cas nie​chęt​nie ruszył za nią do pokoju.Zacze​ka​łam, żebyspraw​dzić, czy Realm będzie pró​bo​wał roz​mó​wić się z dziew​czyną, on jed​nak wszedł do naszego pokoju i zamknął się w łazience.Super! Zaczy​na​łam się zasta​na​-wiać, czy kie​dy​kol​wiek jesz​cze stać nas będzie na bez​tro​skę, czy będziemy się umieli śmiać, po pro​stu zwy​czaj​nie żyć.Zamknę​łam od środka wej​ściowe drzwi i prze​wie​si​łam łań​cuch dołą​czony doklu​cza przez spe​cjalny otwór, blo​ku​jąc wej​ście nie​po​żą​da​nym gościom.Poczu​łam się od razu, jak​bym wystę​po​wała w jakimś tanim hor​ro​rze z lat osiem​dzie​sią​tych.Włą​czy​łam nocną lampkę przy łóżku.W moim worku mary​nar​skim, prócz ubrań,odna​la​złam też teczkę z aktami Jamesa.Nie mając go u swego boku, umia​łam się teraz zmu​sić do ich lek​tury.Po chwili z łazienki wynu​rzył się Realm.W pół​mroku nie mogłam doj​rzećwyrazu jego twa​rzy.Bez słowa pod​szedł do łóżka usta​wio​nego pod drugą ścianą i się poło​żył.Wsu​nął ręce pod głowę i zapa​trzył się w sufit.Leża​łam na swoim łóżku zbyt zmę​czona, żeby prze​myć twarz albo prze​brać się w coś świe​żego.– Co takiego wyda​rzyło się na sta​cji ben​zy​no​wej? – spy​tał w końcu Realm.Brzmiał, jakby był wykoń​czony.Ni​gdy nie przy​zna​łam się nikomu do mojego pierw​szego spo​tka​nia z Kel​la​nem.Nie podzie​li​łam się z nikim fak​tem, że ten skądś wie​dział, jak mam na imię.Nie wie​działam teraz, od czego zacząć.– Mia​łeś kie​dyś kon​takt z dzien​ni​ka​rzem? – spy​ta​łam.– Ni​gdy – odparł, marsz​cząc nos, jakby tego rodzaju pyta​nie wyda​wało mu się dzi​waczne.– A ty?Wyję​łam wizy​tówkę Kel​lana z kie​szeni i wrę​czy​łam ją Real​mowi.Natych​miast zmru​żył oczy i zaczął ją dokład​nie stu​dio​wać.Po chwili sie​dział już na łóżku– Slo​ane, jakim cudem, u dia​bła, znasz tego faceta?– Pozna​łam go w Klu​bie Samo​bój​ców.Wyglą​dał jak typowy bywa​lec.Byłow nim jed​nak coś dziw​nego, znał skądś moje imię, mimo że mu się nie przed​sta​wi​-łam.Z początku sądzi​łam, że to agent pra​cu​jący inco​gnito.Jeden z tych, o któ​rychopo​wia​dał Arthur Prit​chard.Kiedy zatrzy​ma​li​śmy się dzi​siaj na sta​cji ben​zy​no​wej, a on się tam poja​wił, poczu​łam się prze​ra​żona.Dał mi wizy​tówkę.Powie​dział, że pra​cuje dla „New York Timesa” i zaj​muje się histo​rią moją i Jamesa.Inte​re​sują gosprawy zwią​zane z dzia​ła​niem Pro​gramu.Wydaje mi się, że chce ujaw​nić, jakie skutki tak naprawdę wywiera tera​pia.Realm zmierz​wił pal​cami włosy.– Nie podoba mi się to – oświad​czył.– Nie powin​ni​śmy roz​ma​wiać z nikim, ktonie jest bun​tow​ni​kiem.W każ​dym razie jesz​cze nie teraz.Prze​cież ten gość może pra​co​wać dla Pro​gramu.– To nie​wy​klu​czone – przy​zna​łam, opie​ra​jąc się o poduszki.– Ale nie zaufa​li​śmy też Arthu​rowi, a on nie​długo potem został poj​many przez Pro​gram.Naprawdęsądzisz, że wymażą mu pamięć?Realm przez dłuż​szy czas roz​my​ślał nad odpo​wie​dzią.– Musimy liczyć się z tym, że aresz​to​wa​nie Arthura ma na celu spro​wo​ko​wa​nienas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript