Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bartosz Paprocki, autor słynnego herbarza z XVI wieku, natrząsał się znich wprawdzie straszliwie, a nawet radził brać „surowiec ów tęgi wołowy" i korzystać wobec cokrnąbrniejszych niewiastek z prawa silniejszego.Powrzaskiwał, co trzeba czynić z małżonką, żebywydobrzała:Bij godzinę; a jeśli nie przyobiecujeByć dobrą, otoć karę drugą pokazuję.Za nogi ją uwiązawszy, w kominie zawiesi,A potem psiego sadła funt i dwa przyniesi,Smarujże co najlepiej, a kijem w nią wcierajZ oburącz po godzinie, a potem obieraj,Spoczywając, które by drewno lepsze było,Co by w tym złym stworzeniu upór odmieniło.Stłukszy o nią sto kijów, zagrzeb w końskim gnoju,Bedzieli zła, znowu w nię, wywiódłszy z pokoju!Szlachciura Paprocki, choć pisał o „rycerstwie" (tytuł jego głównego dzieła brzmiał: Herby rycerstwapolskiego), nie zachowywał się rycersko w druku wobec płci pięknej.Zapewne i w praktyce mogła muręka skakać.Bogata wdówka, kasztelanka Kossobudzka, z którą się ożenił, nie przyniosła muszczęścia.Musiał wiać ze swej Paprockiej Woli i tułać się nawet po Konstantynopolu, co prawda,występując tam w misji dyplomatycznej.Czy jednakże i on, trudząc się poetycko, tak myślał, jak towyraził na piśmie? Czy fukając nie korzystał przy pichceniu tego obrazka, mimo wszystko, z wesołych,acz topornych skrzydełek przesady?Powtórzmy: kobieta u nas (której zresztą nikt tak w dawnej Polsce nie nazywał, chyba że chodziło orozpustnicę!) cieszyła się od wieków różnorakimi względami.To nic, że Rej burczał na „naród mdły",wskazując na istoty w spódnicach, a potem inny wielki klasyk pisał podobnie o „puchu marnym".Żeczęsto obowiązywała konwencja ironiczna i migotało dumnie jakieś kogucie piórko, gdy przyszłomówić bądź pisać o paniach.Że pozbawione niegdyś łaski emancypacji nie zasiadały one wsenatorskich fotelach i nie pełniły jakichkolwiek urzędów czy misji poświadczonej pieczęciami z wosku.Z kobietą należało się liczyć.Kobiecie należały się honory towarzyskie, zwłaszcza że sama zczarującym uśmiechem umiała tego dopilnować, a ponadto, zasłaniając się swą pozorną słabością jakPal as Atena tarczą, krok za krokiem poszerzała dla siebie kwieciste areały przywilejów.Jeszcze wdomku nad Prądnikiem goście biskupa zastanawiają się, czy odpowiadać na niewieście złośliwostki iżarty, czy też grzecznie ustąpić językom z nadobnych buź.A już Barbara Radziwił ówna, jakby czując- 165 -to niebezpieczne wahanie, każe królowi małżonkowi wyczekiwać, aż się wystroi i będzie gotowa dopójścia z nim na ucztę.Już pierwsza wprowadza ten okrutny zwyczaj, tak potem denerwującywszystkich mężczyzn, gdy chcą się gdziekolwiek ruszyć ze swymi towarzyszkami!Sprawa ukłonu wymaga również pewnych wyjaśnień.Dawny ukłon polski sięgał niemal do ziemi iwspierał go nadto namaszczony gest lewej łęki, którą, pochylając się, kładziono „na sercu".Zamaszystość tego ukłonu i - by tak rzec - wymiar jego głębi zwracały stale uwagę cudzoziemców.Żaden z tych obserwatorów, gdy relacjonował swoje wrażenia, nie dostrzegał w nim płaskiejuniżoności czy tym bardziej jakiegoś odruchu nastraszonego raba.Był to hojny ukłon, podmalowanywyraziście, aż może teatralnie, dumą i godnością: prócz czci dla partnera zdawał się on jeszcze kryćzadowolenie z własnej kondycji, wieku czy rodu.Mówimy tu o kręgach oświeconych, jako że panowierozmiłowywali się szczególnie w takich okazałych ukłonach, nieźle ćwiczących im brzuchy pościskanepasami słuckimi.Ale na piękne ukłony stać było również chłopów, gdy spotkał gdzieś jeden drugiego,a chwila była sposobna.Do dziś możemy na wsi ujrzeć coś z owej dawnej kordialności, przemieszanejz powagą i majestatem.Po prostu Polak lubił pochylać się nisko gwoli okazania uprzejmości.I lubił także od wieków rzucaćsię w ramiona krewniaka, druha czy sąsiada, ściskać go i cmokać „z dubeltówki", rozrzewniając sięwówczas do łez.Był nawet kiedyś zwyczaj, że mężczyźni, przysięgali sobie przed kapliczkami miłośćbraterską, stając się po takim ceremoniale „braćmi ślubnymi".Oczywiście szczególna serdecznośćwypełniała spotkania z rodzicami.Dawny Polak, kiedy witał się lub żegnał z nimi, całowałobowiązkowo ich po rękach, a przed matką należało jeszcze zgiąć kolano (córka zginała oba), choćnie zaszkodziło, gdy ktoś padał na klęczki i z synowskim oddaniem kładł głowę na matczynym łonie.Płowa czupryna słowiańska lubiła tkliwe głaśnięcia, a przy tym nie puszyła się wyniośle przed nikim.Ale tutaj musimy również wspomnieć o sytuacjach, które poniekąd zrodziła ta poczciwość z rumianymobliczem, wydając pod sarmackim niebem na świat coś w rodzaju zdegenerowanego potomka.PisałGołębiowski, wspomniany już tu autor z XIX wieku:„Wzrosłego magnetyzmu i nikczemnego z drugiej strony uniżenia, późniejszych już i spodlenianaszych czasów było dowodem, kiedy równy urodzeniem, równy w obliczu prawa, że mniej majętnytylko, że potrzebować teraz lub kiedyś mógł łaski bogatszego lub możniejszego, ściskał kolana albopalec u nogi".Ściskano te kolana z wyraźnie pochlebczym zapałem i przebiegłą, bo spodziewającą się profitu,czołobitnością.Równocześnie pojawiły się odpowiednio schylone zwroty, te różne „upadam do nóg",„ścielę się pod stopki" i „najniższe sługi", na które sarkał książę Adam Czartoryski.„Zaraza podłości -pisał on nawet - którą sprawiła w narodzie przewaga możnowładztwa, zeszpeciła mowę nasząwyrazami zbytniego poważania."Zrozumiałe, że nie chodzi tu o chłopskie przypadania do lśniących cholew pańskich, ponieważskłony te były zgoła nakazywane.W ogóle mówimy tutaj właściwie tylko o konwenansachszlacheckich.Wieś, zwykła kurna wieś, rządziła się wedle własnych kodeksów grzeczności, choćtrzeba dodać, iż niektóre paragrafy tych nieco chropawych, a nigdy nie spisanych savoir-vivre'ów nieróżniły się nadmiernie od swoich niejako oficjalnych odpowiedników.Wszędzie ceniono ludzi bezklusek w gębie, bo jeszcze Rej radził „wdzięczne rozmowy i one poczciwe żarty".Czasem wszakżelepiej było zamilknąć, a zwłaszcza wtedy, gdy zażądali tego purpurowi od gniewu patriarchowie,zawsze zaś grzeczność wymagała od mówiącego przystojnego języka.Tak pełni talentówtowarzyskich i podziwiani z powodu ogłady, często nie potrafiliśmy, niestety, sprostać tej regule idlatego w wielu starych zapiskach można przeczytać, że ktoś tam kogoś „od matki łajał".Naszanajdawniejsza pieśń świecka - o skąpej panience, która chciała dać „memu koni owsa" - zawiera tylepieprznych wyrażeń, iż jej pierwszy znany zapis z 1420 roku ktoś tak pomazał, że - jak to podajeprofesor Krzyżanowski - utwór można odszyfrować tylko dzięki technice fotograficznej.Pytlując wtowarzystwie, na ucztach czy innych podobnych zgromadzeniach, wolno było siedzieć we wszelakichczapach, wyjąwszy moment, kiedy wychylało się kielich: wtedy należało przynajmniej ruszyćnakryciem, by nie obrazić przepijającego do nas sąsiada [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript