[ Pobierz całość w formacie PDF ] .I właśnie to wprawiło ją w stan zdziwienia i niepewności.„Po co tu przyjechałeś?”, pytało jej chłodne spojrzenie.„Chcesz się dowiedzieć, ile ona jeszcze pożyje? Jak długo będziesz musiał płacić? A może interesuje cię spadek?”— Jestem bardzo zadowolony z formy opieki nad babcią… Byłem za granicą.Cieszę się, że nie musiałem martwić się o staruszkę — oświadczył po krótkotrwałym namyśle.— To ośrodek na wysokim poziomie — odparła recepcjonistka tak, jakby chciała go przekonać, by nadal trzymał tu babcię.Jakby myślała, że przyjechał, bo może ma inny pomysł, co z nią zrobić.— W jakim ona jest stanie? — spytał rzeczowo, bo nagle stwierdził, że nie ma żadnego powodu, by się usprawiedliwiać przed tą kobietą.Za dużo im płaci, by się tłumaczyć.Zarabiają na nim za dobrze, aby rościć sobie prawo do oceniania go.— Wszyscy nasi pacjenci są w bardzo dobrym stanie — odparła z naciskiem kobieta.— Domyślam się.Pytam, czy da się z nią rozmawiać.Czy rozumie, co się do niej mówi.Czy rozpoznaje… — i tu urwał, ale ona zręcznie mu podpowiedziała:— …personel? Tak.Rozpoznaje.Tylko niekiedy nas myli — uśmiechnęła się i dorzuciła przymilnie: — Słodka staruszka…„Wszystkie są słodkie za takie pieniądze”, pomyślał ze złością, a zarazem z ulgą.Babcia nigdy nie była słodką staruszką.Więc jeśli nią teraz jest, to musi być bardzo stara.Tak stara, iż może już nie pamiętać jego obietnicy, że zabierze ją stąd.Szedł za pielęgniarką jasnym korytarzem z kolorowym chodnikiem i wesołymi obrazkami na ścianach.Wszystko było tu niezwykle wesołe.Jak dla dzieci.A jednak zanim nacisnął klamkę wskazanego pokoju, serce zatrzepotało w nim jak wróbel uwięziony w gęstym żywopłocie.Widział raz takiego szarego, małego ptaszka i pomógł mu odlecieć, rozchylając gęste, kłujące gałązki.Uświadomił sobie, że boi się stanąć z babcią twarzą w twarz, tak jak wtedy, gdy miał kilkanaście lat, wagarował, palił, zawalał szkołę.Starsza paiti siedziała nieruchomo w fotelu przy oknie.Patrzyła przez nie i gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi, odwróciła się.Ale nim się odwróciła, rozpoznał te wyprostowane plecy.Zawsze tak się nosiła: biednie ubrana i pełna godności.A teraz patrzyła na niego.Najpierw wydało mu się, że gwałtownie rozszerzyła oczy, potem przypomniał sobie, że przecież miała właśnie takie: dziecięco okrągłe, jakby zdziwione.Ruszył ku niej, zastanawiając się, co ma zrobić: objąć ją? Nigdy tego nie robił.Położyć głowę na jej kolanach i rozpłakać się?„Dlaczego nigdy tego nie robiłem? Dlaczego nie przytulałem się do niej, skoro poza nią nie miałem nikogo? Dlaczego jej nigdy nie objąłem? Jest jedyną osobą, której mógłbym teraz wyznać, jak bardzo cierpię”, pomyślał.— Babciu… — odezwał się niepewnie, stojąc sztywno, w odległości dwóch metrów od jej fotela.Wciąż patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.— Czy ja pana znam?Jej głos był drżący, ale nadal pobrzmiewał w nim ton niegdysiejszej stanowczości.I elegancji, którą w sobie miała, a którą bezwiednie od niej przejął.Bieda, w którą popadli, zaczęła się po śmierci rodziców.Umiała z nią żyć tak, jakby przynależała do wyższej warstwy społecznej.Całymi tygodniami jedli do chleba najtańszy ser, ale ona pouczała go, by nie trzymał kromki oburącz, i kroiła ją na malutkie, eleganckie kanapeczki.„Trzymała szpan”, pomyślał.„I nauczyła mnie, jak go trzymać”.— Babciu, to ja… Adam.Staruszka uśmiechnęła się i gdy on już, już chciał odwzajemnić uśmiech, usłyszał jej grzeczne, ale stanowcze stwierdzenie:— Pan nie jest Adamem.Adam nie żyje.Na chwilę przestał oddychać i dopiero niedotleniony mózg podpowiedział mu, że musi zaczerpnąć powietrza.— Przecież tu stoję! — żachnął się, a ona powtórzyła:— Adam nie żyje od czterdziestu lat.— Babciu… — zaczął jeszcze raz, a ona przerwała z tą samą, dobrze znaną mu wyższością:— Nie jestem pana babcią.I nie lubię, gdy ktoś obcy tak do mnie mówi.Nawet pielęgniarkom na to nie pozwalam, choć uwielbiają mówić w ten sposób do pacjentów.Myślą, że to nam sprawia przyjemność.— Jestem babci wnukiem, Adamem — powiedział wolno i z naciskiem.— To prawda, że nie było mnie tu pięć lat — skłamał odruchowo, ale pod wpływem jej wzroku natychmiast się poprawił: — dziewięć („Już nie muszę się jej bać”, uświadomił sobie), więc mogłem się zmienić i pewnie mnie nie pamiętasz, ale…Przerwała mu chłodno i z tą samą stanowczością:— Owszem, miałam dwóch wnuków, Adama i Jana, ale ten pierwszy zginął, gdy był dzieckiem, a drugi wyjechał za granicę i nie wrócił.Proszę nie wywoływać duchów.I nie denerwować mnie.Proszę wyjść.Nie znam pana.Przez chwilę stał, zastanawiając się, co zrobić, a potem odwrócił się i wyszedł — gdyż nagle zdał sobie sprawę, że pielęgniarka tragicznie się pomyliła.To nie był ten pokój.To nie była ta staruszka.Nie widział, babci od dziewięciu lat i wziął za nią obcą kobietę.W dodatku ją zirytował.I pośrednio się przyznał, że jej nie pamięta.Tak, ta kobieta była do niej podobna, lecz przecież nie do tego stopnia.Babcia była szczupła, ale tęższa.I wyższa.A w fotelu siedziała drobna i chuda starsza pani.I miała chyba mniej niż osiemdziesiąt lat.— Pielęgniarka zaprowadziła mnie do niewłaściwego pokoju — oświadczył w recepcji.— Niemożliwe — odparła kobieta.— Zaraz sprawdzimy.Ostry dzwonek ponownie przywołał pielęgniarkę.— To pan się myli — powiedziała z wyraźnie zaakcentowaną pewnością.— Nasi pacjenci od lat mieszkają w tych samych pokojach.Był pan w pokoju, który od początku należy do pana babci.Nasi pacjenci noszą te same numery co pokoje, właśnie dlatego, aby ich nie pomylić.— Proszę jeszcze raz sprawdzić nazwisko — zażądał.Kobieta z recepcji rozłożyła grubą książkę.— Numer pokoju i nazwisko są zgodne.— Babcia mogła zamienić z kimś swój pokój — oświadczył spokojnie, choć był coraz bardziej zdenerwowany.— Nie mogła.Musielibyśmy o tym wiedzieć — odparła kobieta.— Ale osoba, do której pani mnie zaprowadziła, w ogóle mnie nie poznaje! — zawołał gniewnie.Obie kobiety spojrzały na niego uważnie, jedna badawczo, druga z widoczną ironią.To pielęgniarka odezwała się pierwsza:— A kiedy był pan u niej ostatnio?Zacisnął zęby.Nie zamierzał się przed nikim tłumaczyć, a już zwłaszcza przed kimś obcym, komu w dodatku płacił niemałe pieniądze.— Staruszka, do której mnie pani zaprowadziła, miała dwóch wnuków.Moja babcia miała tylko mnie.W przypadku tej obcej pani jeden wnuk nie żyje, drugi wyjechał za granicę.Ja, jak pani widzi, stoję tu cały i zdrowy, a za granicę jeżdżę na krótko.Kobieta wpatrywała się w milczeniu to we wpis w książce, to w Adama.— Tu jest napisane, że pana babcię przywiozła krewna, a nie pan.Pani Ewa…?— Moja żona — przerwał.— Zatem to ona była ostatnią osobą, która widziała starszą panią.I odwiedziła ją kilka razy.Parę lat temu, ale zawsze… Pana tu nigdy nie było, a starzy ludzie szybko zapominają.Lepiej, by przyjechała tu pana żona.Myślę, że ona rozpozna babcię.— A te opowieści o dwóch wnukach… To pani nie dziwi? — zaczął Adam agresywnie, ale kobieta przerwała mu, tym razem już z nie skrywanym chłodem:— Nic mnie nie dziwi w przypadku mieszkańców tego domu.Wielu z nich cierpi na sklerotyczne zmiany.Inni czują się osamotnieni i porzuceni, więc zmyślają powody, dla których rodzina ich nie odwiedza
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|