Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taka powódź zdarzała się co roku i doprowadziłaby do ruiny system ścieków i kanałów; tym lepiej zatem, że miasto prawie ich nie posiadało.Każdy z miesz­kańców po prostu trzymał na podwórzu płaskodenną łódź, a od czasu do czasu dobudowywał w domu nowe piętro.Powszechnie uznawano, że miasto jest bardzo zdrowe.Nie­wiele zarazków potrafiło tu przetrwać.Hwel spojrzał na morze mgły, w którym budynki stały niby konkursowe zamki z piasku w czasie przypływu.Pochodnie i oświetlone okna tworzyły miłe wzory na lśniącej powierzchni.Ale jego uwagę przyciągała jasność bliższa niż inne.Na skrawku ziemi położonej nieco wyżej na brzegu, zakupio­nym przez Vitollera za bajeczną sumę, powstawał nowy budynek.Rósł nawet nocą, niby grzyb - Hwel widział ogień w koszach na rusztowaniach.Wynajęci rzemieślnicy, a nawet niektórzy aktorzy, nie pozwalali, by przeszkodziło im w pracy zwykłe ściemnienie nieba.Nowe budynki rzadko pojawiały się w Ankh-Morpork.A ten był nawet nowym typem budynku.To Disk.Z początku Vitollerem wstrząsnął ten pomysł, jednak Tomjon zaczął go przekonywać.A każdy wiedział, że kiedy chłopak się przy­łoży, skłoni wodę, żeby płynęła pod górę.- Przecież zawsze wędrowaliśmy, chłopcze - mówił Vitoller głosem pełnym rozpaczy, głosem człowieka, który wie, że w końcu przegra w tej dyskusji.- Nie mogę tak nagle się osiedlić.W moim wieku.- Wcale ci to nie wychodzi na dobre - oświadczył stanowczo Tomjon.- Wszystkie te zimne noce i mroźne poranki.Lat ci nie ubywa.Powinniśmy się gdzieś zatrzymać i niech ludzie do nas przy­chodzą.Sam wiesz, jakie tłumy mamy ostatnio.Sztuki Hwela są słynne.- To nie moje sztuki przyciągają tłumy - stwierdził wtedy Hwel.- To aktorzy.- Nie wyobrażasz sobie chyba, że będę siedział przy kominku w ciasnym pokoju, sypiał na puchowym łóżku i takie bzdury - rzekł Vitoller, ale wtedy zobaczył wyraz twarzy żony i poddał się.Potem wynikła jeszcze sprawa samego teatru.Skłonienie wo­dy, by płynęła pod górę, było dziecinną sztuczką w porównaniu z wyrwaniem Vitollerowi pieniędzy.Ale rzeczywiście ostatnio po­wodziło im się doskonale.Odkąd Tomjon podrósł na tyle, żeby włożyć perukę i wypowiedzieć dwa słowa bez załamania głosu.Hwel i Vitoller patrzyli, jak stają pierwsze belki drewnianego rusztowania.- To wbrew naturze - skarżył się wsparty na lasce Vitoller.-Tak schwytać ducha teatru, zamknąć go w klatce.To go zabije.- Sam nie wiem - odparł bez przekonania Hwel.Tomjon starannie opracował swoje plany.Zanim choć słowem wspomniał o nich ojcu, cały wieczór poświęcił Hwelowi.I teraz myśli krasnoluda wirowały szaleńczo, przewidując możliwości ru­chomych dekoracji, kulis, kotar i cudownych maszynerii, które nawet bogów mogą opuścić z nieba, i zapadni, potrafiących wy­nieść demony z piekieł.Hwel nie bardziej był zdolny protestować przeciw nowemu teatrowi, niż małpa zrezygnować z plantacji ba­nanów.- To paskudztwo nie ma nawet nazwy - burczał Vitoller.- Po­winienem go nazwać Kopalnia złota, tyle pieniędzy mnie kosztu­je.Chciałbym tylko wiedzieć, skąd je brać.Proponowali zresztą wiele nazw, ale żadna nie odpowiadała Tomjonowi.- Ona musi oznaczać wszystko - oświadczył.- Ponieważ wszyst­ko znajdzie się we wnętrzu.Cały świat na scenie, rozumiecie? I Hwel powiedział wtedy, wiedząc, że o to właśnie chodzi:- Dysk.A teraz Disk był prawie gotów, a on nie skończył jeszcze nowej sztuki.Zamknął okno, wrócił do biurka, chwycił pióro i przysunął nową ryzę papieru.Pewna myśl przyszła mu do głowy: Cały świat naprawdę był sceną - dla bogów.Zaczął pisać.Cały Dysk Teatrem jest jedynie, zanotował.A mężczyźni wszyscy i kobiety to zaledwie aktorzy.Popełnił błąd i przerwał; spadła ko­lejna cząstka natchnienia i pchnęła jego myśli na całkiem nowe tory.Spojrzał na słowa na papierze i dopisał: Prócz tych, co sprzeda­ją prażoną kukurydze.Po chwili skreślił wszystko i spróbował jeszcze raz: Niczym sce­na w Teatrze jest Świat, na której wszelkie Osoby są aktorami.Tak chyba było lepiej.Zastanowił się chwilę i podjął z wysiłkiem: Czasami wchodzą.Czasami schodzą.Chyba tracił wątek.Czas, czas.Potrzebował wręcz nieskoń­czoności.Z sąsiedniego pokoju rozległ się stłumiony krzyk i głuche ude­rzenie.Hwel upuścił pióro i ostrożnie uchylił drzwi.Pobladły chłopiec siedział na łóżku.Uspokoił się, kiedy wszedł krasnolud.- Hwel [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript