[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Mordreda zostawiliśmy pod strażą włóczników Meuriga.Król wiedział już oplanach Artura dotyczących jego osoby, nie miał jednak w Glevum żadnychsprzymierzeńców i nie buntował się.Doświadczył małej satysfakcji, patrząc naśmierć Ligessaca, który został uduszony na forum.Po tej egzekucji wymamrotał jakąśmowę, obiecując, że taki sam los spotka wszystkich zdrajców Dumnonii, po czympodreptał do swoich komnat, a my wyruszyliśmy na wschód za Culhwchem, którypojechał przyłączyć się do Sagramora i wraz z nim przypuścić atak na Corinium.Artur i ja szliśmy przez piękny górzysty kraj, który stanowił bogatą wschodniąprowincję Gwentu.Była to okolica luksusowych willi, obszernych gospodarstw iwielkiego dobrobytu, który, w większości, wyrósł na karkach pasących się tamwszędzie owiec.Maszerowaliśmy pod dwoma sztandarami, niedzwiedziem Artura imoją gwiazdą, i trzymaliśmy się z daleka od północnej granicy z Dumnonią, tak abywszystkie wieści, jakie docierały do Lancelota, upewniały go, że Artur nie zagrażajego ukradzionemu tronowi.Nimue szła z nami.Merlin przekonał ją jakoś, aby sięumyła i znalazła dla siebie czyste ubranie, a nawet, po rozpaczliwych próbachrozplatania i uczesania jej brudnych włosów, obciął je krótko i spalił.Było jej dotwarzy z krótkimi włosami.Znów miała skórzaną opaskę na oku i niosła tylko laskę.Szła boso i trochę niechętnie, nie chciała bowiem iść z nami, uważając, że tylko traciw ten sposób czas. Każdy głupek może pokonać saksońskich czarowników powiedziała Arturowipod koniec pierwszego dnia marszu. Wystarczy na nich splunąć, przewracać oczamii wymachiwać kością kurczaka.To wszystko. Nie będziemy widzieć żadnych saksońskich czarowników odrzekł spokojnie.Znajdowaliśmy się już daleko od ludzkich domostw.Zatrzymał konia, uniósł dłoń izaczekał, aż ludzie zbiorą się wokół niego. Nie będziemy widzieć żadnychczarowników, ponieważ nie idziemy spotkać się z Aelle em.Idziemy na południe donaszego własnego kraju.Czeka nas długa droga na południe. Aż do morza? zgadywałem.Uśmiechnął się. Aż do morza. Złożył dłonie na łęku siodła. Jest nas niewielu, a armiaLancelota jest liczna, ale Nimue może rzucić czar, który ukryje nas przed wzrokiemwrogów.Poza tym będziemy maszerować nocami, i to szybko. Uśmiechnął się iwzruszył ramionami. Nie mogę nic zrobić, dopóki moja żona i syn są więzniamiLancelota.Muszę ich najpierw uwolnić, a wtedy będę mógł wyruszyć przeciw niemu.Musicie jednak wiedzieć, że Dumnonią jest w rękach nieprzyjaciół i nikt nam nieprzyjdzie z pomocą.Nie wiem, jak uciekniemy, kiedy uwolnimy już Ginewrę iGwydre a, ale sądzę, że Nimue coś wymyśli.Pomogą nam również bogowie, jeślijednak boicie się tej wyprawy, możecie teraz zawrócić.Nikt nie zawrócił i Artur musiał wiedzieć, że nikt tego nie zrobi.Tychczterdziestu było naszymi najlepszymi ludzmi i poszłoby za nim na koniec świata.Artur nie powiedział nikomu poza Merlinem o swoich planach, aby być pewnym, żenie dowie się o nich Lancelot, i teraz, patrząc na mnie, wzruszył lekko ramionami, jakgdyby chciał przeprosić, że mnie oszukał.Musiał jednak wiedzieć, jak bardzo jestemzadowolony, gdyż nie tylko szliśmy do miejsca, w którym więziono jego żonę i syna,ale również do miejsca, w którym przebywali mordercy Dian, wierząc, że są tambezpieczni. Wyruszamy nocą obwieści! Artur. Będziemy odpoczywać dopiero o świcie.Idziemy na południe.Rano chcę już być na wzgórzach po drugiej stronie Tamizy.Zarzuciliśmy płaszcze na zbroje, obwiązaliśmy szmatami kopyta koni iruszyliśmy przez gęstniejące ciemności.Jezdzcy prowadzili konie za uzdy, a Nimueszła na czele, używając swej niezwykłej umiejętności do odnajdywania drogi nocą wobcym kraju.W którymś momencie przekroczyliśmy granicę Dumnonii i schodząc ze wzgórzw dolinę Tamizy, dostrzegliśmy daleko po prawej stronie blask na niebie, pochodzącyod ognisk Saksonów oblegających Corinium.Od chwili, gdy zeszliśmy w dolinę,nasza droga w sposób nieunikniony prowadziła przez małe ciemne wioski.Szczekałypsy, nikt jednak nas o nic nie pytał.Ich mieszkańcy nie żyli albo obawiali sięSaksonów i dzięki temu wędrowaliśmy naprzód, niczym drużyna duchów, przeznikogo nie indagowani.Jeden z ludzi Artura pochodził z tych okolic i on właśniezaprowadził nas do brodu, w którym rzeka sięgała tylko do piersi.Trzymając broń itorby z chlebem wysoko w górze, pokonaliśmy silny prąd i dotarliśmy doprzeciwległego brzegu.Tam Nimue rzuciła na nas czar pozwalający ukryć się przedwzrokiem nieprzyjaciół.O świcie byliśmy już bezpieczni w starej twierdzy dawnychludzi, położonej pośród południowych wzgórz.Spaliśmy w ciągu dnia, nocą zaś ruszyliśmy dalej na południe.Nasza drogaprowadziła teraz przez piękny bogaty kraj, w którym nie stanęła jeszcze stopażadnego Saksona.Wieśniacy nie zaczepiali nas, tylko bowiem głupcy zadają pytaniauzbrojonym ludziom, wędrującym nocą w czas niepokoju.O brzasku znajdowaliśmysię już na wielkiej równinie.Grobowe kurhany dawnych ludzi rzucały na trawę długiecienie przy wschodzącym słońcu.W niektórych z nich wciąż jeszcze leżały skarbystrzeżone przez upiory.Unikaliśmy ich, szukając porośniętego trawą zagłębienia, wktórym moglibyśmy odpocząć i nakarmić konie.Następnej nocy dotarliśmy do Kamieni, wielkiego tajemniczego kręgu, w którymMerlin podarował Arturowi miecz i w którym, wiele lat wcześniej, zostawiliśmy złotoAelle owi, zanim wyruszyliśmy do doliny Lugg.Nimue spacerowała wewnątrz kręgu,dotykając laską kamiennych kolumn.Potem wyszła na środek i długo wpatrywała sięw gwiazdy.Księżyc był prawie w pełni i oblewał głazy swoim bladym światłem. Czy wciąż jeszcze jest w nich moc? zapytałem, kiedy do nas wróciła. Niewiele, a i to gaśnie.Cała nasza moc gaśnie, Derfel.Potrzebujemy Kotła.Uśmiechnęła się do mnie w ciemności. Jest już niedaleko powiedziała. Czujęgo.On wciąż żyje.Już niedługo go odnajdziemy i zwrócimy Merlinowi. Znów byław niej pasja, taka sama jak wtedy, kiedy zbliżaliśmy się do kresu Ciemnej Drogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|