[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Wdechowy - mówię.- Nie wygląda na to, żeby go drętwy facet pisał.- Dlatego ci pokazałam.Taki on drętwy, jak ten list - smutnieje Kasia.- Żal mi taty - mówi.- Ma taką jedną szufladkę pełną ciepła i co mu po niej? Mama nigdy jej nie otwiera, może nie potrafi, może nie chce, kto to wie? A jeżeli tata sam ją otworzy, to ona wcale tego nie zauważa, wiesz? Napisała do mnie krótko: "Dojechałam szczęśliwie, bez przygód, dom zastałam w idealnym porządku, tatuś kupił piękny dywan przed mój tapczan."Uśmiecha się smutno Katarynka, po chwili mówi dalej:- Dojechała bez przygód.A dla mnie takie powitanie: kwiaty, kolacja, dywanik to już byłaby przygoda! Mama jest nieprzytomna na punkcie dywanów, byle jaki jej nie zachwyci.Więc ile on się musiał nabiegać, żeby w końcu znaleźć coś, co się mamie będzie podobało.Dojechała bez przygód.A ja stanęłabym boso na takim dywanie i byłabym nieludzko szczęśliwa, i napisałabym do Niny, bo moja córka będzie miała na imię Nina, napisałabym do niej: "Spotkała mnie cudowna przygoda dywanikowa."Patrzę na Kaśkę i myślę, że mnie chyba też spotkała jakaś przygoda.- Gdyby mama wyszła za twojego tatę - mówi Kasia dalej - to może miałaby dywanikowe przygody i każdy powrót do domu byłby dla niej rewelacją.Nie wyszła, rozumiem, wybrała sobie coś innego.Ale nie rozumiem, dlaczego to w takim razie o moim ojcu mówi: drętwy?Kasia wstaje z hamaka, szkoda.Szarpie sznur.Wstaję i ja, żeby jej pomóc.Zwijam hamak, biorę go pod jedno ramię, pod drugie Kasia wsuwa mi rękę.Idziemy przez zagajnik, gadać się jakoś nie chce.Pani Klara myje okna w pokoju, widzimy z daleka.- Muszę jej pomoc - mówi Kasia.- Wuj Marek jutro wraca.A Izabelę dziś rano przywiózł pan Mikołaj, wiesz? Ciocia będzie miała wreszcie całą rodzinę w domu.Hej, ciociu Klaro! - woła Kasia z daleka.- Zamawiam sobie mycie następnego okna.Okazuje się, że następne jest już umyte.- To w czym my możemy pomóc?- Idźcie do ogrodu po kwiaty.Ale rwij, Kasiu, tak, żeby do każdego wazonu coś było.I żeby kolory się zgadzały.I żeby to nie były wiechy.Kładę hamak na ganku i gnamy do ogrodu.Tu jest fajnie, o, tu jest fajnie!- Zaczniemy od tych żółtych, co? - pytani Kasi.- Nie.Zaczniemy od czegoś innego.Od tego mianowicie, czy zastałeś Artura w domu? - Kasia stoi miedzy grządkami, sama jak słonecznik.A myślałem, że zapomniała.Myślałem, że jej to z głowy wyleciało.- Zastałeś czy nie?- Nie.- I co?- Wyjechał.Jego matka prawdę powiedziała Renacie.Od razu wiedziałem, że to prawda.Adresu nie podała żadnego.Obóz wędrowny.Zapytałem o trasę, bo można by napisać do jakiegoś schroniska po drodze.Ona trasy, mówi, nie zna.W Beskid poszedł.W który? Ona nie wie, w który.Dobrze ją Artur ustawił.- Byłeś u Renaty?- Byłem.- I.?- Co ja jej poradzę?Kasia nachyla się, zrywa żółte kwiaty.- No i czemu nie rwiesz? - pyta.- Pospiesz się.- Czasu jest dosyć - mówię.- Może dla ciebie, ale nie dla Renaty! - odpowiada mi Kasia ostro.- Ona mieszka na Pustelnej.Pod którym?- Pod ósmym.Nie mieszaj się w to, Kasia.Przecież ty w niczym jej nie pomożesz.- Ja nie.Ale Pola.- A co jej Pola poradzi? Oszalałaś?- Przestań wymachiwać tymi kwiatami, Rafał, bo im głowy poodpadają.Pola w wojewódzkim szpitalu na pewno kogoś zna, miała tam praktykę i szkołę też tam ma.Wiesz, szpital odpada, tu wszyscy Renatę znają.- Kaśka! - mówię i czuję, że mi diabeł pod gardło podjeżdża.- Trzeba ściągnąć Artura, rozumiesz? To jedno trzeba zrobić.I trzeba Arturowi powiedzieć, jak się ma zachować.A jeżeli cokolwiek zaczniesz załatwiać z Polą, to ja.to ja.- Nie kończę, bo mi nic do głowy nie przychodzi.Nie wiem, co ja, tylko wiem, że najchętniej sprałbym teraz Kaśkę tak, że tylko by jej nogi w powietrzu latały.- Co ty? - pyta Kaśka.- Wygrzmocę cię, jak Boga kocham!- Dobrze - mówi Kaśka.- A teraz pójdziesz ze mną do Poli!Zrywamy kwiaty, aż im korzenie piszczą.Pójdę z nią do Poli, pewnie, że pójdę.Może mi się uda przetłumaczyć tym zwariowanym dziewczynom, co trzeba robić, a czego nie trzeba.U Mikołaja w domu nikogo nie ma, tylko Pola siedzi na strychu i szykuje polne bratki do suszenia.Sprzedaje to później w skupie ziół.Siadam na jakiejś beczce i słucham, jak Kasia wyłuszcza sprawę Renaty.Pięknie, nawet i moje stanowisko uwzględnia w tej relacji.Ale dokładniej swoje i Renaty.Pola słucha, kiwa głową, że też te dziewczyny zawsze tylko przytakują.Renata pewnie też tak głową kiwała, wtedy to problemu nie było.Rozpacz mnie ogarnia, jak tej Kasi słucham, rozpacz.I nagle słyszę, jak Pola mówi:- Znam Renatę, całą tę rodzinę znam.Stać ich na to, żeby dziecko utrzymać.Oddycham z ulgą, może ta nareszcie Kasi kubeł zimnej wody na głowę wyleje.- Ale nie stać ich na to, żeby Renata mogła je mieć.Moralność im nie pozwala.Renacie też.Znam tę śpiewkę, nasłuchałam się przez ten czas, kiedy byłam na praktyce."Nie mogę, siostro, chociażbym chciała.Co by ksiądz proboszcz na to powiedział?" Ale przedtem to o księdzu proboszczu nikt nie myśli.Ty, Rafał, mówisz, że Artur powinien się z Renią ożenić? A powinien, masz rację.Tylko pomyśl sobie, jak by on to swoje prawo skończył, gdyby je zaczynał z żoną i niemowlakiem pod pachą? Dziwisz się, że mu to nie w smak? Ja się tak bardzo nie dziwię.Teraz Polę mam ochotę udusić.Każdego mogą zrozumieć.Renatę mogą, Artura mogą, tylko mnie nie mogą! Przyznają mi rację, ale uważają, że to jest racja idioty.Racja kretyna, racja durnia.A przecież to jest zwykła ludzka racja, nic więcej.- Pięknie! Wiec uważacie, że on jest w porządku.Nogi za pas i w Beskid!- Wcale nie uważamy, że on jest w porządku.Powinien Renacie pomóc, powinien z nią być.Pola mówi jeszcze coś, ale nie mogę słuchać, we łbie mi się to wszystko nie mieści.- Wiec wy na miejscu Renaty zrobiłybyście to samo? - pytam wreszcie, bo mnie to nurtuje już od wczoraj, bo w końcu nie wiem, jak by Kaśka postąpiła, na przykład.- Ja tak - mówi Pola.- Ale nie ze względu na księdza proboszcza.Ze względu na swoją przyszłość.- W takim razie jesteś nieodpowiedzialna za swoje czyny.Kompletnie nieodpowiedzialna!- Być może.- przyznaje Pola.- Być może, że to tak wygląda.A Kasia ani słowa.Patrzę na nią, czekam.Milczy.- No, Katarynka?Cicho się zrobiło na Mikołajowym stryszku, Kaśka włosy odgarnęła do góry, przysiadła na jakiejś belce jak kura na grzędzie.To ja wzruszam ramionami i podchodzę do sieci, w którą Mikołaj ryby łowi w stawie.Oczka poprzerywane, sprawdzam, czy tylko w tym miejscu, czy wszędzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|