[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W tej chwili znów przyszła mi na myśl Katarzyna II, ale Wanda nie dała mi wiele czasu do rozmyślań.Pociągnęła mnie ku sobie na otomanę.Nie była wcale surowa ani gniewną.Kazała mi czytać najnowsze poezje Lermontowa, pokazywała mi ilustracje z najnowszych pism i tygodników tudzież nowości literackie ostatniej doby.Oczywiście, nie szczędziła mi przy tym najwyszukańszych pieszczot.— No, czy jesteś nareszcie szczęśliwy?— Jeszcze nie zupełnie — odparłem.Wówczas odchyliła rąbek gronostajów, ukazując marmurowe] białości pierś, którą ja natychmiast obnażyłem.— Doprowadzasz mnie do szału — powiedziałem.— Więc szalej.wolno ci!Wpiłem się jak żmija w jej białą szyję, zapominając o całym świecie, gdy nagle odezwała się raz jeszcze:— A teraz jesteś szczęśliwy?— Nieskończenie.Ledwie przebrzmiał dźwięk tego słowa, wybuchnęła kaskadą szatańskiego śmiechu.— Śniłeś ongiś, że największym twoim szczęściem będą cierpienia, które ci zadam, a teraz twierdzisz zupełnie co innego, nędzny człowieku, głupcze skończony.Myślisz, że będę twoją kochanką? Na kolana przede mną! No!Zsunąłem się na klęczki i zacząłem patrzeć na nią błagalnie jak pies.— Widzisz głupcze, ja się nudzę, strasznie się nudzę, a ty nadajesz mi się do rozrywki na chwilę, gdy przyjdzie mi na to ochota.Nie patrz na mnie tak — dodała kopiąc mnie nogą.— Jesteś właśnie tym, czym chcę, co dla mnie wygodne, jesteś.zwierzęciem, nie — jesteś rzeczą!Zadzwoniła i w tej chwili zjawiły się trzy czarne niewiasty.— Zwiążcie go.Nie próbowałem nawet stawiać oporu.Czarne bestie wyprowadziły mnie wśród chichotu w głąb ogrodu, gdzie na zboczu pomiędzy rzędami winorośli uprawiano grunt pod kukurydzę.Na końcu grzęd leżał pług.Murzynki zaprzęgły mnie do niego każąc ciągnąć skiby, aby same mniej miały do kopania.Niebawem pojawiła się Wanda i przyłączyła się do swoich czarnych niewolnic; popędzały mnie co sił, jakbym był najzwyklejszą szkapą ruskiego chłopa z Podola, albo, co jeszcze gorsze, najpospolitszym w świecie osłem.* * *Gdy następnego dnia usługiwałem jej przy obiedzie, zagadnęła mnie słodziutko: — Przynieś drugie nakrycie, zjesz obiad razem ze mną.A gdy zająłem miejsce naprzeciw niej: — Nie tam, tu całkiem blisko, przy mnie.Jest w jak najlepszym humorze.Nalewa mi sama zupy, swoją łyżką wykrada mi kąski z talerza lub wreszcie kładzie głowę na stole i kokietuje mnie.Na nieszczęście pojawiła się Heydee, na której zatrzymałem nieco dłużej wzrok, gdy podawała mi potrawę.Jej szlachetne, prawie europejskie rysy, wysoka, bujna pierś, jakby z czarnego marmuru wykuta, zainteresowały mnie przelotnie, co nie uszło uwadze despotycznej władczyni.Gdy tylko czarna piękność wyszła z pokoju, Wanda zerwała się dygocąc z gniewu.— Co! Ty się poważasz w mojej obecności spoglądać na inną kobietę? W końcu ona zajmie cię więcej niż ja, bo czarna jest i trochę do diabła podobna.Zląkłem się naprawdę, bo nigdy jeszcze nie widziałem jej tak rozwścieczonej.Pobladła jak płótno i drżała na całym ciele.Wenus królewska jest zazdrosna o swego niewolnika! Chwyta więc bat z kołka, uderza mnie kilka razy na oślep, wreszcie przywołuje Murzynki, przy ich pomocy wiąże mi ręce i spycha mnie po schodach do ciemnego i wilgotnego lochu w piwnicy.Ani spostrzegłem, gdy drzwi się zatrzasnęły i zgrzytnął klucz w zamku.Byłem więc żywcem pogrzebany?* * *Leżę — nie wiem jak długo.Jestem związany jak baran przeznaczony pod nóż.Bez światła, bez powietrza, bez pożywienia i bez wody leżę na wilgotnej słomie i nie mogę nawet zasnąć.Ona może ma zamiar zagłodzić mnie, o ile przedtem nie wyzionę ducha z zimna, które mną trzęsie jak wiatr liśćmi osiny? A może to gorączka? Zdaje mi się, że zaczynam nienawidzić tej kobiety.* * *Czerwona jak krew struga światła przedarła się przez szparę w drzwiach, które niebawem się otwierają; ukazuje się Wanda z pochodnią w ręku, odziana w sobolowy płaszcz.— Żyjesz jeszcze? — pyta, przyświecając z progu.— Przychodzisz mnie zamordować — odpowiedziałem głucho.Postąpiła o dwa kroki i jest już koło mnie, pochyla się, bierze mą głowę w obie ręce.—- Jesteś chory, biedaku, jak złowrogo błyszczą twe oczy.Czy ty mnie kochasz? Domagam się tego od ciebie.I wyjmuje błyszczący sztylet, a mnie ciarki przechodzą od stóp do głowy.Zdaje mi się, że już teraz będzie koniec.Ona jednak tylko przecina powróz krępujący moje ręce i nogi.* * *Pozwala mi teraz co wieczór, po obiedzie, przychodzić i każe sobie czytać rozmaite dzieła, po czym dyskutujemy na ten temat do późna w noc.Zdaje mi się, że ona zmieniła się nareszcie, że wstydzi się tej drapieżności i barbarzyństwa, jakie względem mnie okazywała tak zapamiętale
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|