Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z wysiłkiem odsunął od siebie ten obraz, koncentrując uwagęna ciotce i Caroline.- Kochanie, podziwia się je za to, jak pięknie zostały wyrzezbione -pouczała ją Henrietta.- Wszystkie te torsy, uda, biodra.- Ani trochę mi się nie podobają! - Wielu ludzi podziela twoją krytyczną opinię, Caroline - odezwał sięHayden.- Podziw dla greckiej sztuki przychodzi z czasem.Co zaszkoda, że panna Welbourne, zamiast nam towarzyszyć, udała sięz wizytą do przyjaciół.Jestem pewien, że lepiej ode mnie zdołałabywyjaśnić, na czym polega mistrzostwo starożytnych rzezbiarzy.Ja tegonie potrafię.- Och, wcale nie pojechała do przyjaciół - zdradziła Caroline.-Zamierzała zostać w domu i zająć się swoimi sprawami.Jakimiś listamizdaje się.Nie poprawiło mu to humoru.Miał przed sobą kilkugodzinnąwyprawę, a panna Welbourne pisała sobie listy, uchylając się odobowiązków! Najpewniej listy miłosne.Do zmarłego BenjaminaLongwortha.Twarz się jej rozjaśniła, gdy tylko o nim wspomniał.Stała sięwówczas inną kobietą.Wspomnienie dawnej miłości odmłodziło jąniczym zaklęcie.Widział w tym coś niezdrowego, zwłaszcza że touczucie było oparte na kłamstwie.Benjamin raz jeszcze zachował sięnieodpowiedzialnie, nie licząc się z konsekwencjami.Ben wcale nie zamierzał poślubiać Alexii Welbourne, niezależnie odtego, w co pozwalał jej wierzyć.Liczył na ożenek z młodą damą,zamożną i z arystokratycznej rodziny.Planował to na długo przedwyprawą do Grecji, a jego bohaterskie czyny miały zrobić wrażenie nabogatej, nieosiągalnej kobiecie, za którą się uganiał.Henrietta przerwała te rozmyślania, proponując wyprawę do mu-zealnej biblioteki.Hayden musiał zebrać wszystkie siły, żeby przezkolejną godzinę udawać wykładowcę.Ledwie weszli do środka, spostrzegł dobrze znaną twarz.Drugiz jego braci, Elliot, siedział nad grubym manuskryptem.Przyjechał doLondynu prosto z biblioteki w Cambridge zeszłego wieczoru i od razuzatonął w lekturze.- Poczekaj tu na mnie, Henrietto.Pozostawił towarzyszki przy drzwiach i podszedł do brata.Musiałmu położyć dłoń na ramieniu, żeby Elliot go w ogóle zauważył.Brat uniósł ciemnowłosą głowę i spojrzał na niego sponad okula-rów, z niechęcią odrywając się od manuskryptu. - Hayden, co za niespodzianka!- Może i tak.Chodz ze mną, bo inaczej wyciągnę cię stąd siłą.Elliot, choć nie całkiem jeszcze przytomny, udał się za nim.- Patrzcie, kogo znalazłem, psującego sobie wzrok nad grubymłacińskim tomiskiem!Przywitali się serdecznie.Elliot co prawda na co dzień najchętniejpogrążał się bez reszty w lekturze, ale potrafił też być czarujący.Ca-roline z radością przyjęła słowa podziwu, jak bardzo urosła i wyład-niała, a także zapewnienia, że w tym sezonie wielbiciele będą ją wręczoblegać.- Te panie pragną obejrzeć bibliotekę i dowiedzieć się czegośo zbiorach.- Z przyjemnością pokażę im kolekcję.Jest tu wiele rzadkichdruków, równie pięknych, jak pouczających, oraz plany nowych pa-wilonów muzealnych projektu Smirke'a.- Wspaniały pomysł - uznał Hayden.- Pozostawiam damy w twoichdoświadczonych rękach.- Ależ Haydenie, myślałam, że właśnie ty.- stwierdziła z wy-raznym niezadowoleniem Henrietta.- Mam dziś spotkanie po południu, co nie pozwala mi dokończyćnaszej wycieczki.Ale możecie do woli zachwycać się biblioteką, Elliotbędzie zdecydowanie lepszym nauczycielem.Pokaż im wszystko,Elliocie, możecie poświęcić na to cały dzień.Zdołał się jakoś wymknąć, wątpił, by ciotka i kuzynka zdążyływrócić do domu przed obiadem.Polecił, by powóz na nie zaczekał,i poszedł poszukać dorożki.Nie kłamał.Istotnie musiał się z kimś spotkać.I to zanim jeszczewybierze się do City w interesach.Ocknęła się z drzemki.Nie obudził jej dzwięk, ale raczej instynkt.Uchyliła powieki i zobaczyła przed sobą parę ciemnobłękitnychoczu.Aż się wzdrygnęła.Ten widok wzbudził w niej jakieś echo.Wi-działa te oczy we śnie, z którego się właśnie obudziła. Znajdowała się twarzą w twarz z lordem Haydenem Rothwellem.Wydał się jej bardzo wysoki, kiedy stał przed nią.I bardzo poważny,z lekko zmarszczonym czołem.Zapewne nie spodobało mu się, że ktośze służby zdrzemnął się na sofie.Usiadła z pewnym trudem.- Czy pańska ciotka już wróciła?- Zostawiłem ją razem z moim bratem, Elliotem, w bibliotecemuzealnej.- Zdawał się górować nad nią jak wieża.Jego bliskość byłaczymś irytującym.Nie cierpiała tego.Nawet gdy przypadkowo zamieniali ze sobą kilkasłów, nawet gdy pozwalała sobie zapomnieć, za co go nienawidzi, toprzykre, drażniące wrażenie nie chciało zniknąć.- Dałam Falknerowi wyrazne instrukcje, by nikt tutaj nie wchodził.- Służba z pewnością uznała, że nie dotyczą one mnie.Według nichjestem panem tego domu i wszystkiego, co się w nim znajduje.Nadal stał nieruchomo, jakby chciał podkreślić, że słowo  wszyst-ko" obejmowało również i ją.- A więc taki użytek robi pani z wyproszonego u mnie wolnegodnia? Lektura przy kominku?- To jest mój wolny dzień i sama decyduję, czym się zajmę.Jeślimiałam zdawać sprawę ze swego postępowania, należało mnie o tymwcześniej uprzedzić.Chciała, żeby sobie poszedł, wszystko potrafił zepsuć.- Przez kilka godzin żyła tu pani zatem tak samo, jak dawniej.Niedoceniłem znaczenia słowa  wolny", kiedy się pani nim posłużyła.Rozumiał ją więc lepiej, niż sama siebie.Wiedział, dlaczego te go-dziny sprawiły jej tyle radości.Miała jeszcze jeden powód, żeby go znienawidzić.Spojrzała mu w oczy.- Po co pan tu przyszedł?- %7łeby się z panią zobaczyć. Zatrzymał wzrok na jej skromnym czepku, starej, zielonej suknii zwyczajnym, grubym wełnianym szalu.Powinna była czuć się za-żenowana lichym odzieniem, lecz w tej chwili wydało się jej ono cał-kiem na miejscu.I dawało jej poczucie bezpieczeństwa.- A także po to, by z panią porozmawiać i upewnić się, że zrozumiepani, czego od niej żądam.- Znam swoje obowiązki.- Chyba nie.Spodziewałem się, że będzie pani dziś towarzyszyćmojej kuzynce.- Skoro towarzyszyła jej matka i pan, moja obecność nie była ko-nieczna.Pańska ciotka wyraziła zgodę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript