[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ten człowiek, który tu był przed chwilą, to, jak się pan zapewne domyśla, lekarz.Zapłaciłam mu z pieniędzy, które miał pan przy sobie: znacznie więcej niż normalnie się płaci lekarzowi, ale powiedziano mi, że można mu zaufać.Zresztą to był pański pomysł.Przez cała drogę powtarzał pan; że trzeba znaleźć lekarza, który za odpowiednią zapłatą będzie trzymał język za zębami.Miał pan rację.Znalezienie go poszło dość łatwo.- Gdzie jesteśmy? - zapytał.Usłyszał swój głos, cichy i słaby, ale wyraźny.- W Lenzburg; to taka mała wioska trzydzieści pięć kilometrów od Zurychu.Lekarz mieszka w pobliskim miasteczku, w Wohlen.Wpadnie do pana za tydzień, o ile pan tu jeszcze będzie.- A jak.- Usiłował się podnieść, ale zabrakło mu sił.Kobieta położyła rękę na jego ramieniu, nakazując mu, żeby się nie ruszał.- Opowiem panu wszystko i może wówczas znajdzie pan odpowiedź na swoje pytania.przynajmniej taką mam nadzieję, bo jeśli nie, to obawiam się, że nie będę umiała panu pomóc.- Stała bez ruchu, przyglądając mu się; po chwili opanowanym głosem mówiła dalej.- Jakiś bydlak mnie gwałcił, potem zgodnie z poleceniem miał mnie zabić.Nie było dla mnie żadnego ratunku.Na Steppdeckstrasse próbował ich pan powstrzymać, a kiedy to się panu nie udało, kazał mi pan krzyczeć, wrzeszczeć na całe gardło.Nic więcej nie mógł pan zrobić, a wołając do mnie, żebym krzyczała, ryzykował pan własne życie.Później uwolnił się pan.Nie wiem jak, ale wiem, że choć został pan ciężko ranny, wrócił pan, żeby mnie odszukać.- Jego, nie panią - przerwał jej Jason.- Już mi pan to mówił i moja odpowiedź brzmi tak samo jak poprzednio: nie wierzę panu.Nie dlatego, że kiepski z pana łgarz, ale dlatego, że nie zgadza się to z faktami.W pracy mam do czynienia ze statystyką, panie Washburn, panie Bourne, czy jak tam panu.Szanuję dane, potrafię też wyłapać najmniejsze nieścisłości.Tego mnie nauczono.Dwaj mężczyźni weszli za panem do tamtego budynku i sama słyszałam, jak pan mówi, że obaj żyją.Oni też mogliby pana rozpoznać.Podobnie jak właściciel „Drei Alpenhäuser”.Takie są fakty i wie pan o nich równie dobrze jak ja.Nie, pan wrócił po mnie.Wrócił pan i uratował mi życie.- Niech pani mówi dalej - poprosił trochę już silniejszym głosem.- Co było potem?- Potem podjęłam decyzję, najtrudniejszą decyzję w moim życiu.Wydaje mi się, że taką decyzję może podjąć tylko osoba, która była o krok od straszliwej śmierci i która zawdzięcza życie innemu człowiekowi.Postanowiłam panu pomóc.Poświęcić choć kilka godzin, ale pomóc panu w wydostaniu się z miasta.- Dlaczego nie pojechała pani na policję?- Chciałam; sama nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłam.Może z powodu gwałtu, naprawdę nie wiem.Jestem z panem szczera.Mówi się, że gwałt to najstraszniejsza rzecz, jaka może spotkać kobietę.Teraz wiem, że to prawda.Kiedy pan wrzasnął na tego drania, usłyszałam w pańskim głosie wściekłość i obrzydzenie.Choćbym bardzo chciała, do końca życia nie zapomnę tego, co mi się przydarzyło.- Dlaczego nie pojechała pani na policję? - powtórzył.- Ten człowiek w „Drei Alpenhäuser” powiedział, że policja pana szuka.Że podano numer telefonu, pod który należy dzwonić, gdyby się pana widziało.- Na moment zamilkła.- Nie mogłam pana oddać w ręce policji.Nie po tym, co pan dla mnie zrobił.- Mimo że wiedziała pani, kim jestem?- Wiedziałam tylko to, co usłyszałam, a to, co usłyszałam, nijak nie przystawało do obrazu rannego człowieka, który uratował mi życie narażając własne.- Niezbyt mądre rozumowanie.- Myli się pan, panie.Bourne, prawda? Tak on pana nazwał.Potrafię bardzo mądrze rozumować.- Uderzyłem panią.Groziłem śmiercią.- Gdybym była na pana miejscu i jakieś typy próbowałyby mnie zabić, to jeśli dałabym radę, postąpiłabym dokładnie tak samo.- Więc wywiozła mnie pani z Zurychu.- Ale nie od razu.Przez pół godziny jeździłam bez celu, musiałam się uspokoić, podjąć decyzję.Jestem osobą działającą metodycznie.- Zaczynam to dostrzegać.- Byłam roztrzęsiona, w opłakanym stanie.Potrzebne mi było jakieś ubranie, szczotka do włosów, kosmetyki.Nie mogłam się nikomu pokazać na oczy.Zatrzymałam się przy budce telefonicznej nad rzeką, nikt nie kręcił się w pobliżu, więc wysiadłam i zadzwoniłam do hotelu.- Z kim pani rozmawiała? Z tym Francuzem? Z Belgiem?- Nie.Oni byli na odczycie Bertinellego i pomyślałam sobie, że jeśli rozpoznali mnie wtedy na scenie, to na pewno podali moje nazwisko policji.Rozmawiałam z kobietą, która jest członkiem naszej delegacji.Nie poszła na odczyt, bo nie cierpi Bertinellego.To moja przyjaciółka, pracujemy razem od kilku lat.Powiedziałam jej, żeby się nie przejmowała, jeśli cokolwiek dziwnego o mnie usłyszy.Że nic mi nie jest, a jeśli ktoś zacznie o mnie wypytywać, niech powie, że spędzam wieczór.a gdyby co, to nawet noc.ze znajomym.Że po prostu wyszłam wcześniej z odczytu.- Istotnie, działa pani bardzo metodycznie.- Tak.- Pozwoliła sobie na lekki uśmiech.- Poprosiłam, żeby poszła do mojego pokoju.mieszkamy na tym samym piętrze, i pokojówka, która pracuje na nocną zmianę, wie, że się przyjaźnimy.więc poprosiłam, by tam poszła i jeśli nikogo w pokoju nie będzie, to żeby spakowała mi do walizki trochę ciuchów i kosmetyków.Powiedziałam, że zadzwonię do niej za pięć minut.- I co, bez protestu zastosowała się do pani poleceń?- Mówiłam panu, że to moja przyjaciółka.Wiedziała, że nic mi nie jest.byłam może podekscytowana, ale to nie powód do obaw.Prosiłam ją tylko o drobną przysługę.- Na moment zamilkła.- Pewnie myślała, że mówię prawdę.- Co dalej?- Zadzwoniłam; miała już moje rzeczy, spakowane.- Czyli panowie delegaci nie zawiadomili policji.W przeciwnym razie pokój byłby zamknięty i pod obserwacją.- Może, nie wiem.Jeśli zawiadomili później, to policja przesłuchała moją znajomą, a ona powiedziała im to, co usłyszała ode mnie.- No dobrze, znajoma z pani rzeczami była w hotelu, a pani nad rzeką.W jaki sposób.- To było łatwe.Trochę jak z kiepskiego romansu, ale łatwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|