[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Następnego dnia bawiłam się z tobą w duchy w Chiba City.Wyjęła z rękawa czarnej kurtki jedwabną chustkę i zaczęła czyścić wszczepione szkła.Obraz północnego Ciągu budził u Case'a niewyraźne wspomnienia dzieciństwa, suchej trawy wyrastającej w szczelinach pochylonego bloku betonu autostrady.Pociąg rozpoczął hamowanie dziesięć kilometrów od lotniska.Case patrzył, jak słońce wstaje nad pejzażem dzieciństwa, nad żużlem i rdzewiejącymi skorupami rafinerii.7W Beyoglu padał deszcz, a wynajęty mercedes przemykał pod zakratowanymi oknami ostrożnych greckich i ormiańskich jubilerów.Ulica była prawie zupełnie pusta; na chodniku nieliczne postacie w ciemnych płaszczach odwracały głowy, by spojrzeć na samochód.- Kiedyś była to bogata, europejska dzielnica otomańskiego Istambułu - poinformował mercedes.- I zeszła na psy - uzupełnił Case.- Hilton jest w Cumhuriyet Caddesi - stwierdziła Molly, rozparta wygodnie na ultraskaju tapicerki.- Dlaczego Armitage leciał sam? - spytał Case.Bolała go głowa.- Bo ma cię po dziurki w nosie.Ja zresztą też.Chciał jej opowiedzieć historię Corto, ale zrezygnował.W samolocie skorzystał z plastra nasennego.Droga z lotniska biegła idealnie prosto, niby równe nacięcie w organizmie miasta.Patrzył, jak po obu stronach przesuwają się krzywe, połatane ściany drewnianych chałup, bloki, wille, ponure osiedla, i znowu ściany ze sklejki i skorodowanego metalu.Finn, w nowym garniturze z Shinjuku, czarnym jak u sararimana, czekał smętnie w holu Hiltona, niby rozbitek w pluszowym fotelu na morzu jasnobłękitnej wykładziny.- Chryste - mruknęła Molly.- Szczur w garniturze.Podeszli.- Ile ci zapłacili, żebyś tu przyszedł, Finn? - Postawiła torbę obok fotela.- Chyba nie tyle, ile za noszenie tego garniturku, co? Finn wyszczerzył zęby.- Za mało, skarbie.- Podał jej magnetyczny klucz z żółtym wisiorkiem.- Jesteście zameldowani.Boss czeka na górze.- Rozejrzał się.- To miasto ssie człowieka.- Dostajesz lęku przestrzeni, gdy tylko wyleziesz spod kopuły.Udawaj, że to Brooklyn.- Zakręciła kluczem na palcu.- Jesteś tu jako lokaj czy co?- Mam sprawdzić implanty jednego faceta.- Co z moim dekiem? - chciał wiedzieć Case.- Przestrzegaj protokołu - skrzywił się Finn.- Spytaj szefa.Palce Molly drgnęły w cieniu kurtki niewyraźnym migiem.Finn spojrzał i skinął głową.- Dobra - stwierdziła.- Wiem, kto to jest.Ruchem głowy wskazała windy.- Idziemy, kowboju.Case ruszył za nią, dźwigając obie torby.Pokój wyglądał tak samo jak tamten w Chibie, gdzie pierwszy raz spotkał Armitage'a.Rankiem podszedł do okna, jakby naprawdę spodziewał się zobaczyć Zatokę Tokijską.Po drugiej stronie ulicy stał inny hotel.Ciągle padało.W bramach kuliło się kilku kaligrafów przy owiniętych przezroczystą folią starych głosodrukarkach - dowód, że słowo pisane nadal cieszy się tu pewnym prestiżem.Zacofany kraj.Obserwował, jak matowy, czarny citroen na prymitywnych bateriach wodorowych wyrzuca pięciu ponurych tureckich policjantów w zmiętych zielonych mundurach.Weszli do hotelu naprzeciwko.Spojrzał na łóżko, zaszokowany bladością Molly.Mikroporowy gips został na gąbce na poddaszu, obok transdermalnego induktora.Lustra dziewczyny odbijały sufitową lampę.Chwycił słuchawkę, zanim telefon zadzwonił po raz drugi.- Dobrze, że już wstałeś - odezwał się Armitage.- Przed chwilą.Pani jeszcze śpi.Szefie, sądzę, że powinniśmy porozmawiać.Lepiej pracuję, jeśli chociaż w przybliżeniu wiem, o co chodzi.Cisza na linii.Case przygryzł wargę.- Wiesz tyle, ile trzeba.Może nawet więcej.- Na pewno?- Ubierz się, Case.Obudź ją.Za mniej więcej kwadrans ktoś was odwiedzi.Nazywa się Terzibashjian.- Telefon zapiszczał cicho.Armitage przerwał połączenie.- Zbudź się, dziecinko - zawołał Case.- Robota czeka.- Nie śpię już od godziny.- Lustra zwróciły się ku niemu.- Przyjdzie tu Jersey Bastion.- Masz talent do języków, Case.Założę się, że miałeś ormiańskich przodków.Ten facet pracuje dla Armitage'a.Pilnuje Riviery.Terzibashjian okazał się młodym człowiekiem w szarym garniturze.Nosił lustrzane okulary w złotych oprawkach.Rozpięty kołnierzyk białej koszuli odsłaniał plątaninę czarnych włosów tak gęstych, że Case z początku wziął je za podkoszulek.Wszedł, niosąc czarną tacę ze znakiem Hiltona, a na niej trzy filiżanki wonnej kawy i trzy lepkie orientalne ciastka koloru słomy.- Musimy, jak to określacie w Ingiliz, zachować maksymalny spokój.Wydawało się, że patrzy znacząco na Molly, ale w końcu zdjął srebrzyste okulary.Oczy miał ciemnobrązowe, zbliżone odcieniem do obciętych po wojskowemu włosów.Uśmiechnął się.- Tak będzie lepiej, prawda? Inaczej stworzylibyśmy nieskończony tunel, zwierciadło w zwierciadło.Ty jednak - dodał - musisz uważać.W Turcji nie pochwala się kobiet korzystających z tego rodzaju modyfikacji.Molly odgryzła pół ciastka.- To moja sprawa, mały - oświadczyła z pełnymi ustami.Pogryzła, przełknęła i oblizała wargi.- Słyszałam o tobie.Pracujesz dla armii, zgadza się?Jej dłoń powędrowała leniwie pod kurtkę, by wynurzyć się ze strzałkowcem.Case nie wiedział, że go nosi.- Spokojnie, proszę - szepnął Terzibashjian, zamierając z porcelanową filiżanką o milimetry od ust.Wysunęła broń.- Może strzeli wybuchowymi, całą serią.A może dostaniesz raka.Jedna strzałka, gówniarzu.Przez parę miesięcy nic nie poczujesz.- Proszę.W Ingiliz nazywacie to wzrostem napięcia.- Ja nazywam to niedobrym porankiem.A teraz opowiedz o tym człowieku i zabieraj stąd swój tyłek.- Mieszka w Fenerze, przy Kiichiik Gulhane Djaddesi 14.Wiem, którym tunelem dojeżdża co wieczór na bazar.Ostatnio występuje w Yenishehir Palas Oteli, nowoczesny lokal w stylu turistik.Skłoniono policję do okazania pewnego zainteresowania tym miejscem.Dyrekcja Yenishehir trochę się denerwuje.Uśmiechnął się.Pachniał metalicznie jakimś płynem po goleniu.- Co wiesz o wszczepach? - spytała, masując udo.- Chcę dokładnie wiedzieć, co on potrafi.Terzibashjian kiwnął głową.- Najgorsze jest, jak to nazywacie w Ingiliz, oddziaływanie napodświadomość - wypowiedział to słowo, starannie rozdzielając sylaby.- Po lewej stronie - odezwał się mercedes, jadący labiryntem mokrych od deszczu ulic - leży Kapali Carsi, wielki bazar.Siedzący obok Case'a Finn westchnął z podziwem, choć patrzył w przeciwnym kierunku.Po prawej stronie ulicy leżały rzędem miniaturowe śmietniska.Case zauważył wrak lokomotywy, przysypany odłamkami prążkowanego marmuru.Bezgłowe marmurowe posągi leżały w stosach jak szczapy drewna.- Tęsknisz do domu?- To miejsce ssie - mruknął Finn.Jego czarny krawat coraz bardziej przypominał zużytą taśmę drukarki.Na klapach nowego garnituru pojawiły się kręgi kebabowego sosu i jajecznicy.- Ty, Jersey.- Case odwrócił się do Ormianina.- Gdzie ten facet zainstalował sobie to wszystko?- W Chiba City.Nie ma lewego płuca.A prawe działa na dopalaczu.Tak to określacie.Każdy może sobie kupić te wszczepy, ale on jest niezwykle utalentowany.Mercedes skręcił, by wyminąć wyładowany skórami wózek na balonowych oponach.- Szedłem za nim ulicą i widziałem, jak z dziesięć rowerów przewraca się akurat koło niego.W biały dzień.Odszukałem tych rowerzystów w szpitalu.Stale ta sama historia: skorpion siedzący koło hamulca.- Zgadza się.„Dostajesz to, co widzisz” - wtrącił Finn.- Oglądałem schematy implantów tego klienta.Bardzo chytre.Co on sobie wyobrazi, ty zobaczysz.Myślę, że gdyby zdołał ściągnąć wiązkę do pojedynczego impulsu, mógłby wysmażyć siatkówkę.- Mówiłeś o tym swojej przyjaciółce?-Terzibashjian wsunął głowę między ultraskajowe oparcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|