Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasem do tego grobu przychodzi staruszek w czarnym meloniku i kusym paletku.Pół godzinki stoi przy grobie sztywno jak jego laska, potem podleje kwiatki butelką wody, którą zawsze przynosi ze sobą.Posiedzi znów trochę i odchodzi.- Mówiłaś, że ma laskę?- Zwykłą jasną laskę bambusową.Staruszek kuleje.- Muszę go zobaczyć, Rosanno.Słyszysz? Jak tylko zauważysz go na cmentarzu, zaraz daj mi znać, rozumiesz?- Oczywiście, że rozumiem.Wiem nawet, o czym myślisz.Sądzisz zapewne, że to Bromberg, bo ma laskę i kuleje.Mój Boże, iluż to staruszków w Łodzi chodzi o lasce.- Lecz nie każdy przychodzi na grób Porębskiej.- To może jej mąż, ów Arno? Jeśli dostał dożywocie, to potem zapewne mu karę zmniejszyli.Była zresztą wojna, więc wyszedł z więzienia i chyba od dawna przebywa na wolności.- To prawdopodobne - zgodził się Henryk.- Niemniej muszę poznać tę osobę.Bo jeśli to Bromberg.- On miał wtedy trzydzieści pięć lat.Teraz liczy sobie przynaj­mniej siedemdziesiąt dwa.- Bo jeśli to Bromberg - dokończył Henryk - zapytam go, co zrobił z laseczką, którą dostał od adwokata Kochera.Usłyszeli szelest deszczu na liściach bzu.Rosanna wzięła Henryka za rękę i wąziutką ścieżką między krzakami bzu powiodła go aż do dziury w murze.Teraz tylko kilkadziesiąt kroków dzieliło ich od domu.Przebiegli je w potoku wiosennej ulewy.4 czerwca, wieczoremWieczorem zatelefonował do Henryka reporter Kobyliński.- Odwiedziłem siostrę Rykierta - oznajmił.- Pogadałem z nią, choć z trudem to mi poszło, bo staruszka jest bardzo przerażona.To morderstwo Butyłłowej tak nią wstrząsnęło.Potem znalazłem się na miejscu zbrodni.Złożyłem wizytę Gniewkowskiemu.Zna go pan, prawda?- Owszem.- Spotkałem u niego Skarżyńskiego.Kupował pozłacaną solniczkę.- Kupił? - spytałem.- Tak.Za trzy i pół tysiąca.- No, to Gniewkowski na czysto zarobił pięćset złotych.Solniczkę nabył od Rykierta za trzy tysiące.- Otóż ten Skarżyński, panie kolego, podsunął mi zupełnie nowy motyw zabójstwa Butyłłów.Raz tylko, powiada, zetknął się z Butyłłą przy okazji jakiejś niewielkiej transakcji.Było to w miesz­kaniu Rykierta.Gadali o tym i o owym.Butyłło opowiadał Skarżyńskiemu i Rykiertowi, że w czasie wojny znalazł się we Włoszech z armią Andersa.Podobno zawadził nawet o Korsykę i miał tam romans z pewną pięknością.Romans ten skończył się ucieczką Butyłły pod opiekuńcze skrzydła armii, bo jakieś facety bardzo na niego nastawiali za uwiedzenie dziewczyny.Jak pan myśli, teraz tylu cudzoziemców do Polski przyjeżdża.Może to vendetta, panie kolego?- Myślę, że jak dla “Echa" jest to zupełnie dobra wersja.Dla naszej gazety to się oczywiście nie nadaje.Kobyliński się nie obraził.Henryk usłyszał jego śmiech.- Panie kolego - rzekł - niestety nic więcej nie udało mi się wywiedzieć.Myślę, że chyba wybrałem złą metodę badań.Zupełnie niepotrzebnie kroczę po pańskich śladach.Sądzę, że trzeba spróbo­wać kojarzyć i zestawiać ze sobą pewne znane nam fakty i dopiero wówczas zacząć na nowo badać cały materiał.- To dobry pomysł - przytaknął Henryk.- Wiemy już, że w ostatnim czasie w życie Rykierta wszedł jakiś pan Iks sprzedający stare cenne przedmioty, nie lubiący jednak, aby ujawniano jego nazwisko.Mamy prawo sądzić, że ów Iks istniał także w życiu Butyłły, skoro Butyłło nie chciał zdradzić nazwiska osoby, która mu sprzedała laseczkę.Upór, z jakim to czynił, utwierdził we mnie przekonanie, że nie kto inny, a właśnie Iks był poprzednim posiadaczem laseczki.- Bardzo prawdopodobne.- Nasuwa się pytanie: dlaczego ów Iks stara się pozostać w cieniu? Kryje się za tym jakaś podejrzana sprawa, bo tylko tego typu sprawy na ogół nie lubią jawności.Od wielu ludzi kupował Rykiert przeróżne przedmioty, nieraz bardzo cenne, a przecież w jego notesie istniał tylko jeden Iks, tylko Iks żądał anonimowości.Rozmowa z Gniewkowskim przypomniała mi o kłopotach Butyłły, jakie miał w Desie w związku z dostarczanym przez siebie towarem.Jeśli założymy, że i w życiu Butyłły był ów Iks, warto się zastanowić, czy owe kłopoty Butyłły nie pozostawały w bezpośrednim związku z owym Iks, prawda?- Istnienie również jakiś Ygrek - wspomniał Henryk.- Owszem - zgodził się Kobyliński.- Lecz najważniejsza jest dla mnie sprawa pozłacanej solniczki i srebrnego noża.Gdy u Gniewkowskiego oglądałem solniczkę, przypomniałem sobie pewien artykuł w waszym tygodniku.- Co takiego? - zdziwił się Henryk.- Przeczytałem oryginał tego utworu i stwierdziłem dość zabawny szczegół.- Jaki?- Na razie zatrzymam to dla siebie.Ja także pragnę zabawić się w detektywa amatora.- Jak pan uważa - powiedział chłodno Henryk.- Jeśli jednak pragnie pan usłyszeć moją radę, proponuję skoncentrować swoją uwagę na osobie tajemniczego Iksa.Niech pan z notatnika Rykierta wypisze wszystkie nazwiska osób, które kupiły przedmio­ty Iksa, i pogada na temat ich nabytków.Trzeba za wszelką cenę dotrzeć do Iksa.- Zgoda.Właśnie to samo mam zamiar uczynić - powiedział Kobyliński i odłożył słuchawkę.10 czerwcaNazajutrz naczelny redaktor zmusił Henryka do wyjazdu do Krakowa, gdzie odbywał się festiwal teatrów.Poeta Marek, któremu podlegały podobne sprawy, zachorował i Henrykowi zlecono prasową obsługę krakowskiej imprezy.Cztery dni przebywał w Krakowie, był to czas spędzony bardzo beztrosko i wesoło.Nie wziął ze sobą laseczki, nic więc nie przypominało mu ponurych zdarzeń w Łodzi.W domu znalazł się po czterech dniach i zaraz przystąpił do pisania artykułu oceniającego festiwal.Pracował w swym mieszkaniu, redakcję bowiem odnawiano, po pokojach kręcili się malarze.Było południe.Rozpoczął właśnie pisanie drugiej części ar­tykułu, gdy niespodziewanie odwiedziła go Julia.- Nie ma cię w redakcji, nie bywasz w klubie i w kawiarni - powiedziała.- Czy naprawdę nagle przestałam cię obchodzić, choć przez trzy lata adorowałeś mnie? Przyszłam, aby wyjaśnić, co było prawdziwe, a co udane.To, co wmawiałeś mi dawniej, czy to, co jest teraz?- I jedno, i drugie jest prawdziwe, Julio - rzekł Henryk.- Interesowałaś mnie i nie przestałaś mnie interesować.Tak się jednak złożyło, że nastąpiły między nami pewne drobne nieporozu­mienia.Nie dałaś mi ich wyjaśnić.Jedno nieporozumienie pociąg­nęło za sobą następne i wątpię, aby udało się już wyjaśnić do końca wszystkie tamte historie.Pamiętasz ów wieczór, kiedy umówiliśmy się ze sobą w kawiarni i miałaś przyjść do mnie? Nie uwierzyłaś mi, że byłem rzeczywiście u Rykierta i rozmawiałem z nim.- Znowu zaczynasz.- westchnęła Julia.- Chcę ci wyjaśnić wszystko.Otóż, Julio, ja rozmawiałem z człowiekiem, który się podawał za Rykierta i znajdował się w mieszkaniu zmarłego.Zagadkowe, prawda? Zagadka ta zapro­wadziła mnie na trop podwójnego morderstwa.- A ta kobieta?- Została zamordowana.Przecież czytałaś w gazecie opis zda­rzenia.To ja byłem tym dziennikarzem, którego Butyłłowa zaprosiła do siebie, aby dopomóc mu w wyjaśnieniu okoliczności, w jakich zginął jej mąż.Podczas mej wizyty, gdy na chwilę opuściłem jej dom, została zasztyletowana, morderca ukrył ciało w szafie.- Okropne! - zawołała Julia i twarz zakryła dłońmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript