Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli zapomnę, nigdy się stąd nie wydostanę, wiesz?- Wydostać się stąd? - zdziwił się Cleve.- Zamienić się - wyjaśnił.- I dokąd pójść?- Z powrotem, do świata żywych.Cleve'a zamurowało.- Możesz mi pomóc - kontynuował mężczyzna.- Możemy ubić interes.- Nie rozumiem.Mężczyzna uśmiechnął się, jakby uważał, że Cleve blefuje.- Rozumiesz - powiedział.- Doskonale rozumiesz.Chcesz się targować, jak wszyscy, prawda? Kim jesteś? Mordercą?Cleve potrząsnął głową.- Ja tylko śnię.- Bądź dobrym kumplem.Nie jestem takim cwaniakiem, jak inni.Dostają się tutaj i już za kilka godzin są wolni.To profesjonaliści.Wszystko mają zaplanowane.Ja to co innego.Nie byłem przygotowany.Zostanę tu, dopóki nie ubiję interesu.Proszę, bądź przyjacielem.- Nie mogę ci pomóc - odpowiedział Cleve, nie bardzo wiedząc, czego mężczyzna od niego żąda.- Oczywiście, że nie - westchnął morderca.- Jak mogłem przypuszczać.Wiesz, jak apetycznie pachnie gotujące się ludzkie mięso? Czy to naprawdę aż taka zbrodnia? - Odwrócił się i odszedł.Cleve stał zaszokowany.To było odrażające.Czuł, że zbiera mu się na mdłości.Zobaczył już wszystko, co chciał, a nawet za dużo.Miał nadzieję, że ranek jest blisko i wkrótce obudzi go dzwonek rozpoczynający więzienny dzień.Rozmyślania przerwało mu pojawienie się dziewczynki.Miała sześć lub siedem lat i z pewnością nie była mordercą.Ruszył w jej stronę, ale uciekła.Podążył za nią.Skręciła w ślepą uliczkę i czekała na niego, a gdy dotarł do ściany, zniknęła.Cleve oparł się plecami o chłodne cegły i nagle znalazł się w celi, w Pentonville.Z trudem łapał powietrze.Co tu jest grane - pomyślał przestraszony.Po chwili zdał sobie sprawę, że to wcale nie jest jego cela, lecz Lowella i Naylera.- Boże Wszechmogący! - mruknął.- Billy.Odskoczył od zachlapanej krwią ściany i w tym momencie zadźwięczał dzwonek oznajmiający pobudkę.To był podstęp! Cleve nie wiedział dokładnie, jak to jest możliwe, ale mordercy wracali wśród żywych.Billy nie wiedział, w co się pakuje.Edgar Tait wykorzystywał wnuka, oszukiwał.Dlatego nie powiedział mu prawdy o mieszkańcach miasta, nie powiedział mu, że to miasto morderców.- Mój dziadek nie lubi cię - odpowiedział Billy.- Tak? Dlaczego?- Mówi, że za dużo węszysz.W mieście.Siedzieli na pryczach.Oczy chłopaka błyszczały gniewem, aż Cleve'owi ciarki przechodziły po plecach.- Wkrótce umrzesz - powiedział poważnie.- Widziałem.w mieście.Billy wzruszył ramionami.- Czasami mówisz jak szaleniec.Dziadek uważa, że nie powinienem ci wierzyć.- Dlatego, że się mnie boi.Tait parsknął szyderczym śmiechem.Brzmiał odrażająco.Pewnie nauczył się od dziadka - pomyślał Cleve.- On nikogo się nie boi - wycedził przez zęby.-.boi się tego, co widziałem.Tego, co ci powiem - nie ustępował Cleve.- Nie! - zawołał Billy.- To on kazał ci zabić Lowella, prawda?- Dlaczego tak myślisz?- Nigdy nie chciałeś go zabić.Może nastraszyć ich obu, ale nie zabić.To był pomysł twojego kochanego dziadka.- Nikt nie mówi mi, co mam robić - odpowiedział Billy, rzucając mu lodowate spojrzenie.- Nikt.- W porządku - kontynuował Cleve - to może przekonał cię, co? Podpuścił cię!- Jeśli nawet, to co?- Wiem, co się z tobą stanie, Billy.Widziałem przeznaczone dla ciebie miejsce.ono czeka na ciebie.- Chłopak spojrzał niepewnie.- Billy, tam mieszkają tylko mordercy.Dlatego jest tam twój dziadek.Jeżeli zgodzisz się być jego narzędziem i zabijesz więcej ludzi, on będzie wolny.Billy poderwał się, jak w ataku szału.- Co chcesz przez to powiedzieć?- On wróci do żywych, wróci tu.- Kłamiesz.- Sam go zapytaj.- Nie wystawiłby mnie.Jego krew jest moją krwią.- Myślisz, że jego to obchodzi? Po pięćdziesięciu latach oczekiwania na taką okazję? Nie bądź naiwny!- Powtórzę mu to wszystko.- powiedział Billy.- Jesteś martwy.Kiedy dowie się, że chciałeś mnie z nim skłócić, dobierze się do ciebie.Tak.będziesz błagał o litość.Jednak jego złość nie dotyczyła Cleve'a.Po prostu była obroną przed zwątpieniem i strachem.Wyglądało na to, że Cleve nie może się już wycofać.Nawet gdyby poprosił o natychmiastowe przeniesienie (i tak nie mógłby powiedzieć prawdy, najwyżej, że Billy jest niebezpiecznym szaleńcem, albo coś w tym rodzaju), nawet gdyby umieścili go w innej celi - nie miałby żadnej gwarancji bezpieczeństwa.Chłopak mówił, że jest dymem, cieniem, a więc nie istniały dla niego żadne przeszkody.Najlepszym dowodem był los Lowella i Naylera.To nie był już Billy, lecz narzędzie Edgara St Clair Taita.Jaką moc musiał posiąść? - zastanawiał się.Jednak, z drugiej strony, zostawanie z nim na noc w jednej celi było samobójstwem.Nie miał nic do stracenia.Przed kolacją odszukał Devlina i poprosił o krótkie widzenie.- Prosił pan, żebym miał na oku Taita, sir?- No i? - zapytał Devlin.Cleve zastanawiał się, ile może mu powiedzieć, nie zaciskając sobie stryczka na szyi.- Ja.proszę o przeniesienie do innej celi.- Dlaczego?- Chłopak jest niezrównoważony - odpowiedział Cleve.- Nie czuję się bezpiecznie w jego towarzystwie.- Przestań.Dasz sobie z nim radę jedną ręką.To sama skóra i kości - uśmiechnął się Devlin.Najwyraźniej rozmawiał z Mayflowerem.- Nie wiem, o co ci chodzi? Jest czysty jak łza.Spokojny, zawsze uprzejmy.Nie jest zagrożeniem ani dla ciebie, ani dla innych.- Nie zna go pan.- Co ty próbujesz mi wmówić?- Niech mnie pan przeniesie do celi nr 43, obojętnie gdzie.ale niech mnie pan z nim nie zostawia.Proszę.Devlin patrzył na Cleve'a zaskoczony.- Boisz się go - powiedział wreszcie.- Tak.- Co się z tobą dzieje? Siedziałeś już z większymi twardzielami i nie było problemu.- On jest inny - przerwał mu Cleve, ale nie mógł powiedzieć nic, prócz: - On jest szalony.Niech mi pan uwierzy.- Cały świat jest szalony, Smith.Nie słyszałeś? - roześmiał się.- Wracaj do celi i nie zawracaj mi głowy.Kiedy Cleve wrócił do celi, Billy pisał list.Siedząc na pryczy, pochylony nad kartką papieru, wyglądał niepozornie.Devlin miał rację - sama skóra i kości.Trudno było uwierzyć w jego możliwości.- Billy.Chłopak nie zareagował.-.to, co mówiłem o mieście.Przestał pisać.-.może faktycznie to wszystko było tylko złym snem.Powiedziałem ci to dlatego, że bałem się o ciebie.Zależy mi na twojej przyjaźni.Billy podniósł głowę.- To nie zależy ode mnie - powiedział spokojnie.- Już nie.Teraz to sprawa dziadka.Może ci wybaczy, a może nie.- Dlaczego musisz mu powiedzieć?- Czyta w moich myślach.On i ja.jesteśmy jak jeden.Dlatego wiem, że mnie nie wystawi.Wkrótce zapadnie noc.Zgasną światła i znowu zacznie się koszmar.- A więc pozostaje mi tylko czekać? - zapytał Cleve.Billy skinął głową.- Zawołam go, a potem zobaczymy.Zawoła go? - pomyślał Cleve.Czyżby przywoływał go każdej nocy? Czy dlatego stawał pośrodku celi z zamkniętymi oczami i twarzą zwróconą do okna? Jeśli tak, to mógł go powstrzymać!Zapadał zmrok.Cleve leżał na pryczy i zastanawiał się, czy czekać i sprawdzić, co z tego wyniknie, czy lepiej przejąć kontrolę nad sytuacją i uniemożliwić temu staremu draniowi powrót do świata żywych.Wyjaśnienia nic mu nie pomogą.Jego agresja zostanie zrozumiana jako agresja.Jeśli jednak przeszkodzi chłopakowi w przywołaniu Edgara Taita - koszmar skończy się.Zgasły światła.Jedni więźniowie kładli się spać, inni planowali dalszą karierę po wyjściu na wolność.Cleve wsłuchiwał się w oddech Taita.Czas wlókł się niemiłosiernie.Wkrótce wszystko ucichło.Prawdopodobnie Billy wstrzymał oddech i również słuchał.Ale czekał na próżno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript