[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Obie z mamąomawiałyśmy z Grace sprawę naszej garderoby i zastanawiałyśmy się,jakie stroje będą nam potrzebne. Musicie mieć coś odpowiedniego na wieś. zawyrokowała Grace.Ale ja nic takiego ze sobą do Londynu nie zabrałam.Poszłyśmy więc doJaya na Regent Street i obok innych rzeczy mama sprawiła mi sukniewieczorowe i kostium do jazdy konnej. Przesadzasz z tymi strojami powiedział Gervaise. Przecież w tymczasie, gdy będziecie u nas, nie zamierzamy podejmować rodzinykrólewskiej.W przeddzień naszego wyjazdu, gdy już kończyłam pakowanie,Morwenna weszła do pokoju, który ze mną dzieliłam, i oznajmiła, że Gracewłaśnie przyszła i obie wybierają się do parku. Myślałam, że już skończyłaś się pakować dodała. Właściwie tak. No to może poszłabyś z nami? Bardzo chętnie. Włóż płaszcz i chodzmy! Wiesz, Angelet, będzie mi ciebie brakowało, 173 kiedy wyjedziesz. Przecież jadę tylko na dwa tygodnie. Czekają was cudowne dni we dwoje.Wydajecie się tacy szczęśliwi.Uważam, że Gervaise jest wspaniały, a najbardziej mi się w nim podoba to,że chociaż bywa zabawny, a czasem nawet cyniczny, jest jednocześnie takidobry. Tak! przyznałam. Ja też w nim to cenię. Szczęściara z ciebie. szepnęła nieco melancholijnie. Wiem! Chciałabym. i nie dokończyłam zdania.Ale Morwenna wiedziała, co miałam zamiar powiedzieć: że chciałabym,by i ona znalazła sobie kogoś takiego jak Gervaise.Tego właśniepotrzebowała.Biedaczka, wmówiła sobie, że się nikomu nie podoba i dotego stopnia w to uwierzyła, że nie potrafiła się już swobodnie zachowywaćw towarzystwie; sama usuwała się w cień.Mimo to jednak chciała dobrzewyjść za mąż.nie tyle dla siebie, ile po to, by sprawić radość rodzicom. Chodz już! popędzała mnie. Nie dajmy Grace czekać na siebie.Zeszłyśmy na dół. Angelet postanowiła pójść z nami oznajmiła Morwenna. A ja myślałam, że masz wiele pracy z pakowaniem zdziwiła sięGrace. Prawie wszystko już spakowałam; jestem gotowa do drogi.Pomyślałam więc sobie, że z radością przejdę się z wami po parku.Spacerując, rozmawiałyśmy o moim wyjezdzie do Derbyshire i oprzyjęciach, jakie mają się jeszcze odbyć w Londynie.Mnie one ominą, aleMorwenna powinna wybrać się beze mnie, choć wcale nie miała na toochoty.W pewnym momencie podbiegł do niej mały chłopiec, bosy, włachmanach, rozczochrany i zderzył się z nią tak gwałtownie, że omal nieprzewrócił jej na ziemię.Morwenna się przestraszyła i krzyknęła, po czymsięgnęła ręką do kieszeni. Moja portmonetka! zawołała. Ten mały ukradł mi portmonetkę!Wyjął ją z kieszeni płaszcza.Byłyśmy zbyt zaskoczone, by cokolwiek przedsięwziąć.Przez kilka 174 sekund stałyśmy w miejscu i gapiły się na chłopca, który z portmonetką wręce gnał przed siebie co sił w nogach.Nagle spoza kępy krzaków rosnących opodal ścieżki wyszedł jakiśmężczyzna.Od chłopca dzieliły go może dwa metry.Wprawdzie malecuchylił się i próbował odskoczyć, ale zrobił to za pózno i nie dość zręcznie.Mężczyzna schwytał go, energicznie nim potrząsnął i zabrał muportmonetkę.Potem jednak niespodziewanie puścił małego złodziejaszkawolno i tylko popchnął go mocnym kuksańcem przed siebie.Chłopiecczym prędzej czmychnął, a mężczyzna, trzymając w ręku portmonetkęMorwenny, podszedł do nas i zdjąwszy kapelusz, uprzejmie się ukłonił. Widziałem, czego się ten mały dopuścił, ale darowałem mu wolność,bo to biedne stworzenie było na wpół zagłodzone.i wręczającportmonetkę Morwennie, dodał: Jeśli dobrze zauważyłem, należała dopani. Tak, bardzo panu dziękuję odparła.Pan wydał mi się dziwnie znajomy.Byłam pewna, że go już przedtemgdzieś widziałam, ale w tym momencie nie mogłam sobie przypomnieć,gdzie.Po chwili uświadomiłam sobie, że jest to ten sam mężczyzna, któryniedawno do nas podszedł, omyłkowo biorąc Grace za kogoś innego. Nie do wiary! powiedział, uśmiechając się do Grace. Ależ tak, topani jest tą osobą, w której doszukiwałem się podobieństwa do pewnejmojej znajomej. Przypominam sobie rzekła Grace, odwzajemniając uśmiech. Ispotykamy się dziś niemal w tym samym miejscu co wtedy.To ulubionemiejsce naszych spacerów, Jak widać, staje się również moim. stwierdził i zwracając się doMorwenny, dodał: Pani się chyba bardzo przelękła.Przeżyła pani małyszok. Tak! przyznała. Ale postąpiłam niemądrze, nosząc portmonetkę wkieszeni płaszcza. Musi pani wiedzieć, że kieszonkowcy to spryciarze.Czy pani wie, żesą specjalnie przyuczani do złodziejstwa? Potrafią wywęszyć przedmiotnadający się do kradzieży.Ale może na chwilę usiądziemy iporozmawiamy zaproponował, wskazując ławeczkę. 175 Obcy pan był młody i elegancko ubrany.Stanowił typ mężczyzny,często spotykany w kręgach londyńskiej socjety.Zwiadczyły o tym żakiet icylinder. Mam nadzieję, że nie wyda się to paniom niewłaściwe.Myślę, żeniezwykła przygoda, jaką przed chwilą przeżyliśmy, upoważnia mnie dotego. Jestem panu ogromnie wdzięczna i cieszę się, że mam możliwośćpanu podziękować dukała Morwenna. Co prawda nie miałam wportmonetce jakiejś większej sumy, ale bardzo sobie tę torebeczkę cenię,gdyż uszyła mi ją moja matka. O tak! Prezenty, które mają dla nas sentymentalne znaczenie, niedadzą się niczym zastąpić.To byłaby niepowetowana strata.Tym bardziejmi miło, że mogłem pani pomóc w jej odzyskaniu. Miałam szczęście, że znalazł się pan w pobliżu. Panie pozwolą, że się przedstawię powiedział. Jestem JustinCartwright. Czy mieszka pan w tej okolicy? spytałam. Nie! Przebywałem za granicą.Dopiero niedawno wróciłem do kraju ina razie zamieszkałem w hotelu.Zastanawiam się, jak sobie ułożyć życie.Mam wiele planów. To brzmi interesująco zauważyła Morwenna.Pan Cartwright uśmiechnął się do niej i wyglądało na to, że jest niąszczerze zainteresowany.Bardzo mnie to ucieszyło.Morwennaodwzajemniała mu tym samym i wcale nie stroniła od jego towarzystwa.Ichoćby dlatego, że to jej ukradziono portmonetkę, stała się głównąbohaterką dnia.Przez jakiś czas rozmawialiśmy, a potem pan Cartwright stwierdził, żenie chciałby nas dłużej zatrzymywać i zaczął się żegnać.Morwenna jeszczeraz mu podziękowała za pomoc i nowy znajomy odszedł. Bardzo interesujący pan. skonstatowała Grace, gdy się oddalił
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|