[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Kojarzy się jedynie z Trzecim Światem.W pani ostatniej powieści Giugiu mówi: „Prawdziwa sztuka się skończyła.Można jedynie rozwijać osiągnięcia mistrzów”.Co pani myśli o zdaniu swego bohatera?Najlepiej byłoby przeprowadzić wywiad z Giugiu, bo to on je wypowiada.Ale jest on jednak pani kreacją.Tak, ale jedna kreacja może powiedzieć: „kończę książkę”, a druga — „a ja ją zaczynam”.Książka ma dialogi, więc wszystko dzieje się w jakiejś dialektyce — tak i nie.Druga postać mówi zupełnie co innego, wtedy to jest schizofrenia.To jest dialog mnie z samą sobą.Mogę jedynie odpowiedzieć słowami innej postaci: nieprawda, poezja się nie skończyła.I od tego zdania możemy zacząć.Tak czy owak, odpowiedź na to pytanie znajduje się w książce, choć może nie jest odpowiedzią, ale pytaniem.Tyle się mówi o kryzysie w literaturze, a przecież kryzys jest permanentny, trwa od stworzenia Adama i Ewy.Roztrząsanie tego nie prowadzi do niczego.Uważam, że trzeba się skupić na tym, co ma się w głowie, a nie na szumie dokoła, bo to jest szum, bardzo pożyteczny co prawda, robiony przez ludzi, którzy mają akurat do powiedzenia to, a nie co innego.Co pani sądzi o powieści? Czy jako gatunek w swej tradycyjnej formie, nawet najszerzej rozumianej, wyczerpała już swoje możliwości?Kompletnie mnie to nie interesuje.O kryzysie powieści piszą ludzie, którzy przeżywają kryzys w widzeniu świata.Nie potrafią oni dostrzec tego, co się zmienia — na lepsze albo na gorsze — ale się zmienia.Wtedy nie ma stagnacji ani kryzysu.To, czy powieść się skończyła, nie ma nic wspólnego z tym, czy będę pisać, czy nie.Co się kończy? Wrażliwość? Paradoksy? Nieskończoność? Jak mam potrzebę, to piszę.Cudowne zdanie ostatnio widziałam w filmie Dereka Jarmana Blue: „Pamiętasz przykazanie „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”, a mimo to zasiadasz przed pustą kartką”.Zastanawiam się nad tym, co piszę w danym momencie, i musi się to dziać bez dystansu.Gdyby tak nie było, pisałabym o tym, czy powieść się skończyła, a ten problem zupełnie mnie nie zajmuje.Budowa pani powieści jednak jest dość specyficzna, składają się na nie wypowiedzi o charakterze dyskursu naukowego, czasem felietony, ostatnią skonstruowała pani z samych dygresji, a jeśli potraktujemy do końca serio układ graficzny, to nawet z samych przypisów.Czy sądzi pani, że inaczej już pisać się nie da?Na pewno można pisać inaczej.Pełne księgarnie książek.Jednak ja mogę się zastanawiać jedynie nad tym, czy ja potrafię inaczej pisać.Pierwsza książka — My zdies’ emigranty — była jakimś pseudopamiętnikiem, to zbiór artykułów plus moja praca magisterska.Uważałam, że w inny sposób nie da się przekazać pewnych treści.A krytycy pisali — naturszczyk, takie pamiętniki z życia.No to druga książka była prawie klasyczną powieścią z bohaterami.Ale to też już przestało mnie bawić.Trzecią sobie napisałam w postaci przypisów, bo akurat to mnie bawi.Co będzie dalej — nie wiem.Po drugiej powieści krytycy chwalili pierwszą, po trzeciej — drugą.Dlatego to mnie nie interesuje.Ani krytycy, ani powieści.Interesuje mnie tylko paradoks i on wyznacza każdą formę — czy to przypisów, czy to klasycznej powieści.I on jest iskrą świata, punktem, wokół którego wszystko się kręci.W pani książkach znaleźć można liczne wątki dotyczące poszukiwania żeńskiego atrybutu Boga.Grażyna Borkowska, omawiając w „Polityce” pani twórczość, włączyła ją w nurt myślenia zwany teologią feministyczną.Jestem kobietą.Nie mam jednak nic wspólnego z żadnym feminizmem.Feminizm jest ograniczeniem.Ja uważam się za pisarza ultrawierzącego.Moje książki mówią o wszystkich wiarach i wszystkich religiach.Niektórzy mogą się śmiać, bo tam jest i chuj, i cipa, i inne „brzydkie” słowa, i ktoś coś sobie wyżera, ale Biblia też jest pełna takich obrazów.Można ilustrować czy też opowiadać o sprawach bardzo, bardzo religijnych za pomocą rzeczy nieuświęconych, osoba religijna widzi bowiem w całym świecie religijność, bez względu na to, czy to jest chuj, czy pierś Madonny Botticellego.Przy tym — ja nie szukam żeńskiego atrybutu Boga.On istnieje.Wybrałam Marię Magdalenę, bo interesowało mnie, jak zwykle, zagadnienie umysłu, czyli czaszki i mózgu.Jej atrybutem zaś jest amfora, która odnosi się do czaszki.Jestem osobą głęboko wierzącą, a nie teologiem feministycznym.Góry poruszyć nie mogę, ale wiara rusza moje pióro.Wiem, że Kościół może mieć zastrzeżenia do moich powieści, nie będzie ich polecał młodzieży, ale życia też bym młodzieży nie polecała.Ktoś może się uznawać za wierzącego, bo chodzi do Kościoła i przyjmuje komunię i nic ponadto.I to jest jego sprawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|