[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dookoła rozbrzmiewał codzienny gwar tutejszego Chinatown.Ludzie gotowali, szwendali się, uprawiali hazard lub poprostu siedzieli sfrustrowani, czekając na Godota. W porządku.Rozumiem cię, Michael.Zgadzam się powiedziałwreszcie. Super, Wahid.Jesteś cool, dzięki.Masz u mnie jeszcze karton fajek zakończyłem podniecony jak dzieciak, którydostał ulubionego lizaka.Tego dnia wieczorem, nie do końca przekonany do tego, co robię, pisałem list do dziewczyny z Aodzi.Przez głowęprzewijało mi się mnóstwo niesamowicie miłych wspomnień z tego szarego miasta.W życiu bym nie przypuszczał, żebędę tak tęsknił za jego syfiastymi ulicami.Kilka dni pózniej, jedząc swoją porcję ryżu, trafiłem na większy kamyczek.yle oczyszczona pasza miała ich sporo.Usłyszałem znajomy trzask, by po chwili wyjąć z ust kawałek plomby.W przeciągu tych dwóch lat była to już trzecia.Zopieką medyczną, w tym dentystyczną, nie było tu najlepiej.Mówiąc wprost nie istniała prawie w ogóle.Co kilkatygodni można się było zapisać do starego dentysty, który przychodził z zestawem do wyrywania.To wszystko, na comożna było liczyć.Jeśli chciałbym naprawić swoje plomby, musiałbym zwrócić się o pomoc do ambasady.Wymagało towielu formalności i transportu do więziennego szpitala w Lard Yao.Tam urzędował dentysta, który prócz szczypiec miałkilka innych narzędzi.Poza tym w kolejce do niego czekało się prawie rok.Mimo to nosiłem się już z zamiaremnapisania listu do polskiej ambasady zwłaszcza że nie widziałem jej przedstawicieli już prawie pół roku gdy wezwanomnie po odbiór korespondencji.Przyszedł list od mojej siostry.Gdy go odbierałem, dopadło mnie stado Tajów.Wszyscywyciągali ręce w moim kierunku, chcąc dostać znaczki, mimo że polska poczta wydawała chyba najbrzydsze serie, jakiewidywałem pośród listów z całego świata.Ta sytuacja powtarzała się za każdym razem, gdy przychodziła jakaśkorespondencja.Tajowie mieli manię zbierania znaczków, zwłaszcza tych z zagranicy.Oderwałem z białej koperty kilkamałych obrazków z bardzo nieciekawym designem i dużym napisem Polska , i rzuciłem je w tłum.Zaczęła siękotłowanina, a ja mogłem pójść dalej.Siadłem w jednym z mniej jazgotliwych miejsc i zacząłem czytać wyciągniętą z koperty kartkę.W połowieprzerwałem, a z moich ust wyrwało się mimo woli głośne: Fucking hell!.Siostra pisała o tragicznej śmierci konsula, która miała miejsce kilka miesięcy wcześniej.Była to bardzo przykra informacja, mimo że miałem sporo żalu do faceta.Sama przyczyna zgonu nie zdziwiła mnie takbardzo.Spora nadwaga plus używki sprawiły, że jego serce nie wytrzymało w tutejszym klimacie.Facet nie żył.cóż, wtym miejscu nie robiło to na mnie większego wrażenia.Do widoku śmierci byłem przyzwyczajony.Bardziej obchodziłomnie to, że ja wciąż żyję.Martwił mnie z kolei fakt, że taka sytuacja będzie kolejną wymówką dla ambasady, by nieodwiedzić mnie przez następne pół roku.[13] Warren Fellows Australijczyk, były przemytnik narkotyków, skazany w Tajlandii na dożywocie.Po 12 latachwypuszczony na wolność na mocy królewskiego aktu łaski.Wspomnienia z pobytu w Bang Kwang zawarł w swojej autobiografii Damage Done.XXVI25 pazdziernika 2548Coraz częściej włóczyłem się po placu wraz z Johnem.Wciąż wracał temat, który rozważaliśmy jeszcze w Bambat.Tumający sporo wizyt i mogący liczyć na pomoc znajomych Anglik wreszcie mógł przedstawić jakieś konkrety. Michael, mógłbyś spróbować znalezć to oko do ważki.Stać mnie tylko na kogoś ze Wschodu.W zamian spływaszze mną.W tłumie zawsze lepiej było używać kodów. Okiem do ważki nazywaliśmy pilota helikoptera.Ktoś, kto podjąłby siętakiej akcji, oczekiwałby bardzo poważnych sum.Dokumenty i wynajęcie sprzętu załatwiali znajomi Johna.Jeśli by sięudało, mieliśmy wynajęte na trzy miesiące mieszkanie w Bangkoku.Taki był plan.Zostać tam trochę czasu, nie ruszającsię z ukrycia.Tajowe szukaliby nas głównie na granicach i lotniskach.Pózniej każdy z nas udałby się w swoją stronę.Lepiej było nie wiedzieć, co planuje drugi.Ja zamierzałem pojechać jednym z turystycznych busów na Ko Chang.Tammogłem łatwo wynająć rybacką łódkę lub choćby jet ski, by dotrzeć do sąsiedniej Kambodży.Byłem pewien, żeswobodne poruszanie się z grupą turystów nie stanowi żadnego zagrożenia.Tak samo jak my, biali, nie do końcaradzimy sobie z rozróżnianiem twarzy Azjatów w dużej grupie, tak oni mają problem z odróżnianiem nas.Po drobnychzmianach fryzury można tu było zostać zupełnie nową osobą, nawet jeśli poszukujący mieli w rękach zdjęcia.Jak długo nie mieliśmy pilota, wszystko to zostawało w sferze naszych marzeń.Ucieczka stąd wydawała się jeszczełatwiejsza niż w Bambat, gdzie zaczęliśmy o tym myśleć.W odpowiednim momencie mogliśmy się wspiąć na eternitowy daszek, który przykrywał Chinatown.Rozległy obszarpowodował, że do najbliższej wieżyczki było wystarczająco daleko, by nie przejmować się ewentualnymi strzałami.Długo zastanawiałem się, kto mógłby pomóc w znalezieniu pilota.Miałem adresy kilku starych znajomych.Wreszciezdecydowałem, by napisać parę listów, tłumacząc sprawę.Na wszelki wypadek w mało oczywisty sposób.Strażnik odpowiedzialny za kontrolę naszych listów miał na imię Jo.Był to średniego wzrostu, dość rezolutnygrubasek.Wysoka ranga pozwalała mu na spokojne przemieszczanie się po całym więzieniu.Wpadał też czasem doszóstki.Lubił sobie pogadać z obcokrajowcami, nie ze względu na sympatię do nich, lecz przez chęć szlifowaniaangielskiego.Już dawno nauczyłem się panujących tu zasad jeśli ktoś się uśmiecha, wcale nie oznacza to, jak w naszej kulturze, żejest przyjaznie nastawiony.Dodatkowym interesem Jo było przemycanie małej elektroniki, jak radia czy odtwarzaczemp3
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|