[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pokonanie tej odległości w normalnych warunkach powinno zająć ułameksekundy.Jednak wzburzone wody jeziora Zniardwy rzuciły mną jak zabawką i dłuższą chwilętrwało, nim zorientowałem się, gdzie jestem.Na szczęście byłem na wyciągnięcie ręki odkajaka.Chwyciłem się go i podsunąłem się do topielic.Obie dziewczyny były prawienieprzytomne ze strachu.Nie widziały nas, miały zaciśnięte oczy.Końcówki palcówtrzymających się kadłuba aż zbielały z wysiłku i zimna.Pan Samochodzik ustawił jacht pod wiatr, a Leśnik wyrzucił w moją stronę kołoratunkowe.Zamiast spokojnie holować po jednej, chciałem ręce obu panienek skierować nakoło ratunkowe.To był mój błąd.Dwie pary dłoni zacisnęły się na mojej szyi, a janatychmiast pogrążyłem się w czarnej kipieli.Zdążyłem jedynie lewą ręką złapać linki przykole ratunkowym.Czułem, że Leśnik najpierw próbował wyciągnąć nas, lecz szybkozrezygnował.Po chwili wokół mnie, w otoczeniu masy bąbelków powietrza, pojawił sięMichał.Pociągnął jedną dziewczynę do siebie i razem z nią skierował się ku wzburzonejpowierzchni jeziora.Ruszyłem za nim.Gdy wynurzyłem się, komandos podawał panienkę Spiderowi.Po chwili i drugaznalazła się na pokładzie jachtu.Leśnik zabrał je do kabiny.Jeszcze chwilę spędziłem wkokpicie wymiotując i wypluwając wodę.W kabinie Leśnik opatulił dziewczyny kocami i śpiworami.Jednocześnie szukałsuchej odzieży.Obie miały na sobie jedynie stroje kąpielowe, dygotały, miały sine usta.Zplecaka wyjąłem swoją flanelową koszulę i podałem ją Leśnikowi.Wróciłem do kokpitu.Burza trochę ucichła i szef kierował jacht do najbliższegobrzegu, w stronę lasu na południe od Popielna.Dziób łodzi przebijał się wśród morza trzcin ipo chwili znalezliśmy się w maleńkiej zatoczce.Wyszedłem na dziób z cumą.Uwiązałem jądo grubego konaru olchy i usiadłem na brzegu.Cały drżałem.Kolejny raz przekonałem się, żeratowanie topielców nie jest fajną zabawą.Pan Tomasz po zwinięciu grota i sprawdzeniu mocowania kotwicy także zniknął wkabinie.Deszcz już prawie przestał padać.Jedynie w oddali, nad Okartowem szalała jeszczeburza.Po chwili wyszedł do mnie Leśnik.Zeskoczył na brzeg i usiadł obok.- Fajnie było - rzucił.- Nie żartuj - odpowiedziałem.- Niezłe są te laski - Leśnik sprawiał wrażenie, jakby burza i przymusowa kąpiel niezrobiła na nim wrażenia.- Nie masz o czym myśleć? Dziękuję ci za ratunek - podałem mu rękę.Komandos uśmiechnął się.- Wracasz do ludzi.Nadal jesteś harcerzem? - nagle zapytał.- W pewnym sensie tak.- Szkoda - mruknął komandos.- W takich chwilach warto poszaleć- Chcesz iść na dyskotekę?- Z tymi pannami jak wrócą do zdrowia z pewnością.Na razie mam to.Z kieszeni wyjął małą piersiówkę.Przyznam się, że nie spodziewałem się ujrzeć uniego czegoś takiego.On, nie zwracając uwagi na moje zdziwione spojrzenie, łyknął zbuteleczki i podał mija.Wziąłem ją i zauważyłem, że ma dwa głębokie, okrągłe odciski.- Pamiątka? - dopytywałem się wskazując wgniecenia palcem.- Tak.Dość specyficzna.Uratowała mi życie, a kiedyś używał jej mój dziadek, który wczasie drugiej wojny światowej walczył w dywizji generała Maczka.- Jak tobie piersiówka uratowała życie?- Można powiedzieć, że tradycyjnie.Miałem ją na piersi w czasie naszej akcji naBałkanach.Na prośbę Amerykanów zajęliśmy się aresztowaniem pewnego zbrodniarzawojennego.Facet miał silną ochronę.Szczegółów ci nie zdradzę, ale gdy mój kolega, któryosłaniał nasz odwrót został ranny, wróciłem po niego.Kule wbiły się w kamizelkękuloodporną i zatrzymały się na flaszce.Chociaż unikam alkoholu, teraz jednak pozwoliłem sobie na małe odstępstwo.- Twoje zdrowie! - wzniosłem toast za Leśnika.Pociągnąłem mały łyczek i natychmiast poczułem gorący płyn rozlewający się pomoim przełyku.- Co to jest? - wychrypiałem.- Te panny też o to zapytały - Leśnik śmiał się.- Masz pojęcie? Nie martwiły się tym,co za faceci je wyciągnęli z wody, tylko od razu w ryk i zapytały, co to jest.To nalewka mojejbabci.Robi dwa rodzaje: leczniczą z malin przeciw grypie, a drugą z wiśni na spirytusie doherbatki.Właśnie pijesz tę drugą.Dopiero teraz moje kubki smakowe odkryły, że faktycznie oprócz żaru czuć cierpkiewiśnie.- Starczy tego dobrego - Leśnik schował piersiówkę.- Do Mikołajek mamy jeszczekawałek drogi.Komandos wyjął papierosa i wypuszczał wielkie kłęby dymu, które miały odstraszyćkomary.- Wiesz, kim jest ten Spider? - szepnął Leśnik.- Nie.Pan Tomasz wytrzasnął go nie wiem skąd.Szef mówił mi tylko, że ten gośćpracuje dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych.- Dziwne.- Czemu?- Znam go.Mieliśmy z nim tygodniowe szkolenie.Wykładał nam podstawy taktykipartyzanckiej na podstawie doświadczeń z wojny w Czeczenii.Jak na amatora był bardzodobry.Nasz dowódca twierdził, że Spider walczył tam.Udowodnił nam swe doświadczenieostatniego dnia ćwiczeń.Przyjechała wtedy do nas grupa komandosów z amerykańskiej DeltaForce.Amerykanie przywiezli ze sobą zestawy laserowe używane przez marines.Wiesz, jakto działa?- Tak.%7łołnierze mają na sobie specjalne kamizelki z diodami, które zapalają się, gdywycelowany jest w nie promień lasera.Lasery mocowane są do końcówek lufy i sprzężone zespustami.Jak na razie, są to najlepsze urządzenia do symulowania warunków wojennych.- Otóż to.Bawiliśmy się tym cały dzień.W ostatniej z gier Spider był z nami.Nanaszym poligonie, w terenie zurbanizowanym sam jeden zlikwidował drużynę Delta Force.Gwizdnąłem pełen podziwu.- Tak - przyznał mi rację Leśnik.- Ten facet jest geniuszem w organizowaniuzasadzek.Słyszałem, że pózniej Amerykanie wypożyczyli go i trzymali u siebie przezmiesiąc.Pan Tomasz wysunął głowę z kabiny.- Chodzcie tu, bohaterowie! - krzyknął do nas.Posłusznie wstaliśmy i weszliśmy na jacht.Od tej pory zupełnie inaczej patrzyłem naSpidera.W kabinie, przy stoliku siedziały uratowane przez nas dziewczyny.Przyznam, żeLeśnik miał rację, obie były naprawdę śliczne.- Magda i Weronika - przedstawił nam je Spider.Uścisnęliśmy ich ręce.Magda była krótko obciętą brunetką, jej włosy ledwiezakrywały uszy, miała piwne oczy.Weronika, dla odmiany, była długowłosą blondynką ozielonych oczach.Obie były niezwykle zgrabne i doskonale prezentowały się w strojachkąpielowych.Zajęte były jedzeniem gołąbków w sosie pomidorowym przyrządzonych przezSpidera na kuchence gazowej.Właśnie wykładał kolejną porcję gołąbków ze słoików naogromną patelnię.- Dziewczyny są z Mikołajek - opowiadał nam pan Tomasz.- Wypłynęły tylko nachwilę na Zniardwy, gdy porwała je burza.Nie zdążyły nawet upatrzyć sobie dobrego miejscaprzy brzegu, żeby tam skryć się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|