[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .To wyrzek³szy, przewróci³ talerz dnem do góryNa znak, ¿e jeSæ nie bêdzie, i milcza³ ponury.363 Panie Dobrzyñski - rzek³ mu jenera³ D¹browski -Ty¿ to jesteS ów s³awny rêbacz KoSciuszkowski,Ów Maciej, zwany Rózga! Znam ciebie ze s³awy.I proszê, takiS dot¹d czerstwy, taki ¿wawy!Ile¿ to lat minê³o! Patrz, jam siê podstarza³,Patrz, i Kniaziewiczowi ju¿ siê w³os poszarza³,A ty jeszcze z m³odszymi móg³byS pójSæ w zapasy,I Rózga twoja kwitnie pono jak przed czasy;S³ysza³em, ¿eS niedawno Moskalów oæwiczy³.Lecz gdzie s¹ bracia twoi? Niezmiernie bym ¿yczy³Widzieæ te Scyzoryki i te wasze Brzytwy,Ostatnie egzemplarze starodawnej Litwy. Jenerale - rzek³ Sêdzia - po owem zwyciêstwiePrawie wszyscy Dobrzyñscy schronili siê w Ksiêstwie;Zapewne do którego weszli legijonu! W istocie - odpowiedzia³ m³ody szef szwadronu -Mam w drugiej kompaniji w¹sate straszyd³o,Wachmistrza Dobrzyñskiego, co siê zwie Kropid³o,A Mazury zowi¹ go litewskim niedxwiedziem.JeSli Jenera³ ka¿e, to go tu przywiedziem. Jest - rzek³ porucznik - kilku innych rodem z Litwy,Jeden ¿o³nierz znajomy pod imieniem BrzytwyI drugi, co z tromblonem jexdzi na flankiery;S¹ tak¿e w pu³ku strzelców dwa grenadyjeryDobrzyñscy. Ale, ale, o ich naczelniku -Rzek³ Jenera³ - chcê wiedzieæ, o tym Scyzoryku,364O którym mnie Pan Wojski tyle prawi³ cudów,Jakby o jednym z owych dawnych wielkoludów. Scyzoryk - rzecze Wojski - choæ nie egzulowa³,Ale boj¹c siê Sledztwa, przed Moskw¹ siê schowa³;Ca³¹ zimê nieborak tu³a³ siê po lasach,Teraz dopiero wyszed³; w tych wojennych czasachMóg³by siê na co przydaæ, jest rycerskim cz³ekiem,Szkoda tylko, ¿e trochê przyciSniony wiekiem.Lecz owó¿ on!.Tu Wojski palcem wskaza³ w sieni,Gdzie czeladx i wieSniacy stali nat³oczeni,A nad wszystkich g³owami ³ysina b³yszcz¹caUkaza³a siê nagle jak pe³nia miesi¹ca,Trzykroæ wesz³a i trzykroæ znik³a w g³Ã³w ob³oku;Klucznik id¹c k³ania³ siê, a¿ doby³ siê z t³okuI rzek³ : JaSnie Wielmo¿ny Koronny HetmanieCzy Jenerale, mniejsza o tytu³owanie,Jam jest Rêbaj³o, stajê na twe zawo³anieZ tym moim Scyzorykiem, który nie z oprawyAni z napisów, ale z hartu naby³ s³awy,¯e nawet o nim JaSnie Wielmo¿ny Pan wiedzia³.Gdyby on gadaæ umia³, mo¿e by powiedzia³Cokolwiek na pochwa³ê i tej starej rêki,Która s³u¿y³a d³ugo, wiernie, Bogu dziêki,Ojczyxnie tudzie¿ panów Horeszków rodzinie,365Czego pamiêæ dotychczas miêdzy ludxmi s³ynie.Mopanku! rzadko który pisarz prowentowyTak zrêcznie temperuje pióra, jak on g³owy.D³ugo liczyæ! A nosów i uszu bez liku!A nie ma ¿adnej szczerby na tym ScyzorykuI ¿aden go nie splami³ zbojecki uczynek,Tylko otwarta wojna albo pojedynek.Raz tylko! Panie, daj mu wieczny odpoczynek,Bezbronnego cz³owieka, niestety, sprz¹tniono!A i to, Bóg mi Swiadkiem, pro publico bono. Poka¿ no - rzek³ Smiej¹c siê jenera³ D¹browski -A to piêkny scyzoryk, istny miecz katowski!I z zadziwieniem wielki rapier opatrywa³,I innym oficerom w kolej pokazywa³;Probowali go wszyscy, ale ledwie któryZ oficerów móg³ podnieSæ ten rapier do góry.Mówiono, ¿e Dembiñski, s³awny rêki si³¹,Podxwign¹³by szablicê, lecz go tam nie by³o.Z obecnych zaS tylko szef szwadronu, Dwernicki,I dowódca plutonu, porucznik Ró¿ycki,Potrafili obracaæ tym ¿elaznym dr¹giem;I tak rapier na probê szed³ z r¹k do r¹k ci¹giem.Lecz jenera³ Kniaziewicz, wzrostem najs³uszniejszy,Pokaza³o siê, i¿ by³ w rêku najsilniejszy.Uj¹wszy rapier, lekko jakby szpadê dxwign¹³I nad g³owami goSci b³yskawic¹ mign¹³,Przypominaj¹c polskie fechtarskie wykrêty:366K r z y ¿ o w ¹ s z t u k ê, m ³ y ñ c a,c i o s k r z y w y, r a z c i ê t y,C i o s k r a d z i o n y i t e m p yk o n t r p u n k t ó w, t e r c e t ó w,Które te¿ umia³, bo by³ ze Szko³y Kadetów.Gdy Smiej¹c siê fechtowa³, Rêbaj³o ju¿ klêcza³,Obj¹³ go za kolana i ze ³zami jêcza³Za ka¿dym zwrotem miecza: Piêknie! Jenerale,CzyS by³ konfederatem? Piêknie, doskonale!To sztych Pu³awskich! Tak siê Dzier¿anowski sk³ada³!To sztych Sawy! Któ¿ Panu tak rêkê uk³ada³?Chyba Maciej Dobrzyñski! A to, Jenerale,Mój wynalazek, dalbóg mój, ja siê nie chwalê,To ciêcie znane tylko w Rêbaj³Ã³w zaScianku,Od mojego imienia zwane c i o s m o p a n k u.Któ¿ to Pana nauczy³? To jest moje ciêcie,Moje!Wsta³, Jenera³a porwawszy w objêcie. Teraz umrê spokojnie! Jest przecie na SwiecieCz³owiek, który przytuli moje drogie dzieciê;Bo wszak nad tem od dawna dzieñ i noc bolejê,Czy po Smierci ten rapier mój nie zerdzewieje!Otó¿ nie zerdzewieje! Mój JaSnie Wielmo¿nyJenerale, wybacz mi, porzuæcie te ro¿ny,Niemieckie szpadki, to wstyd szlacheckiemu dzieckuNosiæ ten kijek; wexmij szablê po szlachecku!Oto ten mój Scyzoryk u nóg Twoich sk³adam,To jest, co najdro¿szego na Swiecie posiadam.367Nie mia³em nigdy ¿ony, nie mia³em dzieciêcia,On by³ ¿on¹ i dzieckiem; z mojego objêciaNigdy on nie wychodzi³; od rana do mrokuPieSci³em go, on w nocy sypia³ przy mym boku!A kiedym siê zestarza³, nad ³Ã³¿kiem na ScianieWisia³, jako nad ¯ydem Bo¿e przykazanie!MySli³em zakopaæ go razem z rêk¹ w grobie,Lecz znalaz³em dziedzica! - Niechaj s³u¿y Tobie!Jenera³ wpó³ Smiej¹c siê, a na wpó³ wzruszony: Kolego - rzek³ - je¿eli ust¹pisz mnie ¿onyI dziecka, to zostaniesz przez resztê ¿ywotaBardzo samotny, stary, wdowiec i sierota!Powiedz, czem ci ten drogi dar mam wynagrodziæI czem twoje sieroctwo i wdowstwo os³odziæ? Czy ja Cybulski? - rzecze na to Klucznik z ¿alem -Co ¿onê przegra³, graj¹c w mariasza z Moskalem,Jak o tem pieSñ powiada? - Ja mam dosyæ na tem,¯e mój Scyzoryk jeszcze zab³ySnie przed SwiatemW takim rêku! - Niech tylko Jenera³ pamiêta,Aby tasiemka by³a d³uga, rozci¹gniêta,Bo to d³ugie; a zawsze od lewego uchaCi¹æ obur¹cz, to przetniesz od g³owy do brzucha.Jenera³ wzi¹³ Scyzoryk, lecz ¿e bardzo d³ugi,Nie móg³ nosiæ, w furgonie schowa³y go s³ugi.Co siê z nim sta³o, ró¿nie powiadaj¹ o tem,Lecz nikt pewnie nie wiedzia³ ni wtenczas, ni potem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|