Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siergiejew, sterując operacją z prowizorycznego biura Wrinfielda, nie dawał po sobie poznać, że widzi niezadowolenie cyrkowców i gniewne spojrzenia, które posyłają w jego stronę; pułkownik miał zaiste skórę hipopotama.Kiedy w kawiarni zostało już kilka ostatnich osób, Siergiejew odbył krótką rozmowę telefoniczną, ale ponieważ mówił w swoim ojczystym języku, ani obecny w biurze Wrinfield, ani Maria nic nie zrozumieli.Siergiejew opróżnił kolejny kieliszek wódki - wchłaniał ten trunek z równą łatwością co piach wodę - po czym spytał: - Gdzie jest Bruno Wildermann? - Na sali.Ale chyba nie zamierza pan brać jego odcisków? Przecież to jego rodzeni.- Niech się pan uspokoi, nie jestem idiotą.Niech pan idzie ze mną, dyrektorze, moje wiadomości zainteresują także pana.Kiedy podeszli do niego, Bruno, który nadzorował rozpinanie liny nad środkową areną, odwrócił się i spojrzał chłodno na Siergiejewa.- Coś nowego, pułkowniku? -spytał.- Tak.Mam wiadomości i od kolei i od lotnictwa.Niestety, przy torach nie znaleziono nic, żadnych ciał, żadnych śladów.- A więc mamy do czynienia z porwaniem? - To jedyny sensowny wniosek.Późnym popołudniem, kiedy Bruno ćwiczył swój solowy występ na trapezie, poproszono go nagle do biura Wrinfielda mieszczącego się zaledwie kilka metrów od wciąż pustych tygrysich klatek.Artysta zsunął się po linie na ziemię i włożył szatę chińskiego mandaryna, w której występował jako mag.Kiedy wszedł do dyrektora, Wrinfield siedział przy swoim biurku, Maria przy swoim.Siergiejew i Kodes stali.Atmosfera była napięta, żeby nie rzec pogrzebowa.Siergiejew wyjął z rąk Wrinfielda kartkę, którą ten właśnie skończył czytać, i podał ją Brunowi.Widniał na niej, po angielsku, następujący tekst: "Bracia Wildermann zostaną wypuszczeni po otrzymaniu przez nas 50.000 dolarów w używanych banknotach różnych nominałów.Instrukcję przekazania pieniędzy otrzymacie w niedzielę; pieniądze mają być przekazane w poniedziałek.Jeśli nie otrzymamy pieniędzy, jeszcze w poniedziałek dostaniecie po małym palcu każdego z artystów.Dostaniecie je również wtedy, gdy dostarczycie pieniądze oznaczone znakami widocznymi w świetle podczerwonym, ultrafioletowym, lub pod promieniami Roentgena.We wtorek prześlemy dalsze dwa palce.W czwartek dłonie".Bruno oddał kartkę Siergiejewowi.- Pańskie podejrzenia się potwierdziły - rzekł.- Miałem rację.Człowiek bez nerwów, bez uczuć.Niestety; wygląda na to, że tak.- Wydają się bezwzględni.- Są bezwzględni.- To zawodowcy? - Tak.- Dotrzymują obietnic? Siergiejew westchnął.- Bardzo naiwne są te pańskie podchody.Dlaczego pan wprost nie spyta, skąd tyle o nich wiem? Jeśli to są ci sami przestępcy, o jakich myślę - a treść listu jest zbliżona do znanych mi już żądań okupu - mamy do czynienia z niezwykle sprawnym gangiem porywaczy, którzy dokonali kilku podobnych zbrodni na przestrzeni ostatnich paru lat.- Zna pan członków tego gangu? - Chyba znamy jednego albo dwóch.- Więc dlaczego wciąż są na wolności? - Podejrzenia, drogi panie Wildermann, to jeszcze nie dowody.Nie wystarczą, żeby żądać kary śmierci.- Zadałem panu jeszcze jedno pytanie.Czy dotrzymują obietnic? Czy mogą okaleczyć moich braci? Czy puszczą ich wolno, jeśli zapłacimy okup? - Nie ma żadnych gwarancji.Ale sądząc po naszych wcześniejszych doświadczeniach, szanse są spore.To zawodowi porywacze; jeśli chcą, żeby interes szedł dobrze, logika nakazuje im zwalniać ofiary.MOże to zabrzmi absurdalnie w tym kontekście, ale solidność i dobra opinia bardzo się liczą.Jeśli ofiara zostaje wypuszczona zaraz po przekazaniu okupu w dodatku cała i zdrowa, rodzice lub krewni następnej ofiary są tym bardziej skłonni do zapłaty.Gdyby natomiast po otrzymaniu okupu porywacze zamordowali ofiarę, krewni następnego porwanego doszliby do wniosku, że płacenie pieniędzy nie ma żadnego sensu.- Jakie są szanse odnalezienia moich braci przedponiedziałkiem? - W ciągu czterech dni? Bardzo mizerne, niestety.- W takim razie musimy szykować pieniądze, tak? Kiedy Siergiejew skinął głową, Bruno zwrócił się do Wrinfielda.- Zajmie mi to rok, ale spłacę panu wszystko, co do centa.Wrinfield uśmiechnął się smutno.- Zapłaciłbym za nich nawet bez obietnicy zwrotu pienięDzy.Z pobudek czysto egoistycznych.Bo nigdy nie było i nigdy nie będzie, drugiej tak wspaniałej trupy, jak ORły Ciemności.Idąc wolnym krokiem, pozornie bez celu, skręcili w prawo, vis ~a vis zakładu pogrzebowego na ulicy Zachodniej.- Jak pan uważa, śledzą nas? - zapytał doktor Harper.- MOżliwe, że obserwują.Ale nie idą za nami.Kilkaset metrów dalej ulica zamieniła się w krętą wiejską drogę.Wkrótce dobiegła do solidnego drewnianego mostu, przerzuconego przez leniwy nurt głębokiej rzeki, szerokości może dziesięciu metrów i już zamarzającej po brzegach.Bruno obejrzał most z pewną uwagą i pośpieszył za zniecierpliwionym Harperem, którego układ krążenia najwyraźniej słabo znosił temperatury poniżej zera.Zaraz za mostem droga wchodziła w dziewiczy las sosnowy.Niecałe pół kilometra dalej obaj mężczyźni ujrzeli po prawej stronie dużą półkolistą polanę.- Tutaj - powiedział doktor Harper - wyląduje helikopter.Zapadał zmierzch, kiedy Bruno, w najcieplejszym wyjściowym okryciu, zapukał do biura Wrinfielda.Była tam z nim jedynie Maria.- Czy mogę wziąć narzeczoną na kawę, dyrektorze?Wrinfield uśmiechnął się, skinął głową i wrócił do ponurych rozmyślań.Bruno pomógł dziewczynie włożyć ciężki płaszcz karakułowy i wyszli w gęsto padający śnieg.- Nie mogliśmy iść na kawę do bufetu albo do ciebie? - spytała Maria ze złośCią.- Jest strasznie zimno i mokro.- Jeszcze nawet nie było ślubu, a już zaczyna się gderanie.To tylko dwieście metrów.Przekonasz się, że Bruno Wildermann ma zawsze swoje powody.- Na przykład jakie? - Pamiętasz naszych przyjaciół, którzy tak wiernie nam towarzyszyli tamtego wieczoru? - Tak.- Spojrzała na niego z przestrachem.- Czy to znaczy.- Nie.Pozwolono im na zasłużony wypoczynek, śnieg nie sprzyja ondulacjom i i łysinom.Gość za nami jest o pół głowy niższy od ciebie, ma czapkę z daszkiem, podarty płaszcz, workowate spodnie i koślawe buty.Wygląda jak typowy obdartus, ale nim nie jest.Weszli do kawiarni, która wyraźnie już dawno porzuciła wszelką nadzieję na lepsze jutro.W kraju, gdzie specjalnością lokali jest dym z papierosów i skąpe oświetlenie, ten niewątpliwie wybijał się na czoło.Zaraz po wejściu zaczynały piec oczy: para dogorywających świeczek zapewniłaby więcej światła.Bruno posadził Marię w rogu.Rozejrzała się wokół z niesmakiem.- Czy tak ma wyglądać nasze małżeńskie życie? - Jeszcze będziesz to wspominać jako jedną z najpiękniejszych chwil.Obejrzał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript