[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie odbiegłem daleko.W wejściu do kabiny pojawił się Buckley z pistoletami w dłoniach.W duchu zadałem sobie pytanie na miłość boską, dlaczego tak zwlekał? Przecież włączenie automatycznego pilota i sięgnięcie ręką po pistolety nie powinno trwać dłużej niż dziesięć sekund.I wtedy dotarło do mojej świadomości, że od chwili, gdy wyrównał lot śmigłowca, nie mogło upłynąć więcej czasu.Tylko mnie wydawało się to wiecznością - i tyle.Kiedy Buckley zobaczył, że się zbliżam, rzucił mi pistolet.Chwyciłem go w powietrzu tak, żeby przypadkowo nie rozbił fiolek z wirusami.Odwróciłem się na pięcie z bronią w ręku, ale Scarlatti już mnie nie atakował.Wciąż jeszcze zgięty w pół, spokojnie stał nie opodal otwartych drzwi.W jego oczach nie dostrzegłem już obłędu.- Nie warto strzelać, Cavell - rzekł prostując się powoli.- Nie musisz tego robić.- Dobrze, nie będę - odparłem.- Skończył się sen - powiedział normalnym głosem.Stał blisko wyjścia w strugach deszczu, szarpany pędem powietrza, ale zdawał się tego nie zauważać.- Być może marzenia takich ludzi jak ja zawsze kończą się w ten sposób.- Przerwał, a potem rzucił mi nieco kpiące spojrzenie.– Naprawdę to chyba nigdy nie spodziewałeś się zobaczyć mnie w Old Bailey?- Nie - odpowiedziałem.- Tak naprawdę to nigdy.- Czy uważasz, że taki człowiek jak ja pozwoliłby skazać się na śmierć? - dopytywał się uporczywie.- Nie sądzę.Pokiwał głową jakby z satysfakcją.Zrobił krok w stronę wyjścia i znowu się zatrzymał.- A tak przyjemnie byłoby zobaczyć co by napisał New York Times - powiedział z lekkim smutkiem.Potem odwrócił się i wyszedł w ciemność.Uwolniłem Mary z więzów i rozcierałem jej ręce.Buckley tymczasem łączył się z policją, żeby odwołać radiowozy Lotnej Brygady.Kiedy kilka minut później oboje wchodziliśmy do kabiny pilota, śmigłowiec zbliżał się do lądowiska.Podniosłem słuchawki.- Więc jest bezpieczna - rzekł Generał.- Zgadza się, panie generale.Mary nic nie grozi.- A Scarlattiego nie ma?Otóż to, panie generale.Scarlattiego nie ma.Po prostu wyszedł z helikoptera.W tym momencie włączył się Hardanger, jak zwykle ochrypłym głosem.- Wyszedł czy został wypchnięty?- Wyszedł.Zdjąłem słuchawki.Wiedziałem, że oni mi nigdy nie uwierzą
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|