[ Pobierz całość w formacie PDF ] .A głośno dodał: — A czy pan już wyjeżdża?— Jutro, panie profesorze.Odpocząłem znakomicie…— A w nocy dobrze pan tutaj śpi? — zapytał ni stąd, nic zowąd Adaś.— Dlaczego miałbym spać źle? — zapytał gość, patrząc na niego podejrzliwie.— Bo nam myszy nie dają spać.Wciąż gryzą drzwi…— Dlaczego właśnie drzwi?— Myszy mają przedziwne upodobania — roześmiał się Adaś.— Niech pan uważa, aby nie zjadły pańskich farb.— A co pana obchodzą moje farby? — zapytał malarz zaczepnie.— Dlaczego pana boli o to głowa? Czy mało panu było końskiego kopyta?Ton tego przemówienia był tak zuchwale impertynencki, że oczach panny Wandy zamigotało oburzenie, a profesor zacisnął pięści.Adaś jednak uśmiechnął się.— Moja głowa wiele wytrzyma, ja mam żelazną głowę! — rzekł bystrze, patrząc tamtemu w oczy.— Ale tylko jedną… Niech pan jej dobrze pilnuje! — odpowiedział malarz zmrużywszy oczy.— Dziękuję za radę — zaśmiał się Adaś.— Będę się wystrzegał złośliwych… — w tym miejscu uczynił pauzę — koni.Malarz nagłym ruchem zerwał z głowy kapelusz i skłoniwszy się pannie Wandzie odszedł bez słowa.— Opryszek! — rzekł z pasją profesor.— Ale niegrzeczny opryszek — mówił Adaś.— Nie umiał ukryć złości, że jego wyprawa spełzła na niczym i tego też nie umiał ukryć, że to on, a nikt inny, rozbił mi łeb.— Ależ on panu grozi, Adasiu! — zawołała z przestrachem dziewczyna.— Ja wiem o tym — odrzekł Adaś z powagą.— Stracił panowanie nad sobą.I on, i jego wspólnicy zaczną teraz zapewne jakąś gwałtowną wojnę.Dowiedzieli się przez nieszczęśliwą wzmiankę ojca pani o mojej głowie, że ja w całej sprawie gram jakąś rolę, i zwrócą całą uwagę na mnie.— O Boże! — szepnęła dziewczyna.— Ale ja się będę strzegł! — rzekł Adaś z pośpiechem.— Ten jegomość jutro nas opuści, a do jutra nic się chyba nie zdarzy.— Ale czemu nie odchodzi on już dzisiaj? — zapytał profesor.— Nie wiem.Może będzie skrobał jeszcze jakieś drzwi.Niepokoją go zapewne jedyne, do których nie miał dostępu: drzwi w pokoju pana Gąsowskiego, gdyż ojciec pani zamyka je na noc na klucz, a we dnie nie opuszcza swojej pracowni.Panie profesorze! Czy nie mógłby pan w tej chwili wywołać pana Gąsowskiego?— Po co?— Indywiduum jest w domu.Skoro ujrzy, że pan Gąsowski niespodziewanie opuścił swój pokój, skorzysta z dobrej sposobności.Pomóżmy mu! Niech się przekona, że i tam też nic nie znajdzie!— Tak, tak… — mruknął profesor.— Rewolwer w ręce matematyka sam nie wie, kiedy wystrzeli.Wandziu, spróbuj wywabić ojca z jaskini!Długie rozprawy, prowadzone przez otwarte okno, zdołały wreszcie przekonać matematyka, że powinien zwiedzić słoneczny boży świat, który pociemniał cokolwiek, skoro się na nim ukazała groźna chmura czarno malowanej brody.— Panno Wando! — szepnął Adaś.— Niech pani teraz przemknie się do domu przez kuchnię i niech pani stara się dojrzeć, co zrobi malarz? My będziemy stali tutaj, aby nas miał na oku.Wanda pobiegła dookoła przez ścieżki.— Czemu przeszkadzacie mi w pracy? — zagrzmiał matematyk.— Co się stało?— Właściwie to nic, proszę pana — zaczął mówić Adaś wesoło.— Rozmawiamy sobie z panem profesorem o tajemniczych właściwościach liczb.— O, o! — zdumiał się radośnie matematyk.— O cóż idzie?— Czemu na przykład liczbie siedem przypisuje się przedziwne właściwości?Matematyk pogładził brodę i mówił z lubością:— Jest to od najdawniejszych czasów liczba święta.Już Egipcjanie zwrócili na to uwagę.Siedem znali planet i siedem lat tworzyło u nich okres.Uchodziła za liczbę szczęśliwą i przynoszącą szczęście.Świeczniki wschodnich ludów byty siedmioramienne.Siedem razy błogosławiono i siedem razy zaklinano.Wyliczano siedem cudów świata.Żydzi gadali o siedmiu diabłach, a Grecy poświęcili siódemkę Apollinowi i mieli siedmiu mędrców.Średniowiecze znało “siedem jędz”, a Pismo święte mówi o siedmiu braciach śpiących.Tydzień ma dni siedem.Głowa ma w sobie siedem otworów…— Ja mam osiem! — zawołał Adaś.— Niedługo jednak ósmy otwór zagoi się i przestanę być fenomenem.— Siedem grzechów śmiertelnych — wyliczał matematyk.— Siedem…— Nasz dziadek miał siedem córek — przerwał mu pan profesor.— A wszystkie pono podobne były do grzechów śmiertelnych.Co cię tak zaniepokoiło, Piotrze?Adaś , z którego twarzy znikł niefrasobliwy uśmiech, przysłonił ręką oczy, chroniąc je przed blaskiem słońca i wpatrywał się uparcie w tę stronę, w której park łączył się z rzadkim lasem, odgrodzony od niego dość wysokim parkanem.Człowiek jakiś przesadził ów parkan i potykając się na nierównościach gruntu biegł szybko.Jeszcze chwila, a zapadnie między drzewa.— Malarz! — krzyknął Adaś.— Ale dlaczego ucieka?Nie czekając, aż dwaj bracia odkrzykną mu słowami zdumienia pobiegł ku dworowi, wołając z daleka:— Panno Wando! Panno Wando!— Jestem! — odezwała się dziewczyna z głębi domu.— Gdzie on? — pytał Adaś zdyszany.— Nie wiem… Tu go nie było! Więc to on… Uciekł… Nie wchodził z pewnością do pokoju ojca?— Z wszelką pewnością.Słyszałam jego kroki, ale zdawało mi się, że schodził z góry.— Z góry? Przecie na górze… Ach, głupcze! — wrzasnął niespodziewanie.Ponieważ z dwóch osób, wiodących ten zdyszany dialog, jedna tylko była rodzaju męskiego, przeto nie ulegało wątpliwości, że Adaś nazwał głupcem samego siebie.— Głupcze! Głupcze! — powtarzał z gorącym uporem i pobiegł.A panna Wanda za nim.Wpadł do swojej izdebki i z rezygnacją oparł się o ścianę: porządnie złożone papiery były porozrzucane we wszystkie kąty, szafa na oścież otwarta.Adaś , oszołomiony, rozjaśnił się na jeden moment bladym uśmiechem nadziei.Jak żbik skoczył w stronę stolika, w którego szufladzie ukrył starannie owinięty w papier zbutwiały i żółty pamiętnik księdza Koszyczka.Papiery znikły
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|