Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chodziło mi po prostu o to, że twój umysł jest twoim zamkiem, jeżeli więc on próbowałby tam wtargnąć, musisz posta­rać się pojąć jego rozumowanie, musisz wejrzeć w jego umysł.Nie znaczyło to, dosłownie, że masz wchodzić do środka! To byłoby zresztą niemożliwe.Nie jesteś telepatą, Harry.- Och, ja o tym wiedziałem aż za dobrze - przyznał nekroskop - ale Janosz nie był taki pewien.Widział jakieś dziwne rzeczy w moim umyśle, mimo wszystko.Nie najmniejszą okazała się twoja tam obecność.A jeżeli ty mi doradzałeś, to on musiał oczywiście postępować ostrożnie.Ostatnią rzeczą, której by pragnął, jesteś ty w jego umyśle.A jednak, przypuszczam, że masz rację, i to był bluff.Ale czułem się.mocny! Czułem, że mam mocną kartę.- Jesteś mocny - odpowiedział Faethor.- Ale pamiętaj, miałeś dodatkową siłę dziewczyny i Layarda.Użyłeś ich wzmocnionych talentów.- Wiem o tym - odparł Harry - ale czułem się nawet potężniejszy.Czułem, że to było wszystko moje.I przypuszczam, że gdybym był prawdziwym telepatą, dostałbym się do środka.Choćby po to, by uczynić Janoszowi to, co on zrobił Trevorowi Jordanowi.Czuł aprobatę Faethora.- Brawo! Ale nie biegaj, dopóki nie umiesz chodzić, mój synu.Pojedziesz z Cyganami, z plugawymi Zirra?- W jego wielkie szczęki - odparł Harry.- Tak, myślę, że tak.Jeżeli nie mogę dostać się do jego umysłu, to dostanę się do jego ciała.Może stępię mu kilka zębów po drodze.Ale odpowiedz mi na to Faethorze.Odstraszyłem go od wszelkich rodzajów mental­nej inwazji albo uwiedzenia, więc co zrobi teraz? Co ty byś zrobił, gdybyś był nim?- Co mu pozostaje? - odrzekł wampir.- W operowaniu mocami, tymi mocami, które pragnie ci ukraść, uważa ciebie za równego sobie.Musi więc najpierw podbić cię fizycznie.Co ja bym zrobił, na jego miejscu? Zamordował ciebie, a wtedy, z pomocą nekromancji, wyrwałbym twą wiedzę prosto z twoich wrzeszczących fla­ków!- Twoja.“sztuka” - powoli powiedział Keogh.- Tibora? Dragosaniego? Ale Janosz jej nie posiada.- Ale posiada coś innego, tę prastarą, obcą magię.Może zre­dukować cię do popiołów.Powołać cię znowu z chemicznej esen­cji, torturować, aż staniesz się wrakiem niezdolnym się bronić.I wtedy wkroczy do twojego umysłu i weźmie, co chce.Słysząc to, Harry nie czuł się już mocny.Poza tym śliwowica okazała się silniejsza, niż myślał, a łyknął jej całkiem sporo.Nagle doznał niezwyczajnego mu alkoholowego uniesienia, a jednocześnie poczuł ciężar koca rzuconego na ciało.Pod drzewami by­ło chłodno, a ktoś dbał o jego dobre samopoczucie.Otworzył nie­znacznie oczy i zobaczył cygańskiego “przyjaciela”.Mężczyzna pokiwał głową, uśmiechnął się i odszedł.- Zdradziecko sprytne, te psy - skomentował Faethor.- Ach - odparł Keogh - wszak zostali dobrze poinstruowani.Harry nie odczuwał naglącej potrzeby snu, jednak pozwolił so­bie zapaść w drzemkę.Już od dwóch czy trzech dni odczuwał słabość, jakby dochodził do zdrowia po jakiejś niewielkiej infekcji wirusowej.Ale dziwna to dolegliwość, która z jednej strony czyni go silnym, a z drugiej osłabia.Przypuszczał, że może to ta zmiana wody, powietrza, mentalnej działalności, w którą był zaangażowany, włączając mo­wę zmarłych, tak niedawno mu przywróconą.Mogła to być każda z tych rzeczy.albo też coś zupełnie innego.Pozwolił unieść się fali snu.Znalazł się w świecie mokradeł, gór i gniazd wyrzeźbionych w kamieniu, kości i.Nagle przybył z wizytą Mobius.- Harry? Czy wszystko w porządku, chłopcze?- Jasne - odpowiedział.- Tylko odpoczywałem.Wszystkie siły, jakie mogę zebrać.będę ich potrzebował.Bitwa rozegra się no­cą, stary przyjacielu.Mobius został zbity z tropu.- Używasz dziwnych sposobów wyrażania się.I nie całkiem to samo czujesz.Sen Harry'ego w Gwiezdnej Krainie rozwiał się, i od razu mo­wa zmarłych Mobiusa wywarła na nim większe wrażenie.- Co? - zapytał.- Czy coś mówiłeś? Sposoby wyrażania się? Nie czuję tego samego?- Już lepiej! - uczony odetchnął z ulgą.- Do licha, przez chwilę myślałem, że rozmawiam z całkiem inną osobą.Pomiędzy stanem snu i czuwania, Harry zwęził oczy.- Może i tak było - odrzekł nekroskop.Odszukał w swoim umyśle Faethora i owinął go w koc samo­tności.- Tam - powiedział.- Mogę trzymać go tam, kiedy rozmawiamy.- Jakiś dziwny lokator? - zapytał astronom.- Tak, i wielce nie kochany i nie chciany.Ale teraz przykryłem jego szczurzą norę.Zdecydowanie wolę prywatność.A więc z czym przybywasz, Auguście?- Prawie znaleźliśmy rozwiązanie - odpowiedział z miejsca tamten.- Kod jest już złamany, Harry.Wkrótce będziemy mieli odpowiedź.Przybywam niosąc cl nadzieję.I prosić, abyś poczekał z walką jeszcze przez chwilę, tak, abyśmy.- Za późno - przerwał nekroskop.- Teraz albo nigdy.Dziś wie­czorem stanę naprzeciw niego.- Ejże, wydajesz się pełen entuzjazmu z tego powodu.- Zabrał, co było moje, rzucił mi wyzwanie, obraził mnie stra­sznie - odpowiedział Harry.- Spaliłby mnie na popiół, torturami wydobywałby ze mnie tajemnice.Mógłby wkroczyć w kontinuum Mobiusa! A to nie jest jego terytorium.- Oczywiście, że nie! Ono nie należy do nikogo.Ono po prostu jest.Mowa umarłych Mobiusa znowu zrobiła się śpiąca, co kazało nekroskopowi skonsolidować się i skupić w obrębie własnego je­stestwa.ROZDZIAŁ SZESNASTYMĘŻCZYZNA Z MĘŻCZYZNĄ, TWARZĄ W TWARZ- Harry! - Ktoś szarpał go za ramię.- Harry, zbudź się!Keogh od razu przeszedł ze snu do czuwania.Czuł się tak, jak­by dopiero co opuścił kontinuum Mobiusa.Zobaczył Cygana, którego wcześniej spotkał.Zaniepokoił się, że tamten zna jego imię.Po chwili dotarło do niego, iż Janosz z pewnością uczulił wszystkich swoich ludzi na jego osobę.- O co chodzi? - zapytał nekroskop.- Spałeś godzinę - wyjaśnił Cygan.- Wkrótce wyruszamy.Po­za tym jest tu ktoś, kogo powinieneś zobaczyć.-Tak?- Czy jakiś twój przyjaciel szuka cię?Zastanawiał się, czy to Darcy Clarke albo ktoś z pozostałych przyleciał tutaj za nim z Rodos.Potrząsnął głową.- Nie, nie wydaje mi się - odpowiedział.- W takim razie wróg, który cię śledzi? Podróżuje samocho­dem.- Widziałeś go? Chciałbym wiedzieć, któż to taki?- Chodź ze mną - powiedział mężczyzna.- Ale ostrożnie.Ruszył przez las w kierunku żywopłotu.Harry szedł za nim, przyglądając się Cyganom obozującym nie opodal.Ich rzeczy by­ły już spakowane.Sposobili się do dalszej drogi.- Tam - wskazał przewodnik Harry'ego.Po drugiej stronie szosy za kierownicą volkswagena garbusa siedział mężczyzna i obserwował wejście do obozu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript