Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby nie to, że nadal trzymała jego piłę, zostałaby okaleczona na całe życie.Uderzyła na oślep, odbijając kamień i miażdżąc palce śpiewaka.Wsparła się na uwięzionej nodze i zadała drugi cios, prosto w szczękę starego mężczyzny.Przez chwilę Moksoon chwiał się na nogach, aż pomyślała, że znów będzie go musiała uderzyć, ale to tylko wiatr podtrzymywał jego ciało.Wreszcie padł na ziemię.Killashandra automatycznie odwiesiła piłę.Wywołała odczyt pogody, co uciszyło trzy najgłośniejsze sygnały.Zerknąwszy na tył sań stwierdziła, że stary śpiewak nie zadał sobie nawet trudu, by zabezpieczyć swe pojemniki.Zrobiła to za niego, nie zważając na brud i resztki jedzenia, walające się w ładowni.Nagle przypomniała sobie, że obok złoża pozostało jeszcze kilka pudeł.Odpowiednie paragrafy, dotyczące akcji ratowniczych, umknęły co prawda jej pamięci, była jednak coś winna Moksoonowi w zamian za wskazówki i przewodnictwo w Pasmach.Na szczęście w drodze z sań do złoża nie musiała wspinać się na żadne strome, kamieniste zbocze – inaczej nigdy nie zdołałaby dotrzeć do pojazdu, bowiem pojemniki były bardzo ciężkie.Moksoon nadal nie dawał najmniejszych znaków życia.Zaciągnęła go do kabiny i umieściła na koi.Nawet nie jęknął.Żył, co sprawdziła namacalnie, choć na widok jego brudnej szyi poczuła mdłości.W tym momencie uprzytomniła sobie podstawowy problem.Dwa statki – i jeden sprawny pilot.Próbowała ocucić Moksoona, ale potrząsanie i polewanie zimna wodą nie pomagało, a nie mogła znaleźć apteczki, zawierającej pobudzające spraje.Natężenie sygnałów alarmowych zwiększyło się i Killashandra pojęła, iż ma coraz mniej czasu.Nie zdołałaby przenieść całego ładunku Moksoona do własnych sań.Sama miała cztery pojemniki, cenniejsze niż wszystko, co posiadał stary śpiewak.Cech musi mieć jakieś przepisy dotyczące udzielania pomocy.W końcu za odwiezienie Carrika otrzymała dwa gwaranty kredytowe, więc zdecydowała, że to wiatr musiał przytępić jej pamięć.Wyskoczyła na dwór, pobiegła do swojego pojazdu, skąd porwała piłę i dwa pojemniki.Ostrzeżenia rozbrzmiewały coraz głośniej, wspinając się ku granicy wytrzymałości ludzkiego ucha, nie mogła jednak w żaden sposób ich uciszyć, póki nie wystartuje.Zawróciła.Wichura niebezpiecznie kołysała jej saniami.Czy można w jakiś sposób zabezpieczyć pojazd przed zniszczeniem? Nie, zdecydowała, nie wolno tracić czasu.Chwyciła pozostałe dwa pudła, z radością witając dodatkowy ciężar, pozwalający lepiej zachować równowagę.Gdy wreszcie zamknęła za sobą drzwi kabiny Moksoona, dyszała ciężko.Właściciel sań nadal leżał bezwładnie na koi.Umocowała swe pojemniki i piłę pośród nie wykorzystanych pudeł.Następnie mocno przypięła mężczyznę pasami do leżanki i zasiadła za konsolą.Wszystkie sanie miały identyczne tablice kontrolne, choć u Moksoona była ona już mocno używana.Działka była bardzo niebezpiecznie położona – ograniczające ją wysokie skały znacznie utrudniały start przy ciężkiej pogodzie.Killashandra z trudem utrzymywała stałą prędkość poziomą i pułap wznoszenia.Gdy wreszcie znalazła się ponad skałami, pozwoliła saniom po prostu poszybować z wiatrem.Jednocześnie z całej siły naparła na stery, skręcając ku zachodowi.Wzbudzone przez huragan dysonanse były dużo gorsze w powietrzu niż na powierzchni.Pośpiesznie złapała ochronny hełm Moksoona.Choć sztywny, zakurzony i nieco przymały, częściowo wytłumił hałas.I dobrze, bowiem sanie zachowywały się niczym wodny stwór, który właśnie połknął haczyk i teraz z całych sił miota się, aby odzyskać wolność.Pojazd podskakiwał i opadał, kołysał się na boki i Killashandra bardzo szybko doceniła sens wszystkich ćwiczeń na symulatorze.Skrępowanie Moksoona okazało się dobrym pomysłem, bowiem śpiewak odzyskał świadomość, zanim jeszcze wydostali się z Mikeleyów.Natychmiast też zaczął bredzić z bólu.Jakby nie dość było nawałnicy dźwiękowej na zewnątrz!Moksoon stracił znowu świadomość, uderzywszy głową o durastopową ścianę.Dzięki temu ostatnia godzina lotu do kompleksu upłynęła w miarę spokojnie i Killashandra mogła uspokoić skołatane nerwy.Miała powody do dumy, kiedy sprowadziła sanie Moksoona ponad osłonami przeciwwietrznymi u wejścia do hangaru i posadziła je w pobliżu pomieszczeń obsługi.Gestem wezwała medyków, a kiedy przybiegli, wskazała na Moksoona.Nagle ktoś z personelu chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę biur kierownictwa lotów.Informacja, że czeka na nią Lanzecki, w zasadzie nie była potrzebna – to samo głosił migający, zielony napis na ekranie.Pracownicy hangaru zdążyli już otworzyć ładownię i Killashandra zawróciła, aby zabrać swą bezcenną piłę i wskazać cztery pojemniki, zawierające czarny kryształ.– Enthor! – krzyknęła do obsługi.– Zabierzcie je natychmiast do Enthora!Pomimo uprzejmych uśmiechów i potakiwań nie była pewna, czy naprawdę zrozumieli, jakie to pilne.Ruszyła za nimi, ale w połowie drogi ktoś zrównał się z nią i z irytacją pociągnął za rękaw.– Zamelduj się u Lanzeckiego! – polecił zarządca hangaru, odpychając ją od wejścia do magazynu.Wyraz jego oczu był zdecydowanie nieprzychylny.– Mogłaś przynajmniej uratować nowe sanie!Szarpnięciem uwolniła rękę i, pozostawiając za sobą zdumionego podobną bezczelnością mężczyznę, pobiegła za swymi pojemnikami.W magazynie zobaczyła, jak pierwszy tragarz składa swój ładunek na półce.Sama chwyciła pudło i gromko wezwała resztę, aby podążyli za nią do sortowni.– Killashandra? To ty? – spytał znajomy głos.Nie zwalniając zdeterminowanego kroku, odwróciła się i ujrzała Rimbola, maszerującego tuż za nią.W objęciach dzierżył jeden z jej pojemników.Przez głowę Killashandry przebiegły dwie absurdalne myśli: Rimbol nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki majątek kryje się w tym pudle, i miał poważne trudności z rozpoznaniem jej osoby.– Tak, to ja.O co chodzi?– Nie oglądałaś się ostatnio w lustrze, co? – odparł Rimbol.Wydawał się rozbawiony i zdumiony jednocześnie.– Nie krzyw się.Wyglądasz okropnie, ty.ty.kryształowe stworzenie!– Uważaj na ten pojemnik – powiedziała bardziej rozkazująco, niżby wypadało wobec przyjaciela, i powitalny uśmiech Rimbola zniknął.– Przepraszam, Rimbol.Miałam potwornie ciężki lot [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript